"Charlie i fabryka czekolady": UMPA-LUMPASY I DOKTOR WONKA
Deep Roy, o którym Burton mówi, że jest najciężej pracującym człowiekiem w całym przemyśle filmowym, wziął na siebie niełatwe zadanie wystąpienia jako wszystkie Umpa-lumpasy, będące jedynymi robotnikami w fabryce. Wonka sprowadził je z dalekiej Umpalandii, a teraz zadowolone żyją i pracują w murach fabryki, żywiąc się swoim ulubionym jedzeniem: płatkami kakaowymi.
Roy, który pracował wcześniej z Burtonem na planie filmów Planeta małp i Big Fish, był zadowolony z zaproponowanej mu roli. Ale w propozycji był pewien haczyk, jak ze śmiechem mówi reżyser. – Kiedy Tim po raz pierwszy wspomniał o tej roli, powiedział, że będzie tylko jeden Umpa-lumpas i że będą go grał. Setki pozostałych powstaną właśnie z tego jednego. Potem powiedział, że będę może pięcioma różnymi, którymi posłużą się przy zbliżeniach. Następnym razem, kiedy go widziałem w Londynie, z pięciu zrobiło się dziewiętnaście! Pod koniec nie miało już żadnego znaczenia, czy było ich 19 czy 20 czy 50. Praca i tak była wspaniała!
Zespół filmowców zaludnił fabrykę dziesiątkami maleńkich, pracowitych stworków dzięki wykorzystaniu techniki przechwytywania ruchu ciała i twarzy. Wykorzystując nagrania mimiki i ruchów Roya stworzono podobne do siebie lecz różniące się Umpa-lumpasy. Dla aktora oznaczało to miesiące ćwiczeń. Kiedy scena wymagała, by liczne Umpa-lumpasy śpiewały i tańczyły, Roy odgrywał kolejno ruchy każdego z nich, starając się nadać każdemu odmienny wyraz twarzy, nadać indywidualności w ruchach i mimice, by gotowy rezultat wyglądał jak taniec całego grona tych stworów.
- Widzowie mogą myśleć, że wszystkie są stworzone komputerowo, jednak tak nie jest – mówi Roy. – Kiedy na ekranie widać 20 Umpasów, to ja zagrałem ich dwadzieścia ról.
Stworzono także fotorealistyczne, animatroniczne kukiełki Umpa-lumpasów, dla których wzorem – ponownie – był Roy. Służyły one na planie jako pomoc dla aktorów, którzy dzięki nim wiedzieli gdzie stworki znajdują się w trakcie kręconych scen.
- Deep ogromnie się nad tym napracował – przyznaje Burton. – Zastanawiając się nad pokazaniem tych istot rozważaliśmy szereg możliwości, jedną z nich była animacja komputerowa, ale wydaje mi się, że sposób który ostatecznie wybraliśmy jest bardziej odpowiedni, ponieważ nadaje im ludzkiego charakteru, co zgodne jest z duchem całej opowieści.
W roli ojca Willy’ego, dentysty doktora Wilbura Wonka wystąpił Christopher Lee, pokazywany w serii wspomnień z dzieciństwa Willy’ego. Otoczony powszechnym szacunkiem brytyjski aktor od ponad 60 lat pracuje w przemyśle filmowym. Początkowo, w latach 50., związany był ze sławną wytwórnią horrorów Hammer (Burton jest ich miłośnikiem), zagrał w swojej karierze w bardzo różnych filmach fabularnych i telewizyjnych, ostatnio widzieliśmy go w jednych z głównych ról w filmach Władca Pierścieni, sadze Gwiezdne Wojny i w pochodzącym z 1998 filmie Jinnah.
Lee mówi o starszym panu Wonka: - To nie jest zły ojciec, z całą pewnością, jedynie nadmiernie surowy, niezdolny do okazania miłości. – Doktor Wonka był zatroskany higieną jamy ustnej swojego syna i nadmiernie opiekuńczy. W trosce o zęby swojego dziecka zabronił mu jedzenia jakichkolwiek słodyczy. Mówi Lee: - Nie można nazwać tego nadużyciem władzy rodzicielskiej, bo zrobił to dla dobra Willy;ego. Jest jednak bardzo surowy, przez co mały chłopiec widzi w nim kogoś innego, niż jest w rzeczywistości.
Christopher Lee jest nie tylko wspaniałym aktorem, którego role podziwiałem dorastając – mówi Burton, - ma także, dosłownie, potężną osobowość. – Potwierdza to scenarzysta John August: - Jest dominujący w dokładnie pożądanym przez nas znaczeniu tego słowa.
Lee, który pracował wcześniej z Burtonem i Johnnym Deppem na planie filmu Jeździec bez głowy i który ponownie będzie z nimi pracował w trakcie produkcji filmu Tim Burton’s Corpse Bride, mówi: - Tim to reżyser o wielkim entuzjazmie. Dochodzi on do aktorów, promieniując zza kamery. Jest bardzo, niesamowicie wręcz pomysłowy i ma genialny umysł.
Prawdę mówiąc, Burton był tak aktywny na planie i pokonywał tak duże odległości, że Helena Bonham Carter w charakterze żartu dała mu któregoś dnia krokomierz. – Chciała zobaczyć, ile kroków robi co dnia – mówi Freddie Highmore, który nie może przypomnieć sobie oficjalnego wyniku, ale mówi: - okazało się, że reżyser nie musi chodzić na żadne ćwiczenia, całkowicie wystarczał mu dystans, jaki każdego dnia przechodził w pracy.