Reklama

"Austin Powers i złoty członek": MANEWRY STRATEGICZNE, TAKTYKA & MODUS OPERANDI

Zdjęcia rozpoczęto kręcić w Los Angeles w poniedziałek, 26 listopada ubiegłego roku. Film był kręcony w mieście i wokół niego. Ekipa filmowała, między innymi, w okolicach Greystone Mansion w Beverly Hills; koło Edison’s Eagle Rock Electrical Substation; w świeżo odnowionym Grauman’s Chinese Theatre i w pobliżu The Arena Nightclub w Hollywood. Zdjęcia robiono także w nieczynnej fabryce NASA-Boeinga w Downey; w starym budynku gazety Herald-Examiner, w Biltmore Hotel, w Grand Olympic Auditorium i w Orpheum Theatre na przedmieściach Los Angeles. Część ujęć nakręcono w Barker Hangar w Santa Monica. Wykorzystano także zewnętrzne plany zdjęciowe należące do Paramount Pictures i Warner Bros. Studios. Drugą połowę filmu realizowano w studiach The Lot w Zachodnim Hollywood. Druga ekipa zdjęciowa przez pięć dni kręciła scenę otwierająca film. Zrealizowano ją w Moab, w stanie Utah, już po zakończeniu głównych zdjęć, pod koniec kwietnia 2002 roku.

Reklama

- Olbrzymia część ujęć została wymyślona bezpośrednio na planie – mówi Roach. – Koniecznością była sprawna ekipa, wiele kamer i mnóstwo taśmy, koniecznej do filmowania wszystkich nieoczekiwanych wydarzeń. To było wspaniałe. - Styl filmu jest całkiem zabawny – mówi reżyser. – Zainspirowały mnie filmy Woody’ego Allena, takie jak Sleeper czy Manhattan, które mają wiele klasy, a jednocześnie są bardzo histeryczne. Kiedyś byłem operatorem, interesuje mnie uzyskanie konkretnego, specyficznego wyglądu w każdym filmie, jaki reżyseruję. Wiem jednak, że zawsze trzeba brać pod uwagę budżet przedsięwzięcia. Wypróbowanie tonacji barwnych wymaga czasu i pieniędzy, tak samo jest z czasami niezbędnym przebudowaniem niektórych planów. Część mojej pracy polega na przekonaniu studia, że będzie to opłacalne. Stworzenie zabawnego stylu wizualnego wymaga pracy grona myślących podobnie ludzi. Nasza załoga doskonale sobie radziła.

- Efekt końcowy to wspólne dzieło wielu ludzi – zanim film ukazał się na ekranach, pracowało nad nim wiele osób – mówi Mike Myers. – Bez ich umiejętności nie mogłoby się spełnić marzenie moje i Jay’a. To prawdziwi pionierzy, artyści, wynalazcy. Nie przestaję zastanawiać się, jak udało im się przemienić nasze dzikie pomysły w rzeczywistość. Jestem ich dłużnikiem.

Kierownik ekipy zdjęciowej, Peter Deming, zajmował to same stanowisko podczas realizacji filmu Austin Powers agent specjalnej troski. Po przeczytaniu scenariusza Deming zapalił się do projektu. – Podobała mi się idea sparodiowania filmów z Jamesem Bondem. Bardzo chciałbym nakręcić film o jego wyczynach, a realizacja Austina to najbliższa temu rzecz pod słońcem. Jay Roach twierdzi - Peter potrafi wszystko. Ma doskonałe wyczucie zarówno dramatu, jak i komedii, zdałem się całkowicie na niego, jeśli chodzi o światło. Zrobił to tak, jakby kręcił film dla Davida Lyncha czy Phila Kaufmana. Mogłem zjawić się w ostatniej minucie, światła się już paliły, nagle zmieniała się koncepcja, konieczne było przestawienie trzech kamer – po 15 minutach wszystko było już gotowe do kręcenia ujęcia.

Choć Deming i kierownik produkcji, Rusty Smith, pracowali wcześniej przy innych częściach cyklu, obaj doskonale rozumieli, na czym opiera się cała trylogia. - Kiedy coś robiliśmy, staraliśmy się zrobić to tak, jak zrobiłby to Ken Adam, kierownik produkcji filmów o Bondzie – wyjaśnia Smith. – W tamtych filmach cały świat jest egzotyczny.

Roach lubi korzystać z dużych przestrzeni, niezależnie od tego, czy pracuje w studio, czy poza nim. Lubi powtarzać, że łatwo jest zrobić z dużego pomieszczenia mniejsze, lecz w drugą stronę sprawia to już trudności.

- Bardzo chciałem kręcić to w widescreenie – mówi Deming. – Nie bawiliśmy się za bardzo niskimi i wysokimi kątami ujęć, nie chcieliśmy by coś odciągało widza od komedii. Ale oświetlenie, kompozycja zdjęć, format obrazu – to wszystko ma w sobie „feeling” filmów z Bondem. - Typowa komedia trwa jakieś 90 minut, nie ma więc zbyt dużo czasu na podziwianie własnych zdjęć i długie ujęcia – śmieje się Deming. – W ostatecznej wersji i tak zawsze walczy się o te kilka dodatkowych sekund. - Ponieważ cały film jest jedną wielką podróżą w czasie, Mike zawsze chciał dokładnie wiedzieć, w jakiej jest epoce – wyjaśnia Smith. – Chciałem, żeby widownia też mogła z łatwością to poznać.

- Nasza współpraca układała się znakomicie – mówi Deming. – Kiedy zobaczycie sobie sceny z Doktorem Zło i te, w których jest Austin, stwierdzicie, że każda z nich ma pewien charakterystyczny nastrój, specyficzny dla danej postaci. Widać to choćby po planach i kostiumach. Świat Doktora Zło jest monochromatyczny, stalowy, niebieski, podczas gdy otoczenie Austina to feeria barw, zwłaszcza jego mieszkanie. Kiedy po kilku tygodniach kręcenia scen w siedzibie Doktora Zło przenieśliśmy się do apartamentu Austina, dla większości z nas był to prawdziwy szok – śmieje się operator.

W Austion Powers 2 – szpieg, który nie umiera nigdy dom Austina, z mniej więcej roku 2002, jest cały biały. W tym filmie Smith zmienił go w hybrydę stylów i kolorystyki z lat 60. - Rusty stworzył Austinowi wygodny domek – mówi Myers. – Ponieważ cały film jest znacznie bardziej rozbudowany w stosunku do poprzedniego, również mieszkanie Powersa jest większe i bardziej ekstrawaganckie. - Doktor Zło potrzebował nowej siedziby, musiała mieć naprawdę klasę – mówi Roach. – Mieliśmy już wulkan i bazę księżycową, więc staraliśmy się wymyślić coś nowego i egzotycznego. Syn Rusty’ego interesuje się okrętami podwodnymi i nagle zrozumieliśmy, że to idealne miejsce dla siedziby Doktora. Stworzyliśmy okręt, który odzwierciedla jego narcystyczną naturę megalomana. Pojazd ma jego ciało, a na dziobie widnieje jego twarz. Plan, jaki stworzył Rusty był absolutnie genialny, gigantyczny, wielkości areny sportowej albo hangaru na lotnisku. Na tym okręcie jest dziwnie dużo miejsca, całkiem inaczej niż to widać w Okręcie.

- Najbardziej dumny jestem właśnie z tego planu – mówi Smith. – Musieliśmy nadać kształtom pewną stylizację, jednak nie chcieliśmy posunąć się za daleko. Pracowaliśmy nad jego łopatkami i kręgosłupem, w pewnym miejscu nawet nad pośladkami – śmieje się. – Kształty organiczne, zwłaszcza w tej skali, są bardzo trudne do wykonania.

Określenie wyglądu Złotego Członka polegało raczej na odrzucaniu kolejnych pomysłów, niż na wymyślaniu kolejnych projektów. – Ponieważ gram także trzy inne postacie, próbowaliśmy nadać mu całkowicie odmienny charakter – mówi Myers. – Doktor Zło jest łysy, Austin ma gęstą grzywę włosów, Gruby Drań jest rudy, Członek jest więc łysiejącym blondynem. Wszystkie dotychczasowe moje postacie nie są okaleczone, wobec czego Członek ma zniszczoną skórę. Później Gregg Taylor wpadł na pomysł, żeby zjadał swoją łuszczącą się skórę. Daliśmy mu wyraźne kości policzkowe i zielone oczy, ponieważ pozostali mają oczy brązowe albo niebieskie. Jak więc widzicie wygląd Złotego Członka tak naprawdę zależał od tego, jak wyglądają moje pozostałe postacie. Deena Appel jest prawdziwą artystką – tworzy kostiumy. Nie tylko projektuje ogólny wygląd postaci, ale zajmuje się także doborem materiałów, ich kolorów, a także dodatków, jak biżuteria, które mają wzmacniać styl każdej postaci.

- Jestem fanką filmów o Austinie i jego świecie – mówi. – Ciężko się jednak czyta scenariusz z jego punktu widzenia. Ciekawość zżerała mnie już od trzeciej strony, kiedy cała historia dopiero się rozpoczynała. Później zobaczyłam, że bohater przenosi się w czasie do lat 50., potem 60., potem 70. a w końcu ląduje we współczesnym Tokio. Okazało się, że czeka mnie nieliche zadanie. Czułam, jak w głowie zaczynają kręcić mi się kółeczka... Wymyślenie kostiumów odpowiednich dla różnych epok to trudne zadanie.

- Jednym z najważniejszych, a jednocześnie najtrudniejszych zadań jest dobranie kolorów, tak, by grały ze sobą, a jednocześnie były różne – mówi Appel. – Kolor jest bardzo ważny, niezależnie od tego, czy operujemy nim bezpośrednio, czy poprzez jego brak. Za jego pomocą można przekazać widzowi pewne istotne informacje. Zdecydowaliśmy się na paletę złota, koloru avocado i wypalonego pomarańczowego. A do tego wszystkiego dodaliśmy jeszcze więcej złota. I jeszcze więcej. Chcieliśmy, żeby ubrania wyglądały sexy i nowocześnie. W przypadku Doktora Zło Appel utrzymała jego charakterystyczny styl wizualny, monochromatyczny wygląd kostiumów i pomieszczeń, znany z poprzednich filmów. – na szczęście dla nas w świecie Doktora Zło nie musieliśmy mieszać kolorów – wyjaśnia Appel. – Tam jest bardzo monotonnie. Wykorzystywaliśmy srebro, czerń i szarość, wypróbowaliśmy tez materiały, które wyglądają futurystycznie. Bardzo dużo zależy właśnie od materiałów, z jakich szyjemy kostiumy.

- Deena troszkę celowo przesadziła z kostiumami dla Beyoncé, są po prostu niesamowite – mówi Roach. – Kiedy Beyoncé po raz pierwszy pojawia się w klubie disco, mogłaby być Kleopatrą. Deena poszła na całość, a my w pełni ja popieraliśmy, widzieliśmy, że jej projekty działają na widzów dokładnie tak, jak tego sobie życzyliśmy, że widownia nie gubiła się w nich, a mogła docenić kompozycję, kolory i grę aktorów. W przypadku Złotego Członka pozwoliliśmy sobie jednak na pewne zabawne elementy – uśmiecha się reżyser. - Foxxy nosi ubranie tak sexy, że podobnego jeszcze nie widziałam – o stroju swej postaci mówi Knowles. – Zawsze podziwiałam ubrania, jakie moja mama nosiła w latach 70. Te wszystkie skóry i koronki, to było coś szalonego. Dzikie kolory i wzory, wielkie, wysokie koturny i olbrzymie kolczyki. Foxxy nosi ubrania jeszcze bardziej udziwnione. Mam taką fantazje, żeby kiedyś na chwilkę przeistoczyć się w taką panienkę, jak ona. Jest sprytna, silna i potrafi o siebie zadbać, a jednocześnie jest bardzo seksy i kobieca. A dodatkowo ma świetne ciuchy. Kocham projekty Deeny.

Myers zgadza się - Deena zrobiła kawał wspaniałej roboty, projektując te kostiumy. W poprzednich filmach były naprawdę cudowne, ale tutaj przeszła samą siebie. Podobnie jak Appel, weteranką pracy przy wszystkich częściach cyklu jest choreografka Marguerite Derricks. – Nie można przecenić roli, jaką Marguerite odegrała podczas realizacji filmu – mówi Myers. – Kocha taniec i swoim entuzjazmem zaraziła wszystkich, którzy brali udział w scenach tanecznych.

- W tym filmie mamy coś w rodzaju minimusicalu – wyjaśnia Derricks. – Praca z Mikem i Jay’em jest prawdopodobnie najlepszą rzeczą, jaka może przydarzyć się choreografowi. Wyzwaniem dla mnie było nie powtarzanie się. Scena początkowa podoba mi się najbardziej - sekwencje taneczne przenoszą się w niej z miejsca na miejsce i każe z nich wymagało odmiennego stylu tańca.

- Przed nawiązaniem współpracy z Marguerite, nie miałem pojęcia, jak dużo choreografia może wnieść do filmu – mówi Roach. – W naszym filmie taniec ma nie tylko dobrze wyglądać, musi być także śmieszny. Kiedy do tego wszystkiego dodamy jeszcze Mike’a, wtrącającego we wszystko swoje ekscentryczne trzy grosze, doszło do tego, że nieraz widzieliśmy coś, co mógłby zatańczyć Dick Van Dyke lub Charlie Chaplin. Właśnie o coś takiego chodziło mi w tym filmie. Przez lata współpracy Roach cierpliwie nakłaniał Myersa do dodawania do filmów coraz większej liczby utworów muzycznych. Ponieważ Myers doskonale jeździ na wrotkach, pojawił się pomysł nakręcenia wymyślnej sceny w klubie disco, w którym występowałyby dziewczyny jeżdżące na wrotkach.

- Uwielbiam tą scenę z filmu Charliego Chaplina Modern Times; jest po prostu wspaniała – mówi Roach z widocznym zachwytem. – Mike doskonale jeździ na wrotkach, w ogóle dobrze daje sobie radę w scenach wymagających wysiłku fizycznego. Numer z Michaelem Flatley’em, jaki wykonał kilka lat temu podczas ceremonii rozdania MTV Movie Awards, po prostu powalił mnie na kolana. Musieliśmy mieć w filmie scenę z klubem disco i wrotkami.

Derricks sprowadziła 17 osób zawodowo jeżdżących na wrotkach i dwóch dublerów dla Myersa. Właściwie nie korzystano z ich usług, gdyż aktor samodzielnie nakręcił większość sceny. Derricks nie jeździ na wrotkach, poradziła sobie jednak z koordynacją tancerzy. - Po prostu mówiłam im czego chcę, a oni to robili – wyjaśnia. – Potrafią naprawdę niesamowicie jeździć. Pokazali mi różne sztuczki, wybrałam z nich kilka, ale ostateczna decyzja należała do Jay’a i Mike’a. Cała scena to połączenie tańca i popisów kaskaderskich. Wcielając się w postać Złotego Członka, Mike musiał idealnie poruszać się na wrotkach, z kolei jako Austin musiał być prawdziwą niezdarą, co jest o wiele trudniejsze.

Motywem, bez którego film nie mógłby istnieć w kształcie takim, jak obecnie, jest muzyka. Praca nad najnowszą częścią przygód Austina Powersa była dla kierownika muzycznego, Johna Houlihana, weterana poprzednich dwóch części, niesamowitym przeżyciem i jednym z najciekawszych doświadczeń zawodowych w jego dotychczasowej karierze. - Muzyka to ostatni element, jaki dodaje się do filmu – wyjaśnia Houlihan. – Jest to jednocześnie jeden z najważniejszych aspektów gotowego działa, ponieważ dzięki niej otrzymuje się dramatyczną oprawę każdej sceny. Z Jay’em i Mikem pracuje się doskonale również dlatego, iż obaj mają tak olbrzymią wiedzę na temat muzyki. Mike sam jest niezłym muzykiem. Kiedy pracował nad pierwszą częścią filmu, Houlihan czuł się wyobcowany – Było prawie tak, jakbym pracował w jakiejś odizolowanej bańce, z trudnością zmuszałem wytwórnie do odpowiadania na moje telefony. Tym razem było inaczej.

- W pierwszych dwóch filmach tak naprawdę sprzedawałem, sprzedawałem i jeszcze raz sprzedawałem – wspomina Houlihan. – Przy tym filmie wspaniałe było to, że tak wielu artystów prosiło o możliwość współpracy. Wiedzieli, jaką sympatię Mike żywi do muzyków, a Doktor Zło cieszy się spora popularnością w kręgach hip hopowców. - Oprócz Houlihana nad muzyką do filmu pracował też kierownik muzyczny Danny Bramson. – Wiedzieliśmy, że możemy stworzyć ciekawy, naprawdę fajny album z muzyką z filmu – kontynuuje Houlihan. - Głównie dzięki Beyoncé. Jej utwór to hymn dla disco i muzyki funk. Beyoncé Knowles wykonuje w filmie piosenkę Hey, Goldmember, mieszankę z trzech przebojów K.C., do której dowcipne słowa napisali Mike Myers i Paul Myers. Knowles wykonuje także utwór Work it Out, napisany specjalnie dla filmu. Piosenka ta jest jej pierwszym utworem, nagranym w ramach kariery solowej. Ukaże się na jej solowej płycie jesienią tego roku.

Mike Myers, Matthew Sweet, Susanna Hoffs (The Bangles), Stuart Johnson i Chris Ward to członkowie zespołu Ming Tea. Myers i Sweet napisali wspólnie Daddy Wasn’t There, odę, którą Austin śpiewa swemu nieobecnemu ojcu. - Zespół Austina gra tę piosenkę na ceremonii z okazji otrzymania tytułu szlacheckiego – mówi Myers. – Podkreśla ona, jak fatalnie czuje się Austin, gdy podczas tego tak ważnego dla niego, niecodziennego wydarzenia, braknie jego ojca. Nigel nigdy nie był dobrym ojcem. Britney Spears to kolejna znana osoba, która pojawia się w Złotym Członku. Występuje jako ona sama w scenie, w której Austin tańczy w rytm jej przeboju Boys.

Oczywiście, żaden film szpiegowski nie byłby wart tego określenia, gdyby nie było w nim scen pościgów samochodowych, a także zapierających dech w piersiach scen akcji. Znany koordynator kaskaderów, Jack Gill, nie tylko opracował wiele scen kaskaderskich, był także drugim reżyserem. To według jego pomysłu nakręcono wspaniałą scenę otwierającą film. Gill zajmował się wszelkiego rodzaju ujęciami, w których konieczne było skorzystanie z usług kaskaderów: walki sumo, pościgi samochodowe, motocyklowe i śmigłowcowe, strzelaniny, akrobatyczna jazda na rolkach, sceny walk, a także – wraz z choreografką Marguerite Derricks – kilka scen tanecznych.

Integralną częścią każdego filmu o Austinie Powersie są samochody. Roach i Myers zachęcali osobę odpowiedzialną za ten element filmu, Josha Hancocka, do maksymalnej kreatywności, nakłaniali go do wyszukiwania pojazdów, które dobrze komponowałyby się z tymi, które widzieliśmy w poprzednich filmach. W filmie widzimy ponownie Shaguara Austina, klasycznego XKE pomalowanego w barwy angielskiej flagi, pojawia się także nowy model XK8. Maszyna czasu, z której korzysta bohater, znacząco urosła – z kompaktowego volkswagena garbusa zmienia się w ojca wszystkich cadillacków, ozdobionego wszystkimi możliwymi bajerami. Nigel Powers jeździ Mini Copperem BMW (mówi, że rozmiar się nie liczy, tylko to, jak się tego używa) który, podobnie jak samochód syna, pomalowane jest w barwy narodowe. Złoty Członek jest właścicielem robionej na zamówienie wersji elektrycznego Corbin Sparrow. Jego partner w interesach, pan Roboto, korzysta z całej floty pojazdów – nieco bardziej konwencjonalnych zarówno w wyglądzie, jak i w malowaniu. W filmie pokazują się także najnowsze motory BMW i Dukati, a także supernowoczesne skutery Vespa.

filmie znajduje się ponad 300 ujęć, w których wykorzystywane są specjalne efekty wizualne. – Nie przypominam sobie sceny, w których by ich nie było – mówi kierownik ekipy do spraw realizacji efektów wizualnych, Dave Johnson. – Są wszędzie. W większości wykorzystaliśmy je do stworzenia otoczenia, trudno więc, by były jakoś szczególnie zabawne. Niezależnie jednak od stopnia skomplikowania ujęcia, zawsze zastanawialiśmy się, czy nie dalibyśmy rady wstawić jakiegoś zabawnego elementu.

Wykorzystano również standardowe ujęcia, którymi wypełniono sceny kręcone na zielonym tle, jak na przykład w scenie, w której rapuje Doktor Zło. Niektóre efekty posłużyły do wyczyszczenia kabli, wykorzystywanych w sekwencjach kaskaderskich – czasami, jak w przypadku walki Grubego Drania/Austina – wykorzystano je do domalowania tych kabli. Z bardziej wymyślnych efektów skorzystano podczas realizacji sekwencji pościgu podwodnego. Od podstaw stworzono każdą klatkę, widoczne na nich bąbelki powietrza, Mini Coopera, łódź podwodną, aż do namalowania drobniutkich cząsteczek zawiesiny w wodzie. Johnson i jego ludzie posunęli się nawet do tego, że stworzone przez nich obrazy wyglądają tak, jakby fotografował je operator przesuwający się odrobinę w morskiej toni zgodnie z ruchem jakiegoś oceanicznego prądu.

- Jay i Mike zawsze żądają od nas perfekcji, nie ma znaczenia, o jak drobne rzeczy chodzi. Tak samo zresztą postępują wobec Rusty’ego i Petera, którzy zajmowali się budową siedziby organizacji zła w studiu – mówi Johnson. Montażyści Jon Poll i Greg Hayden, którzy pracowali wcześniej przy filmie Austin Powers 2 – szpieg, który nie umiera nigdy jako montażysta i edytor muzyczny, tym razem wspólnie zajęli się edycją finałowej wersji filmu. - Czasami czułem się jak w wielkim młynie – mówi Roach. – Musiałem zajmować się wszystkim, od makijaży, poprzez duble, efekty specjalne, montaż, do ustawiania aktorów... To strasznie czasochłonne... Ale zdecydowanie było warto.

- Cała zabawa polega na tym, żeby postawić sobie jakiś cel , po czym spróbować dopiąć swego – podsumowuje Myers. – To coś, czego nauczyłem się od Jay’a – trzeba dokładnie określić swoje oczekiwania, a potem trzeba je przekroczyć. Jeśli publiczność będzie się dobrze bawić na filmie, nasz cel zostanie osiągnięty.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy