"Baby są jakieś inne": ADAŚ MIAUCZYŃSKI W OCZACH INNYCH
Marek Kondrat:
Koterski powiedział mi, że jego bohatera nie można zagrać, że to jest po prostu przeżycie. Stawiał mnie na bardzo cienkim ostrzu, z którego można było spaść albo się przepołowić. U niego groteska z prawdziwym dramatem obcują przez bardzo cienką ścianę, bo tak wygląda nasze życie. Uświadomił mi to kiedyś taksówkarz, który oglądał "Dzień świra" i film skojarzył mu się z pewną sytuacją. Samochód jadący przed nim potrącił kota. Nieszczęsne zwierzę zwijało się w konwulsjach, a dookoła stała grupka ludzi i śmiała się, bo on takie dziwne ruchy wykonywał. Ów taksówkarz uchwycił istotę filmu Marka.
K. Janowska i P. Mucharski, spotkania w klubie "Goście Gazety", Gazeta Wyborcza
Marek Koterski:
Niezborny i przegrany, dosyć nawet sympatyczny polski mazgaj i nieudacznik będący bardziej produktem zdarzeń niż ich kreatorem, niemal po obłomowsku bierny, ale pełen pretensji do życia.
Rzeczpospolita
Tadeusz Sobolewski:
Jego życiopisanie jest ekshibicjonizmem pozornym. Twórca "Dnia świra" sprowadza siebie do poziomu absolutnej przeciętności, po to by każdy mógł się w jego bohaterze odnaleźć.
Gazeta Wyborcza
Małgorzata Fiejdasz:
Mimo że Marek Koterski należy do pokolenia reżyserów "kina moralnego niepokoju", jego bohater filmowy nigdy nie starał się ulepszać rzeczywistości, za bardzo był pogrążony w świecie własnych neuroz, lęków i frustracji. We wszystkich filmach jest to właściwie ta sama osoba, alter ego reżysera - Adam/Michał Miauczyński, starzejący się z filmu na film (w debiutanckim "Domu wariatów" ma 33 lata, we "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" - 66) inteligent starający się przeżyć z marnej pensji. Mieszka w bloku samotnie lub z byłą żoną, wiecznie tęskni za idealną miłością jak z "Mistrza i Małgorzaty", rzuca od jutra palenie. To nerwus złorzeczący bliźnim, pechowiec, któremu mimo wygórowanych ambicji nie udaje się zrobić kariery, cierpiący na bezsenność numeroman.