"Biała i Strzała podbijają kosmos": JAROSŁAW BOBEREK
"Śmiesznie przy okazji, a nie za wszelką cenę"
Kim jest tym razem Pana bohater?
Jarosław Boberek: To Lenny, szczur. Już kiedyś grałem Lenny'ego, ale tamten był rekinem, więc można powiedzieć, że to mój debiut w charakterze Lenny'ego-szczura. (śmiech)
Nie będę się specjalnie zagłębiać w szczegóły fabuły, ale rzecz jest o podboju kosmosu. Mój bohater, który jest bardzo cwany i bystry, wraz z parą psów - Białą i Strzałą, bierze udział w eksperymentalnej podróży kosmicznej. Wcześniej, jak wszyscy kosmonauci, muszą oni przejść przez cały cykl szkoleń.
Jak układała się współpraca z pozostałymi aktorami?
- Specyfika dubbingu polega przede wszystkim na tym, że aktorzy biorący w nim udział nie mają przyjemności spotkać się ze sobą podczas nagrań - każdy nagrywa swoją rolę osobno. Dlatego nie mogę powiedzieć, jak pracowało mi się z Białą czy Strzałą. Mogę mówić tylko o swojej postaci. Przyznać muszę, że naprawdę bardzo mi się ta praca podobała. To było bardzo owocne, satysfakcjonujące spotkanie. Wielki ukłon w stronę reżysera.
Jak wyglądały Pana przygotowania do roli Lenny'ego?
- Prawda jest taka, że na ogół idziemy na żywioł, bo nie ma czasu, żeby się wcześniej przygotowywać. Zresztą nie mamy nawet takiej możliwości. Dostajemy film, który jest zabrudzony, zakodowany, posiada milion zabezpieczeń. Nie możemy dostać materiałów do domu, ale myślę sobie, że tak naprawdę nie ma takiej potrzeby z uwagi na doświadczenie, jakie biorący w tym udział posiadają. Wstępna rozmowa z reżyserem, który przedstawia nam całą historię, opowiada o postaciach w zupełności wystarczy. Wspólnie szukamy głosu, staramy się nadać tej postaci cech charakterystycznych. Olbrzymie znaczenie ma dla nas współpraca z dialogistą, który jest obecny na planie. Dzięki temu możemy na bieżąco korygować tekst.
Jak ważny jest głos przy konstruowaniu animowanej postaci?
- Głos to tylko jeden z elementów. Pełni bardzo istotną rolę, ale nie może być dominujący. Jest ważny, ale nie najważniejszy. Najważniejszy jest - jak mawiała śp. Joasia Wizmur - środek, to jego trzeba szukać. Motywacja bohatera - dlaczego jest taki, a nie inny? Nie można wypaść z roli, za bardzo odbiec od wcześniej ustalonego charakteru postaci, nawet, gdy jest zabawniej. Śmiesznie ma być przy okazji, a nie za wszelką cenę.
Którą z dubbingowanych postaci lubi Pan najbardziej?
- Na to pytanie zawsze odpowiadam w ten sam sposób: najbardziej lubię tę, którą się obecnie zajmuję. Nie można przecież żyć przeszłością. Najważniejsze jest "tu i teraz". Temu się obecnie oddaję i tym się pasjonuję. Ale oczywiście lubię króla Juliana z "Madagaskaru", lubię Lenny'ego-rekina z "Rybek z ferajny", o którym już wspominałem. Lubię też postać niezwykle popapranego diabła, Czerwonego, z kultowego serialu animowanego "Krowa i Kurczak".
Rola, która była dla Pana szczególnym wyzwaniem?
- Kiedyś zaproponowano mi udział w castingu, w którym miałem podłożyć głos pod mojego ulubionego aktora, Tima Rotha. Gdy otrzymałem tę propozycję, zwariowałem ze szczęścia. Wiedziałem, że to muszę być ja. No i udało się. To był jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy udało mi się wyrwać materiały do domu. Siedziałem po nocach, uczyłem się jego oddychania, pociągania nosem, całej fizjologii. Wszystko po to, by nie zepsuć mu tego, co on w takim pocie czoła w filmie "Rob Roy", bo o nim mowa, wykonał. Mam wrażenie, że zrobiłem wszystko, by nie przynieść mu wstydu.
Który z tytułów uważa Pan za najlepiej zdubbingowany?
- Taką perłą dubbingu sprzed wielu lat jest "Piotruś Pan", który powstawał bez konsultacji z jego producentami. Nikt tego nie opiniował, nie podejmował castingowych decyzji gdzieś daleko za oceanem. Artyści mieli wolną rękę. To był absolutny hit z wielką rolą Ludwika Benoit, który grał Kapitana Haka. Rewelacja! Nie widziałem wersji oryginalnej, ale mam wrażenie, że nasza była lepsza.