"C.R.A.Z.Y.": DLACZEGO UKOŃCZENIE C.R.A.Z.Y. ZAJĘŁO 10 LAT?
Minęło 10 lat od kiedy Jean-Marc Vallée wyreżyserował swój lokalny hit Liste noire z Michelem Côté w roli głównej. Po tym sukcesie przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował nad różnymi projektami telewizyjnymi i filmowymi, między innymi Los Locos, kontynuacji Posse Mario Van Peeblesa. Obecnie powrócił z C.R.A.Z.Y. – cudownym filmem, przy którym ponownie współpracował z Côté. Aktor ten stworzył chyba najbardziej poruszającą ze swoich dotychczasowych kreacji, wcielając się w rolę Gervaisa Beaulieu: kochającego, lecz staromodnego ojca pięciu chłopców: Christiana (Maxime Tremblay), Raymonda (Pierre-Luc Brillant), Antoine’a (Alex Gravel), Zachary’ego (Marc-André Grondin) i Yvana (Félix-Antoine Despatie).
Film obejmuje dwie dekady, co biorąc pod uwagę, ile czasu zajęło jego ukończenie, nie jest tak długim okresem. „10 lat zajęło mi zrobienie tego putain de film à la merde” - pomstuje Vallée. „Zarzynaliśmy się kręcąc go, lecz była to jednocześnie świetna zabawa. Ludzie z mojego otoczenia mieli już dosyć słuchania o nim, ale wreszcie udało się go skończyć”.
Często wydaje się, że w przemyśle filmowym Quebecu istnieje przesadnie zarysowane rozgraniczenie – wydaje on na świat albo wielkie filmy komercyjne, albo drobne dzieła niezależne. C.R.A.Z.Y. jest więc czymś wyjątkowym, gdyż łączy najlepsze cechy obu gatunków. Z jednej strony jest to film osobisty, skupiający się na osobowościach bohaterów, jednocześnie jednak dostarcza wiele rozrywki publiczności masowej.
Jak mówi sam Vallée: „Jeśli chodzi o moje podejście do kina, to po prostu chcę urządzić dobre przedstawienie. Uwielbiam opowiadać coś za pomocą obrazów, z zatrzymywaniem klatek, spowolnieniami, montażem, dźwiękiem i muzyką. To medium daje iście magiczne możliwości”.
Choć film oparty jest głównie na pamiętnikach współautora scenariusza, François Boulaya, który dorastał z czterema braćmi i ojcem, który nie potrafił zaakceptować jego homoseksualizmu, to Vallée doprawił go elementami własnej przeszłości. Przykładowo, podobnie jak Zachary, Vallée urodził się z jednym lokiem włosów innego koloru, co jego matka uznała za dowód na to, iż został naznaczony przez Boga.
Oprócz odniesienia się do kwestii duchowości, Vallée miał podczas kręcenia tego filmu jeszcze dwa inne priorytety: zapewnienie wystarczająco wielu dni zdjęciowych, by mógł zrealizować wszystkie swoje ambitne plany i zgromadzenie pieniędzy, pozwalających na zakupienie bardzo kosztownych praw do muzyki – której jest tak wiele, że momentami wydaje się, że mamy do czynienia z musicalem.
Jak wspomina: „Napisałem ten film przesłuchując piosenkę za piosenką. Ciężko pracowałem, by wkomponować je w scenariusz i za ich pomocą posuwać fabułę do przodu, opisywać bohaterów i tworzyć nastrój. Dla mnie te piosenki „The Great Gig in the Sky” Pink Floyd, „Space Oddity” Davida Bowie i inne są jednocześnie modlitwami”.
Vallée, podobnie jak jego główny bohater, Zachary, wyrażający się poprzez muzykę rockową, także był kiedyś zagubionym młodym człowiekiem – do czasu, gdy poznał Yvesa Levera, byłego jezuitę, który prowadził zajęcia z filmu w Ahuntsic. „Studiowałem administrację i byłem bardzo nieszczęśliwy. Ten człowiek naprawdę zmienił moje życie.”
Kevin Laforest, „Montreal Mirror”