Reklama

"Bliżej": LONDYN - ELEGANCKI I CODZIENNY

Dodatkowym elementem tworzącym klimat „Bliżej” („Closer”) jest współczesne spojrzenie na Londyn i żyjących w nim ludzi. Nieprzypadkowo bowiem obserwujemy cztery centralne postaci filmu w tym właśnie otoczeniu. Jak mówi producent Brokaw: „Londyn jest absolutnie fascynującym, wielowymiarowym miastem, w którym jest zawsze coś ciekawego do odkrycia, zarówno w sensie dosłownym, jak i filmowym. Tak właśnie rzecz miała się i z „Bliżej” („Closer”). Film pokazuje Londyn współczesny, nie ten rodzaj miasta, które często postrzegamy w tak przeromantyzowany sposób, ale miasto ludzi, którzy tu właśnie mieszkają, z jego bogatą kolorystyką i wielowarstwowością.”

Reklama

Mike Nichols zwrócił się z propozycją współpracy nad wizualną stroną filmu do znanego w branży scenografa, utytułowanego artysty Tima Hatley’a. Pomimo, że Hatley od stosunkowo niedawna zajmuje się projektowaniem scenografii do filmu, Nichols był pod tak dużym wrażeniem jego osiągnięć teatralnych, w tym scenografii do najnowszej produkcji „Private Lives”, i „The Crucible”, że nie miał obaw jeśli chodzi o zaangażowania do go filmu.

Hatley z kolei zaproponował współpracę w charakterze nadzorującego Art Directora Markowi Raggettowi, artyście, który ma w swoim dorobku wiele osiągnięć filmowych. Hatley przeczytał sztukę Marbera 15 razy zanim rozpoczął właściwą część prac nad scenografią i jak mówi: „Znalazłem w niej wszystkie odpowiedzi na pytania dotyczące jej charakteru i grających postaci.”

Zarówno strona wizualna, jak i emocjonalna filmu stanowią esencję współczesnego Londynu. „Jej sednem jest historia czworga ludzi, którzy znaleźli się w tym mieście nie w celach turystycznych, ale żyją tutaj i przeżywają swoje prawdziwe rozterki. To nie jest Londyn rodem z karki pocztowej, ale prawdziwe miasto i prawdziwi ludzie”, mówi Hatley.

Hatley, Raggett oraz dekorator wnętrz John Bush zwrócili uwagę, iż w każdej ze scen „Bliżej” („Closer”) aż wrze od emocjonalnego napięcia, a scenografia powinna odzwierciedlać intensywność dialogów oraz interakcji postaci. Jak mówi Raggett: „Relacje pomiędzy bohaterami filmu są na swój sposób klaustrofobiczne, stąd też przy projektowaniu scenografii w dużym stopniu odwoływaliśmy się do takiego właśnie uczucia.”

W przypadku Dana, słabego dziennikarza i niezbyt udanego pisarza, Hatley zaprojektował podniszczone, małe londyńskie mieszkanko, usytuowane nieopodal bazaru z książkami i kawiarni.

Z kolei studio fotograficzne Anny jest również jej mieszkaniem. Wraz z rozwojem akcji otoczenie jej codziennego funkcjonowania zmienia się. Ten nieco zaniedbany loft z początku filmu z czasem, w miarę jak Annie zaczyna się lepiej powodzić, nabiera innego charakteru – z eklektycznego studio w stylu cyganerii w eleganckie miejsce z charakterem i przeznaczeniem zarówno do pracy, jak i mieszkania.

Zarówno Hatley, jak i Raggett przyznają, że największym wyzwaniem było dla nich zaprojektowanie klubu nocnego ze stripteasem. Obaj panowie byli zgodni co do tego, że nie chodzi im o typowy podejrzany lokalik, ale coś bardziej ekskluzywnego i z klasą. Obaj też chcąc zapoznać się z oferta rynkową przeprowadzili małe badanie rynkowe i odwiedzili kilka przybytków dla gentlemanów, przyjmując ostatecznie za punkt wyjścia The Reform Club z jego ciężką, bogatą sztukaterią. Całość została w końcu zbudowana od samego początku na potrzeby filmu. „Tim stworzył to nieco surrealistyczne otoczenie z klatką luster i półprzezroczystymi ścianami, co doskonale oddaje charakter rozgrywających się w klubie scen”, mówi Raggett.

Hatley prowadził również długie rozmowy z weteranką projektowania kostiumów filmowych, Anną Roth, z którą reżyser Nichols prowadzi współpracę od czasu ogromnego sukcesu broadway’owskiej produkcji „The Odd Couple” z lat 60’tych zeszłego stulecia. Podróżując z Londynu do Nowego Jorku z ogromnymi metalowymi kontenerami pełnymi modeli, fotografii i szkiców Hatley przedstawił opracowane przez siebie modele, po czym przystąpili z Ann do wyboru kolorów. „To była naprawdę niesamowite móc pracować z tak doświadczoną i utytułowaną artystką”, mówi Hatley.

Po ostatniej, dość wyczerpującej i złożonej współpracy z reżyserem Nicholsem przy sześciogodzinnej produkcji telewizyjnej „Angels in America” dla HBO, z punktu widzenia Roth ten projekt wydawał się być raczej nieskomplikowanym zadaniem, biorąc pod uwagę, że ubrać trzeba było zaledwie czworo głównych aktorów. Jak mówi Roth: „Najbardziej interesującą postacią z mojego punktu widzenia jest Dan, którego w filmie gra Jude Law. Jest on dość biedny, stąd też jego ubrania musiały być stosunkowo nędzne, przygnębiające i tanie. Tak też zostały zaprojektowane. Mimo to, Dan jest bardzo seksownym mężczyzną, co było wyzwaniem jeśli chodzi o pokazanie tego również za pomocą jego ubrania.”

Roth zdawała sobie sprawę, że jako dziennikarz Dan często musiał występować w koszuli, pod krawatem i w garniturze – całość jednak musiała nosić znamiona taniości. „Nasze zadanie polegało na tym, żeby pokazać Dana w niemodnym, znoszonym garniturze, ale jednocześnie jako czarującego faceta. Tak też staraliśmy się uczynić, wpasowując go w garniturki rodem z lat 60-tych.”

Z kolei w przypadku granej przez Portman postaci Alice, Roth wyobrażała ją sobie jako swoistego rodzaju ‘życiową podróżniczkę’, która żyje z jednym plecakiem na grzbiecie i w taki też sposób się ubiera. „Alice to wolny duch, który w jednym momencie potrafi się zebrać i odmaszerować w dalszą podróż. Właściwie potrzebowała jedynie wygodą parę dżinsów i kilka T-shirtów”, mówi projektantka.

Jeśli chodzi o postaci Anny i Larry’ego, to są to osoby nieco bardziej zamożne, ale jednocześnie będące przedstawicielami swojego pokolenia, stąd też dużo częściej zdarza im się być ubranym w rzeczy codzienne, na luzie, a ich garderoba odzwierciedla styl życia i pewne życiowe wybory, mówi Roth.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Bliżej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy