"Biała i Strzała podbijają kosmos": TOMASZ LIS
"Nie boję się zaszufladkowania"
Czy mógłby Pan powiedzieć kilka słów o swojej postaci?
Tomasz Lis: - Zdradzę, że nie gram ani Białej ani Strzały. Rola moja nieduża, ale postać wielka - niestety nie mogę zdradzić więcej.
Jak Pan ocenia poziom polskiego dubbingu?
- Bardzo lubię, kiedy, a to na szczęście w Polsce jest normą, dialogi kierowane są zarówno do dzieci, jak i do dorosłych. W "Białej i Strzale" tak właśnie jest. Moja rola, choć niewielka, ma naprawdę dużo szerszy kontekst niż w oryginale. Jest i coś o konflikcie rakietowym, Fidelu Castro, stosunkach amerykańsko-chińskich. Okazuje się, że nawet z filmu o dwóch pieskach można wyczytać kawałeczek historii.
Ulubiony film animowany?
- Lubię wszystkie, ale chyba najbardziej "Uciekające kurczaki". Dlaczego? Nie wiem. Jest dynamiczny, wciągnął mnie..
Bohaterami "Białej i Strzały" są przede wszystkim zwierzęta. Czy na co dzień ma Pan z nimi do czynienia?
- Zdecydowanie tak. Mamy dwa psy: berneńczyk i czekoladowy labrador, do tego trzy dorosłe koty i trzy małe. Jeszcze przed chwilą były dwa dodatkowe małe koty, ale one znalazły już nowych właścicieli. Do tego dochodzi jeszcze mała myszka i chomik. Generalnie jest pokojowa koegzystencja między zwierzakami. Zadziwiające, ale między psami i kotami nie ma absolutnie żadnego konfliktu.
Brakuje tylko konia?
- Obawiam się, że gdyby tylko koń pojawił się na horyzoncie, to również zostałby przygarnięty, bo wszystkie dziewczynki konie akurat uwielbiają. Istnieje za to podział na frakcje "psiarzy" i "kocią".
Czy udaje się Panu załagodzić ten konflikt?
- Niespecjalnie. Robią, co chcą, wszyscy robią ze mną, co chcą.