Reklama

"Bon voyage": SCENARZYSTA O FILMIE

Patrick Modiano, marzec 2003

Kiedy Jean-Paul Rappeneau poprosił mnie, żebyśmy wspólnie napisali scenariusz do jego nowego filmu, byłem wzruszony z dwóch powodów. Pierwszy z nich dotyczy mojego życia. Rappeneau spotkałem pierwszy raz w wieku osiemnastu lat, w domu pod Paryżem, gdzie ukryłem się po oblaniu matury. Moja przyszłość wydawała mi się wtedy bardzo niepewna. W tym samym domu zatrzymał się Alain Cavalier, przyjaciel z dzieciństwa Rappeneau i Jean-Paul złożył mu wizytę. Natychmiast go poznałem, pojawiał się przecież w pierwszych filmach Louisa Malle’a. Cavalier i Rappeneau rozmawiali o scenariuszu "La vie de Chateau", pierwszym filmie Rappeneau, nad którym zaczęli razem pracować. Strasznie chciałem poprosić ich o to, aby pozwolili mi wziąć udział w rozmowie, byłem jednak tylko słabym uczniem, który nie zdał matury i miał źle skończyć, jak się wtedy mówiło. Z powodu tego wspomnienia, pracując z Jean-Paulem nad "Bon voyage", miałem przeświadczenie, że spotkania między ludźmi nie są kwestią przypadku.

Reklama

Ponadto, jak tylko Jean-Paul powiedział mi o projekcie poczułem, że szczególnie mu na tym filmie zależy i że jest mu on bardzo bliski. Opisanie dwóch czy trzech dni chaosu, jaki panował w Bordeaux w czerwcu 1940 roku, w chwili klęski, kiedy rząd i całe tłumy ludzi z różnych stron ściągały do tego miasta, nie było tylko kwestią wprawki stylistycznej. Myślę, że on od dłuższego czasu krążył wokół tego tematu, był bowiem jednym z wielu dzieci, które asystowały przy tym zamieszaniu, nic z niego nie rozumiejąc. Szkoła skończyła się z dnia na dzień, trzeba było uciekać całą rodziną samochodem, a dorośli dziwnie się zachowywali. Dzieci generacji Rappeneau nigdy nie zapomniały, że świat się zawalił, zanim one stały się dorosłe. Ten krótki moment całkowitego chaosu Jean-Paul chciał potraktować w sposób komediowy i można powiedzieć, że wiernie oddał rzeczywistość. Tak, tych kilka dni w czerwcu 1940 roku w Bordeaux faktycznie miało w sobie coś z komedii w najgłębszym sensie tego słowa. Rząd, którego przerosła sytuacja, społeczeństwo zachowujące się w sposób wzniosły i zarazem śmieszny, całe to targowisko próżności strzelające ostatnimi fajerwerkami. Pracując z Rappeneau zdałem sobie sprawę, że ten temat pozwolił mu rozwinąć jego szczególny talent, który w tym scenariuszu sięgnął zenitu. Posiadł on sztukę opowiadania kontrapunktami i ozdobnikami, mistrzowsko przedstawił losy ludzi, które przecinają się w powstałym chaosie oraz świetnie opisał cały ten świat tracący równowagę, czemu towarzyszą zdumione spojrzenia dwóch młodych chłopców. Myślę, że ci dwaj bohaterowie są w pewnym sensie naszymi odpowiednikami.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Bon voyage
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy