Reklama

"Beat the World. Taniec to moc!": HISTORIA

Po napisaniu scenariusza do filmu tanecznego "Krok do sławy" ("Stomp the Yard"), który okazał się prawdziwym hitem, reżyser/scenarzysta Robert Adetuyi zaczął myśleć o nakręceniu własnego filmu tanecznego, na dodatek opartego na dosyć unikatowej koncepcji.

Po napisaniu scenariusza do filmu tanecznego "Krok do sławy" ("Stomp the Yard"), który okazał się prawdziwym hitem, reżyser/scenarzysta Robert Adetuyi zaczął myśleć o nakręceniu własnego filmu tanecznego, na dodatek opartego na dosyć unikatowej koncepcji.

Jego uwagę przykuło kilka hip-hopowych teledysków, w których zauważył, że styl tańca zmienia się w zależności od szerokości geograficznej. "Pomyślałem, że to interesujące, że ludzie w krajach tak odmiennych kulturowo jak Japonia, fascynują się hip-hopem", wspomina Adetuyi. Znajdując się u szczytu zainteresowania, przyszły reżyser "Beat the World. Taniec to moc!" postanowił nakręcić film, w którym pojawią się różne odmiany tańca z całego świata, w tym oryginalne połączenie hip-hopu i parkour, czyli coś, czego jeszcze na ekranie nie było.

Reklama

Z takim właśnie podejściem Adetuyi napisał scenariusz "Beat the World. Taniec to moc!" i od razu po ukończeniu pokazał go swojemu bratu-producentowi, Amosowi Adetuyi. "Przeczytałem scenariusz i pomyślałem, że to temat, który znajduje się w tej chwili na fali. Nie pracowaliśmy już z Robem od dawna nad żadnym projektem, więc było to dla mnie podwójnie emocjonujące wyzwanie. Zaczęliśmy angażować kolejne osoby i powoli całość ruszyła do przodu", wspomina Amos Adetuyi.

Następnie bracia udali się do producenta Benedicta Carvera, żeby zaciągnąć go na pokład swojego filmowo-tanecznego statku. "Rob i Amos zaprosili mnie do współpracy, więc poleciałem do Cannes i wraz z Danielem Diamondem, producentem i agentem sprzedaży, zajęliśmy się rozpuszczaniem wieści o projekcie, a przy okazji sprzedażą za granicę. "Projekt z miejsca mnie zainteresował, ponieważ znam Roba od dłuższego czasu i wiem, do czego jest zdolny. To świetny pisarz, zaintrygowała mnie koncepcja ukazania sztuki hip-hopu z perspektywy międzynarodowej. Dodatkowo byłem zaangażowany w produkcję kilku innych filmów o tańcu i bardzo lubię ten gatunek.".

"Największą frajdę w okresie przygotowawczym mieliśmy wtedy, kiedy wraz z Robem podróżowaliśmy po całym świecie, zbierając materiały do filmu. Byliśmy w Brazylii, Tokio i Niemczech, żeby przekonać się, czym się różnią poszczególne style taneczne danych kultur", wspomina Amos Adetuyi. "Te podróże naprawdę otworzyły nam oczy. Zdaliśmy sobie sprawę, że hip-hop już dawno stał się zjawiskiem międzynarodowym, co jedynie potwierdziło słuszność powstawania tego projektu. Byliśmy świadkami czegoś niesamowitego i wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie przenieść to w odpowiedni sposób na srebrny ekran".

"Beat the World. Taniec to moc!" to skomplikowana opowieść o tańcu, w której można spotkać się z różnymi rodzajami tańca ulicznego oraz międzynarodowymi odcieniami hip-hopu (w tym unikalnym połączeniem z kulturą parkour), natomiast dla Roberta Adetuyi niezwykle ważne było umieszczenie opowieści w odpowiednio rozpisanej strukturze dramaturgicznej. Stworzył w swoim scenariuszu kilka równoległych historii, które przeplatały się nieustannie ze sobą, czasem w dramatycznym a czasem w humorystycznym stylu.

"Fabuła składa się z wielu przeplatających się motywów dramatycznych. Wydaje mi się, że głównym założeniem Roba było sfilmowanie opowieści, która byłaby przystępna dla nastolatków, ale również w jakiś sposób podnosiła im poprzeczkę, stawiała jakieś wyzwanie", wyjaśnia Carver. "Rob był bardzo skupiony na prowadzeniu tej historii w taki sposób, by wszystkie relacje między bohaterami jawiły się jako naturalne, a sam film nie opowiadał tylko i wyłącznie o tańcu. Od samego początku wiedzieliśmy, że robimy wizualne widowisko, ale musiało ono dobrze działać także pod kątem dramaturgicznym".

"Kluczowa była sama opowieść - musiała mieć w sobie dużo serca", dopowiada Amos Adetuyi. "Tak, to film, którym składamy hołd tańcowi, ale to również piękny romans. Znalazło się w nim wiele scen zabawnych, ale też wiele momentów dramatycznych. Wszystko się ze sobą przeplata. Na tym polega opowiadanie dobrej historii".

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy