Reklama

"Carrie": GENIUSZ I DOŚWIADCZENIE

Producenci i reżyserka byli niezwykle zadowoleni, że do roli Margaret udało im się pozyskać tak wybitną i wszechstronną aktorkę jak czterokrotnie nominowana do Oscara Julianne Moore ("Godziny", "Hannibal", "Wszystko w porządku"). - Praca z nią to spełnienie marzeń! - twierdziła Peirce. - Jest bardzo doświadczona, prezentuje rzemiosło na najwyższym, wirtuozerskim poziomie. A jednocześnie ma fenomenalny instynkt, dziką stronę, która pozwala jej na przekraczanie granic. Reżyser czy scenarzysta ma z reguły bardzo konkretną wizję postaci, jaką stworzył. Aktorka o takim talencie jak Julianne jest w stanie uszczęśliwić twórcę, bo potrafi sprawić, że grana przez nią postać staje się jeszcze bardziej realna, bardziej wyjątkowa niż sobie wyobrażaliśmy. W wielkiej mierze dzięki niej pojedynek matki i córki i zarazem ich miłość są tak bardzo wiarygodne. Moretz dodawała: - Ona prowadzi ten film na szczyt. Praca z Julianne to jedna z najważniejszych moich aktorskich przygód. Dodała coś ogromnie ważnego do postaci, swoistą matczyną opiekuńczość, co wypadło niezwykle naturalnie i, jak myślę, wiąże się z osobistymi doświadczeniami Julianne jako matki. Margaret kocha Carrie bezgranicznie, co powoduje dramatyczne skutki. Po tym, jak zagrałyśmy wyjątkowo intensywną scenę zmagań Carrie i Margaret, spytałam Julianne, o czym wtedy myślała. A ona stłumiła chichot i powiedziała: o tym, że muszę zmienić tapetę w pokoju dzieci. No, jest po prostu genialna!

Reklama

Moore tak komentowała swój występ: - Przeczytałam uważnie książkę Kinga, która mówi wiele o przeszłości Margaret. Doszłam do wniosku, że kluczem do jej zrozumienia jest fakt, iż jest izolowana. Kontakty z córką to praktycznie jej jedyna społeczna relacja. Ona za wszelką cenę chce uchronić Carrie przed światem. Moja postać musiała być jednocześnie prawdziwa i wyrazista. Oglądamy setki filmów i wiele z nich po prostu zapominamy. Moim zadaniem było więc także i to, by widz zapamiętał Margaret. Podstawowym źródłem inspiracji była dla mnie powieść Kinga, często się do niej w razie wątpliwości odwoływałam. Kimberly spytała mnie, czy Margaret jest choć trochę szczęśliwa. Powiedziałam jej, że moim zdaniem nie. Jest szalona i godna litości. Dla niej koszmar rozpoczyna się, gdy Carrie zaczyna się buntować. To koniec jej świata. Mieliśmy szczęście, że pracowaliśmy z reżyserką, która rozumie reguły gatunku i tworzenie widowiska sprawia jej satysfakcję. Ale pojmuje także, że kreowanie postaci ma własną logikę i nie należy ulegać schematom związanym, w tym przypadku, z kręceniem horroru. Uważam też, że z wyczuciem uwspółcześniono opowieść, zwracając uwagę na siłę, także destrukcyjną, mediów społecznościowych.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Carrie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy