"C.R.A.Z.Y.": KOMENTARZ REŻYSERA
Niezależnie od tematu filmu, moje podejście jest zawsze takie samo: chcę opowiedzieć historię, która zapewni widzowi jak najlepszą rozrywkę.
Idea „rozrywki” jest dla mnie bardzo ważna. Jako widz lubię, gdy film mnie wciąga, gdy okazuje się, że moje przypuszczenia się nie sprawdzają, gdy nie wiem, co się stanie dalej. Lubię, gdy film gubi rytm, po czym go odnajduje i przyspiesza. Lubię być zaskakiwany, wzruszany, oburzany. Lubię odkrywać nowe światy, marzyć, śmiać się i płakać jednocześnie, a – na samym końcu – lubię wychodzić z kina z satysfakcjonującym uczuciem głodu życia, ochotą na coś więcej, wynikającym z tego, że dzięki filmowi odzyskałem iskrę światła, która pozwala mi widzieć życie takim, jakie zawsze powinno nam się wydawać - pięknym.
Rzadko widuję filmy, które dają mi to uczucie przemożnego szczęścia, ale zdarzają się takie - po kilka każdego roku - i przypominają mi, że właśnie taki film chcę nakręcić, że muszę go nakręcić choćby raz w przeciągu swej skromnej kariery.
Chciałbym wierzyć, że C.R.A.Z.Y. jest tym filmem. Lub jednym z nich.
Zrealizowałem go z myślą właśnie o tym i głównie z samolubstwa. Bazując na doświadczeniu życiowym, które bardzo mną poruszyło, wymyśliłem historię, która miała być szalona, magiczna i piękna. Chciałem sam siebie uszczęśliwić. Wykroczyć poza własne ograniczenia, pracować nad filmem przez duże F.