Reklama

"Bajland": POLITYKA

Film Dederki ma głęboki kontekst filozoficzno-ironiczny. Dziennikarze klasyfikują ten film jako political fiction. Sam reżyser odcina się jednak od tak jednoznacznej interpretacji ("Dziennikarze chcą usłyszeć, że jest to film z gatunku political-fiction. Tymczasem to wcale nie polityka zajmuje w filmie najwięcej miejsca. Ona jest tylko pretekstem do pokazania tego, że dawanie jest dużo trudniejsze niż branie"), chociaż przyznaje, że jest to film o polityce ("Zająłem się światem polityki, ponieważ nie spotkałem jeszcze w Polsce polityka mówiącego prawdę"). Umownie można więc film Dederki nazwać czarną komedią obyczajową, klimatem przypominającą nam filmy Barei, które - w zależności od tego jak je postrzegamy - albo nas bawią, albo przygnębiają. Niewątpliwie, niektóre dialogi, czy zwroty z filmu "Bajland" zapadną głęboko w pamięci widzów. Może więc niedługo obok określenia "mówić Bareją" pojawi się zwrot "mówić Dederką"? Dederko, jako dokumentalista jest doskonałym obserwatorem otaczającej nas rzeczywistości. Realizowanie filmu fabularnego dało mu dodatkowo pełne usprawiedliwienie do naginania tej rzeczywistości, dzięki czemu obraz jest bardziej emocjonujący. Dederko potrafi również wykorzystać umiejętność kondensowania tego, co ludzie myślą i mówią, a zmysł doskonałego obserwatora ludzkich zachowań - umiejętność ich przewidywania. I Dederko czyni to w sposób bardzo dosadny. Kiedy jego bohater, Rydel rezygnuje z dalszego "wyścigu szczurów" samozwańczy komitet wyborczy, na czele którego stoi Wysocki (Jerzy Kamas) stanowczo oponuje. Kandydat mówi: "Ja olałem tę kampanię i jeśli jesteście ze mną solidarni, to też ją olejcie". Tłum, odpowiada: "Nigdy!" Rydel proponuje więc: "Głosujcie więc: albo chcecie, bym dalej kandydował, albo oddam Wam moje domy (wybudowane na potrzeby kampanii wyborczej). Kłamstwa są dla wszystkich. Moje domy tylko dla nielicznych". W górze pojawia się las rąk: - "Wolimy domki" oznajmia Wysocki. "Bajland" jest filmem o nadziei i rozczarowaniu. Wyborcy wciąż łudzą się, że istnieje człowiek, który będzie chciał się zająć ich sprawami (Józef Horoszko mówi: "On powinien mieć program ratowania mnie, a przynajmniej Polski"). Kandydat rozczarowuje się swoim elektoratem kilkakrotnie: 1. jest złodziejem, arogantem i kpiarzem, a popiera go 70% społeczeństwa; 2. Elektorat tak naprawdę woli jego domki, a nie jego samego; 3. Domki chce rozdać osobom, którzy opowiedzą mu jakąś ciekawą historię – niekoniecznie prawdziwą. Okazuje się jednak, że ludzie nie mają nic ciekawego do powiedzenia, poza frazesami. Gra w domki, w jaką bawi się Rydel ze swoim elektoratem, jest jednak inspirująca. Szagal (Olgierd Łukaszewicz) nie potrafi opowiedzieć historii, ale postanawia ją namalować. Przecina sobie żyły i własną, pulsującą krwią maluje na ścianie plamę, która do złudzenia przypomina człowieka w geście rozpaczy. Rydel jest głęboko poruszony, daje Szagalowi mieszkanie, ale Szagal uświadamia sobie, że oprócz domu wróciła mu też chęć do pracy: "On mnie do czegoś zmusił. Znowu chce mi się malować".

Reklama
materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Bajland
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy