Reklama

"Boogeyman": PRODUKCJA

„Boogeyman” to druga produkcja Ghost House Pictures, firmy powstałej z inicjatywy Sama Raimiego (reżysera kultowych horrorów z serii „Martwe zło” oraz „Armii ciemności”) i Roba Taperta oraz studia Senator International. Założyciele stawiają sobie za cel powrót do korzeni horroru. Projekt „Boogeymana” idealnie pasował do ich wizji gatunku, w której znajdzie się miejsce dla elementów kina amerykańskiego i japońskiego.

Znaczna część akcji „Boogeymana” rozgrywa się w opuszczonym, starym domu, co jest nawiązaniem do klasyki hollywoodzkiej. Filmowcy koncentrują się również na psychice bohaterów, podobnie jak autorzy japońskich i koreańskich szlagierów takich jak „Dark Water”, „The Eye” i „Pulse”. Robert Tapert wyjaśnia: „Początkową wersję scenariusza zmieniliśmy, aby, wzorem japońskich opowieści o duchach, zmusić widza do zastanowienia wraz z bohaterem, co jest prawdziwe, a co jest tylko przywidzeniem”.

Reklama

Nazwiska producentów, jak również zaufanie, jakim go obdarzyli, przekonały Stephena T. Kaya do podjęcia się wyreżyserowania pierwszego w swojej karierze horroru. Raimi i Tapert byli przekonani, że świetna praca z aktorami, z której Kay słynie, pozwoli mu zaprzeczyć tezie, że w filmach grozy nie można stworzyć dobrych kreacji aktorskich. Postawili mu jeszcze inne żądanie: w filmie miało się znaleźć przynajmniej 13 momentów, w którym publiczność podskoczy ze strachu.

Reżyser określa „Boogeymana” jako opowieść o dojrzewaniu: „To historia o tym, jak Tim radzi sobie z lękiem, uosobionym przez tytułowego potwora. Trudno go zobaczyć, nie sposób go dotknąć, jest jednocześnie bytem uniwersalnym i czymś konkretnym – dla każdego jest czymś innym”. Twórca chciał ukazać głównego bohatera jako człowieka z krwi i kości, zmagającego się z obawami, które każdy kiedyś odczuwał. Producent Rob Tapert dodaje, że sens filmu zawiera się w „drodze, jaką trzeba przejść, aby wyzbyć się dziecinnych lęków i wejść z odwagą w dorosłość”. W przypadku Tima drogę tą wieńczy konfrontacja z tytułowym stworem, który prześladuje bohatera od 8 roku życia i nie pozwala wieść normalnego życia.

Reżyser filmu wyjaśnia, że wybór Barry’ego Watsona do głównej roli wiązał się z jego naturalnością oraz wizerunkiem „miłego faceta”. „Potrzebny był ktoś na tyle sympatyczny, aby widz nie czuł się zniechęcony ilością problemów, z którymi boryka się Tim w trakcie filmu”, zaznacza Kay. „Dzięki Barry’emu było to możliwe”. Aktor przyznaje, że z rolą wiązały się spore wyzwania. Musiał bowiem ukazać skrajne uczucia, jakich Tim doznaje przed osiągnięciem dojrzałości emocjonalnej. „Tak długo dławiły go lęki z czasu dzieciństwa, że teraz nadszedł najwyższy czas na stawienie im czoła”, mówi Watson.

Emily Deschanel, grająca Kate, docenia w pracy ze Stephenem T. Kay’em lekkość, z jaką podchodził do swoich obowiązków oraz przyjęcie perspektywy dziecka, które cały czas poznaje świat. O swojej bohaterce aktorka mówi: „To prosta dziewczyna z prowincji, bardzo bezpośrednia, mówiąca o wszystkim prosto z mostu”. Deschanel uważa, że jej postać wnosi do filmu dużą dozę zdrowego rozsądku. To z nią utożsamia się publiczność, niepewna, czy Tim popada w szaleństwo czy naprawdę walczy z boogeymanem. Reżyser dodaje, że wbrew konwencjom horroru , Kate nie jest niewinną i wyrozumiałą towarzyszką głównego bohatera.

„To skomplikowana postać, mocno stąpająca po ziemi, a jednocześnie nieprzewidywalna w swoich wyborach. Dzięki temu do końca nie wiadomo, co może jej się przytrafić”, zapewnia twórca.

Jako Jessica, australijska aktorka Tory Mussett uosabia wszystko to, co Tim zyskałby, wyzbywając się swoich obaw. „Moja bohaterka łudzi się, że potrafi go uratować, lecz wkrótce odkrywa, że to przerasta jej możliwości. Przez długi czas walczy o jego uczucie, lecz przegrywa z jego zagubieniem i paranoją”, tłumaczy Mussett. W roli matki Tima zobaczymy Lucy Lawless („Xena: Wojownicza księżniczka”), która tak wspomina swoją reakcję na propozycję Roba Taperta: „Pracowałam właśnie w Europie, gdy zaproponowano mi występ jako uzależnionej od leków matki, zrzekającej się opieki nad dzieckiem. To jedna z tych rzucających się w oczy ról, które nie sposób odrzucić ani zapomnieć”. Obsadę zamyka 9-letnia Skye McCole Bartusiak w kluczowej dla filmu roli tajemniczej Franny. Reżyser twierdzi, że emocjonalna siła „Boogeymana” bierze się właśnie z relacji Franny z Timem: „Jeśli główny bohater zmaga się z problemami, powstałymi w dzieciństwie, to tylko inne dziecko pomoże mu znaleźć ich rozwiązanie”, wyjaśnia Stephen T. Kay.

„Boogeymana” kręcono w Nowej Zelandii, w okolicach Aukland, Pokeno i w studiu w Witakere, w którym w latach 1993 – 2001 powstawały odcinki niezwykle popularnych seriali „Xena: Wojownicza księżniczka” oraz „Herkules”. Najważniejszym elementem dekoracji był niewątpliwie dom Tima, który w filmie „gra” prawdziwa posiadłość zbudowana w stylu wiktoriańskim, stojąca w Karaka, pod Auckland. Scenograf Robert Gillies wybrał ją przede wszystkim ze względu na odpowiedni wystrój, ale też umiejscowienie akcji na prowincji. Wnętrze zostało zbudowane w studiu, zachowując elementy typowe dla wiktoriańskiego stylu, m.in. drewniane schody, zdobiony sufit, liczne ciemne zakamarki i szafy, w których może skrywać się tytułowy potwór. Gilles mówi, że pragnął zaakcentować najbardziej makabryczne strony wspomnień z domu rodzinnego: „Pracując nad scenografią do tego filmu, przypomniałem sobie, jak, mieszkając kiedyś z dziadkami, patrzyłem na wystrój mojej sypialni i nachodził mnie potworny strach. Właśnie dlatego wybrałem tak dziwne wzory na tapetę.” Zastosowano również inne klasyczne efekty, takie jak gra świateł i cieni (zwłaszcza tych ostatnich) i wieszaki na doniczki, które oglądane z innej strony przypominają wielką dłoń, pokrytą pajęczymi sieciami. Gilles okroił również paletę kolorów, co podkreśliło jeszcze ponurą atmosferę zaniedbanego domu. „Pozostawiliśmy kolor niebieski i zielony, ale wyłączyliśmy czerwień, żółć i biel. W ten sposób dom od wewnątrz wygląda na większy niż patrząc z zewnątrz, tak aby oddać uczucie osamotnienia, jakie prześladuje Tima.

Operator Bobby Bukowski zadbał o wzmocnienie efektów grozy przez odpowiednie oświetlenie, które określa jako „delikatne”. Podobnie jak w przypadku reżysera Stephena T. Kaya, „Boogeyman” jest pierwszym horrorem w karierze Bukowskiego. Operator chciał więc, aby jego debiut w tym gatunku wyróżniał się na tle dotychczasowych produkcji: „Pomyślałem, że rzadko zdarzają się naprawdę pięknie wyglądające horrory. Stephenowi natomiast zależało na realizmie i stonowaniu efektów, a także na zachowaniu nieśpiesznego tempa.” Reżyser potwierdza te uwagi, dodając, że wybór autora zdjęć wiązał się z jego umiejętnością manipulowania uczuciami widza przez wygląd każdej sceny. „Bukowski traktuje oświetlenie jak malowanie emocjami. Nasz film ma wywoływać wrażenie tajemniczości, trochę jak płótna Francisa Bacona”. Twórca dodaje, że podobnie jak w dziełach sławnego ekspresjonisty, zależało mu na osiągnięciu efektu grozy przez załamanie faktury obrazu. Jest to jedna z nowych technik odnowienia gatunku filmowego, który, jak zaznacza reżyser, potrzebuje nowej jakości „Do niedawna za jego symbol uznawano „Krzyk” Edvarda Muncha, lecz seria Wesa Cravena pod tym samym tytułem i jej parodia

„Straszny film” odebrały mu aurę tajemniczości i zmusiły twórców do poszukiwania nowego języka. Pomocne w tym okazały się doświadczenia filmowców z Japonii i Korei.”

Zadanie ukazania nieuchwytnego Boogeymana przypadło nowozelandzkiej firmie Oktobor, która wsławiła się pracą nad efektami specjalnymi w trylogii „Władca pierścieni”. W trakcie zdjęć w tytułowego bohatera wcielił się aktor i tancerz Andrew Glover, którego wygląd i ruchy zostały zmodyfikowane przez grafików z Oktobor. Efekty ich pracy zafascynowały Glovera, który po trzygodzinnym procesie charakteryzacji nie poznawał siebie w lustrze.

Aktor dodaje, że rola była wyczerpująca fizycznie i zmuszała go do noszenia specjalnych uprzęży dla kaskaderów. Na prośbę Stephena T. Kaya, Glover nie oglądał komputerowych projektów swojej postaci, przygotowanych przez grafików z Oktobor. 12 specjalistów od efektów specjalnych pracowało nad stworzeniem wizerunku Boogeymana. Jeden z nich, Brent Gilmartin, wspomina, że reżyserowi zależało na wykreowaniu postaci przypominającej ducha, lecz pozbawionej cech konkretnej osoby. „Zapewniał, że tajemniczość uczyni go przerażającym. Na początku filmu widz miał ujrzeć jedynie jego zarys, a w miarę słabnięcia potwora, mieliśmy go pokazywać coraz więcej.”. Wg Gilmartina tytułowy bohater potrafi zmieniać swoje kształty, podróżować także w czasie, a jego napady są nieprzewidywalne jak ataki tornada.

Aby przekonująco oddać atmosferę grozy, twórcy musieli również poprosić o pomoc specjalistów od efektów mechanicznych. W szczególnie dramatycznej sekwencji starcia głównego bohatera z Boogeymanem, łóżko Tima porusza się z siłą równą nieomal trzęsieniu ziemi (4-5 w skali Richtera). Brandon Durey, koordynujący pracę mechaników, tłumaczy, że dla potrzeb tej sceny zbudowano dokładną replikę pokoju, którą w ruch obrotowy wprawiał silnik napędzany prądem przemiennym. Moc silnika modulowano, tak aby ruch wydawał się chaotyczny. O stopniu skomplikowania omawianej sceny może świadczyć fakt, że w tym samym czasie specjalny dźwig opuszczał z sufitu płytę , podnosząc tumany kurzu. Wir wciągający wszystkie przedmioty z pokoju do szafy został ukazany przy zastosowaniu efektów mechanicznych (przewody) oraz wizualnych (sztuczne tło).

Aktorką, która musiała wykazać się dużą cierpliwością na planie, była Tory Mussett. Nakręcenie sceny, w której jej bohaterka, Jessica, bierze kąpiel w podejrzanie wyglądającej wannie, zakończyło się dla niej szeregiem sińców. Mussett musiała również poddać się długiemu i niezbyt przyjemnemu procesowi charakteryzacji, aby wyglądać na „śmiertelnie przerażoną”. Odpowiedzialna za tę i inne przemiany w filmie Marjory Hamlin, wzorowała się na wyglądzie topielców, dorysowując na ciele aktorki liczne zaczerwienione żyły i zmieniając odcień jej skóry na niebieskawy. Pomysłowość scenarzysty „Boogeymana” zmusiła również Hamlin do wymyślenia grotesko „postarzającej” charakteryzacji dla Lucy Lawless. Główny bohater miał bowiem doznać szoku, gdy w jego łóżku pojawia się matka, wyglądająca w dodatku jak 80-latka.

Tytułowy bohater przeszedł wiele transformacji, od bladego, długowłosego stwora po czarną, wychudzoną postać bez włosów i brwi. Marjory Hamlin podkreśla precyzyjność technik służących pogłębieniu uczucia grozy, jaką tytułowy stwór ma budzić: „Przygotowałam dla Andrew Glovera, grającego Boogeymana, sztuczne worki pod oczy, aby zaakcentować jego podobieństwo do widma”. Graficy Oktobor pracowali nad efektem zamglenia oczodołów tytułowego monstrum, który dodaje mu jeszcze tajemniczości.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Boogeyman
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy