Reklama

"C.R.A.Z.Y.": C.R.A.Z.Y. – ROCKOWE MODLITWY I POCHWAŁA ODMIENNOŚCI

Być może najwspanialsze w C.R.A.Z.Y. – filmie, który przyciągnął rzesze publiczności w Quebecu, a potem na fali szumu medialnego ruszył na podbój kin całego świata – jest to, że powstał w rodzimych stronach.

Gdy filmowcowi, Jean-Marcowi Vallée, pierwszy raz przyszła do głowy ta opowieść o dojrzewaniu – traktująca o młodym chłopaku żyjącym z czterema braćmi i zasadniczym, wybuchowym ojcem w Montrealu lat 70. – wydawało mu się, że jedynym sposobem na jej urzeczywistnienie byłoby przetłumaczenie scenariusza na angielski i nakręcenie go w Stanach Zjednoczonych.

Reklama

„W Quebecu mamy tendencje do autocenzury” - twierdzi Vallée. „Znamy swe ograniczenia: nie mamy zbyt dużo pieniędzy, więc nie ma wiele miejsca na fantazję czy magię. Gdy pisałem scenariusz powiedziałem sobie: Nie martw się tym, popuść sobie wodzy. Pisz na co tylko masz ochotę. Pomyślałem, że po prostu zatrudnię tłumacza, który przełoży całość na angielski i nakręcę film w USA, gdzie mają większe budżety”.

Frankofoński przemysł filmowy nagrodził Vallée za pozostanie w la belle province. Od premiery w czerwcu 2005 w Quebecu C.R.A.Z.Y. zarobił 6 milionów dolarów (a kwota ta ciągle rośnie), co jest bardzo imponującą sumą jak na produkcję krajową (film kosztował 7 milionów dolarów). Krytycy nie szczędzili mu pochwał – w prowincji tej nie odnotowano takiego entuzjazmu dla rodzimej produkcji od czasu Inwazji barbarzyńców Denysa Arcanda, która zdobyła nagrody Genie, Cesara i Oscara. Odkąd C.R.A.Z.Y. wyróżniono we wrześniu nagrodą miasta Toronto dla najlepszego filmu kanadyjskiego na MFF w Toronto i został ogłoszony kanadyjskim kandydatem do Oscara, coraz więcej zaczęło być o nim słychać na rynkach anglojęzycznych.

Tytuł filmu Vallée jest akronimem imion pięciu braci: Christiana, Raymonta, Antoine’a, Zachary’ego i Yvana. Opowieść skupia się na czwartym z rodzeństwa, Zacharym, którego dojrzewanie staje się punktem zapalnym w jego relacjach z ojcem.

Vallée – którego ośmioletni syn, Émile, gra młodego Zachary’ego – twierdzi, że jako młody chłopak czuł się wyobcowany w stosunku do swojego rodzeństwa i kolegów z klasy. „Nie jestem gejem, ale byłem bardzo wrażliwy i zawsze czułem się inny od reszty ludzi. Naprawdę utożsamiam się z outsiderami”.

Pomysł na C.R.A.Z.Y. zrodził się 10 lat temu, gdy Vallée wraz z żoną wynajął domek na wschodzie Quebecu. Spędzali wtedy wiele czasu ze swoim sąsiadem, François Boulayem, który opowiadał im anegdoty o swoim dorastaniu z czterema awanturniczymi braćmi. „Wiele z tych opowieści było bardzo zabawnych, lecz inne wydały mi się smutne i niepokojące” wspomina Vallée, który scenariusz do filmu napisał właśnie wspólnie z Boulayem. „To oczywiście typowe dla rodziny, w obrębie której mówi się najcieplejsze rzeczy, lecz jednocześnie także te najbardziej okrutne. Powiedziałem mu, żeby spisał swoje wspomnienia, i że na ich bazie nakręcimy wspaniały film”.

Jakieś trzy miesiące później Vallée dostał paczkę zawierającą 100-stronicowy rękopis pełen losowych scen z życia Boulaya. „Wszystko to było takie prawdziwe. Potem François zaczął przekształcać to w formę scenariusza”. Vallée był świeżo po sukcesie Liste noire, francuskiego dreszczowca z 1995 roku, który bardzo dobrze poradził sobie w quebeckich kinach.

Gdy Vallée przejął ster scenariusza C.R.A.Z.Y., nasycił ten film swoimi własnymi doświadczeniami, dopracowując postać matki, poszerzając wątek duchowy, a nawet dodając swoje ulubione piosenki do ścieżki dźwiękowej.

„Postać matki bardzo przypomina moją własną mamę. Jest bardzo naiwna w swej wierze w Boga. Ja też jako dziecko czułem, że jestem inny, lecz to głównie matka zawsze powtarzała mi, że jestem wyjątkowy i że pewnego dnia odnajdę swój dar. Zresztą robienie tego, czym zajmuję się obecnie jest na swój sposób cudem – powinienem był skończyć jako bezdomny”.

Reżyser będąc nastolatkiem sam uwielbiał rocka i zdecydował, że główny bohater filmu będzie zdezorientowanym seksualnie chłopakiem wielbiącym Davida Bowie (bo kogóżby innego?). Prawa do ulubionej piosenki Zaca - „Space Oddity” - nie były jednak tanie. Według Vallée zdobycie praw do tego utworu, a także kompozycji Pink Floyd, Patsy Cline i innych kosztowało bardzo poważne pieniądze. Był jednak przekonany, że ścieżka dźwiękowa jest kluczowym elementem budowanej w C.R.A.Z.Y. atmosfery nostalgii, sięgnął więc do własnej kieszeni, by móc zamieścić w filmie te piosenki, na których mu zależało.

„Ludzie pytali mnie, dlaczego tyle piosenek jest po angielsku, zamiast po francusku – cóż, tego właśnie słuchało się w Quebecu, gdy dorastaliśmy. Większość muzyki była po angielsku. Nie chciałem antagonizować frankofonów. Chodziło o ukazanie ludziom, jak to było dorastać w tamtym okresie” twierdzi reżyser.

Jednym z podtekstów filmu jest słabnięcie wpływów kościoła katolickiego w społeczeństwie Quebecu; w pewny momencie ojciec Zachary’ego (pięknie zagrany przez Michela Côté) stwierdza, że “ma dosyć” lokalnych księży. Gdy wiara nastoletniego Zachary’ego - zjawiskowa kreacja Marca-André Grondina – załamuje się, co prowadzi do dodatkowych napięć w stosunkach z ojcem, chłopak odnajduje religijny autorytet w Bowiem.

„W tej scenie „Space Oddity” naprawdę staje się modlitwą. Zachary modli się do Boga. Posługuje się buntowniczą muzyką, by zakomunikować, że jest inny i że nie ma w tym nic złego. Próbuje odnaleźć się w świecie, a Bowie przemawia do niego. To uduchowione utwory rockowe.”

„C.R.A.Z.Y. mówi o każdym, kto czuje się inny” twierdzi reżyser. „Jesteśmy w Quebecu osamotnieni, otaczają nas angielskie prowincje Kanady i anglojęzyczna Ameryka, czujemy się w swoim środowisku odmieńcami. Być może dlatego łatwiej nam zaakceptować inność. Sami czujemy się inni, bo posługujemy się innym językiem. Chciałem pokazać swym synom (Émile’owi i Alexowi) że każdy człowiek ma coś do zaoferowania. Chciałem im przekazać, że należy akceptować ludzi, którzy się od nas różnią”.

Matthew Hays

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: C.R.A.Z.Y.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy