Reklama

"Austin Powers i złoty członek": ODPRAWA PRZED MISJĄ

Choć filmowcy nie mieli w planach nakręcenia trylogii opowiadającej o przygodach Austina Powersa, po sukcesie dwóch pierwszych tytułów z cyklu (Austin Powers agent specjalnej troski z roku 1997 i Austin Powers 2 - szpieg, który nie umiera nigdy z 1999), stało się jasne, że fani oczekują kolejnej, trzeciej części.

- Byłem w szoku, kiedy okazało się, że pierwsze dwa filmy cieszyły się taką popularnością – mówi twórca, scenarzysta, producent i aktor Mike Myers. – Jedynym powodem, dla którego zdecydowaliśmy się zrobić trzeci film, było to, że nie chcieliśmy zawieść ludzi, którzy obejrzeli dwa poprzednie. Napisaliśmy go trochę od końca, pokazaliśmy skąd wziął się świat Austina i Doktor Zło. Połączenie wszystkich wątków przyszło nam z dziwną łatwością. To tak jakby podczas pisania scenariusza niektóre wątki fabuły snuły się praktycznie same.

Reklama

Myers nie był zainteresowany zrobieniem trzeciego filmu tylko po to, by ciągnąć serię. Chciał, żeby opowiadana historia była interesująca na tyle, by zaciekawiła również ludzi, którzy nie widzieli poprzednich części. Kiedy miał już gotową historię, w marcu 2001 roku wspólnie z Michaelem McCullersem napisał pierwszą wersję scenariusza.

- Mike zawsze mówił, że nie chce kręcić kolejnej części, dopóki nie będzie miał naprawdę dobrego pomysłu na scenariusz - mówi producent John Lyons, który wyprodukował wcześniej film Austin Powers 2- szpieg, który nie umiera nigdy. – Mike jest bardzo związany z tym filmem, jest przekonany, że rozumie widzów. Wie, czego oczekuje publiczność, uważa też, że cynicznym byłoby oczekiwać, że widzowie pójdą na trzeci film tylko dlatego, że widzieli dwa poprzednie z cyklu. Wszyscy w zespole chcieliśmy, żeby trzeci film był lepszy, ciekawszy i jeszcze bardziej zabawny niż poprzednie.

- To było prawdziwe wyzwanie – kontynuuje Lyons. – Podnieśliśmy poprzeczkę, udało nam się jednak zachować luźną, swobodną atmosferę, jaką cechowały się poprzednie tytuły w serii. Mike ma doskonałe wyczucie chwili, wie, kiedy może pozwolić sobie na żarty, a kiedy lepiej zachować nieco bardziej poważny nastrój. Wie jak naśmiewać się z mitów pop kultury, jak sprawić, by były zabawne i śmieszne. Cała fabuła doskonale wtapia się w tło, w czasy, w których się rozgrywa, ale nie ma w tym ani krzty nostalgii. Pomysły, jakie przedstawiamy w tym filmie, są naprawdę nowatorskie.

- Pierwszy film miał niesamowity urok, drugi był bardzo śmieszną komedią – mówi współproducent Gregg Taylor. – W trzecim usiłowaliśmy połączyć te dwie rzeczy i sądzę, że udało nam się zrobić bardzo śmieszną, a jednocześnie uroczą komedię.

- Wszystko poszło dobrze, dlatego, że ten film jest taki niezwykły – mówi reżyser, weteran pracy przy serii, Jay Roach. – Sam Austin Powers jest taki dziwaczny i niezwykły, że po prostu zaskoczył ludzi. Poprosiliśmy widzów, by wraz z nami uwierzyli, że Austin zawsze był takim szczęśliwym facetem, i że niezależnie od tego, co mu się przytrafia, zawsze wychodzi z tego z uśmiechem na twarzy, nawet gdyby było to największe nieszczęście na świecie. Austin to taki królik Bugs filmów szpiegowskich.

- Film ma po prostu atmosferę – mówi Roach. – Staraliśmy się, by pozostałe postacie też zachowywały się tak, jak Austin. Dokądkolwiek pójdzie, chcą go wszystkie kobiety, a wszyscy faceci czują się zagrożeni. Niektórzy się z tego śmieją, ale my mówimy na to – Dajcie spokój! Ten facet jest jak z bajki!

- Do tej pory zastanawiam się, w jaki sposób tej serii udało się zaistnieć na tak szeroka skalę – przyznaje reżyser. – W najśmielszych wyobrażeniach nie marzyliśmy, że ludzie będą powtarzać powiedzonka z filmu, że Austin odniesie taki sukces. Wydaje mi się jednak, ze wszystko sprowadza się do energii i zaangażowania Mike’a – no i języka, jakim mówią bohaterowie. To chyba najlepsze wyjaśnienie.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Austin Powers i złoty członek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy