Reklama

"Atak pająków": O PRODUKCJI

Filmowcy Roland Emmerich i Dean Devlin spotkali się po raz pierwszy 10 lat temu, w Niemczech, gdzie Emmerich realizował film Moon 44, w którym rolę główną grał Devlin. Reżyser był pod wrażeniem umiejętności improwizowania dialogów aktora, zwrócił się do niego z prośbą o pomoc w napisaniu scenariusza do jego kolejnego filmu, Uniwersalnego żołnierza. W ten sposób powstała trwająca do dziś dnia spółka obu panów. Wspólnie stworzyli następnie Gwiezdne wrota, Dzień niepodległości, Godzillę i Patriotę. Wszystkie te filmy zostały zrealizowane pod auspicjami firmy Centropolis Entertainment, Emmerich reżyserował, a Devlin był ich producentem. Obaj byli autorami scenariuszy do wszystkich, poza Patriotą, wymienionych wyżej filmów.

Reklama

Dwóch filmowców często rozmawiało ze sobą o swych ulubionych filmach. Obaj lubowali się w niskobudżetowych filmach klasy B, zwłaszcza thrillerach z lat pięćdziesiątych i wczesnych sześćdziesiątych minionego wieku, takich jak Them lub Tarantula. Filmy te zdobyły sobie status klasyków, wyewoluowały też w odrębny podgatunek filmowy. Wspomina Devlin – Zastanawialiśmy się, czy możliwe jest powtórne nakręcenie filmu tego rodzaju, z bardziej wymyślnymi efektami specjalnymi, którego akcja działaby się współcześnie, który jednocześnie zachowałby urok swych poprzedników.

Sprawą kluczową dla całego filmu miał być fakt, że niezależnie od współczesnej otoczki i technicznych bajerów - Nie mogliśmy brać go nazbyt poważnie, ani wypierać się jego korzeni – dodaje Emmerich. Nie wiedzieli, że w tym samym czasie nowozelandzki filmowiec Ellory Elkayem napisał scenariusz, wyprodukował i wyreżyserował film Larger Than Life, swój osobisty hołd złożony gatunkowi. Ten czarno-biały, trwający 13 minut film, stylizowany jest na obraz science-fiction z lat 50. ubiegłego stulecia. Opowiada o małym pająku, który pod wpływem toksycznych środków chemicznych rośnie do gigantycznych rozmiarów, po czym terroryzuje pewną kobietę w jej domu. Film spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem na festiwalach filmowych na całym świecie, a Nowozelandzka Komisja Filmowa przyznała jego twórcy nagrodę 50000 USD, co jak na nowelę filmową, jest bardzo dobrym osiągnięciem.

Po pokazaniu filmu Larger Than Life na festiwalu Telluride Film Festival w roku 1998, producent wykonawczy Peter Winther pokazał go Emmerichowi i Devlinowi. – Nowela Ellory’ego była dokładnie taka, jak wyobrażaliśmy sobie nasz projekt – mówi Devlin. – Była zabawna, stylowa i doskonale zrobiona. Od razu wiedzieliśmy, że to właśnie była okazja, na jaką czekaliśmy, możliwość tchnięcia życia w martwy, uwielbiany przez nas gatunek. Cała trójka spotkała się, żeby omówić możliwość nakręcenia filmu fabularnego, w którym wystąpiłby nie jeden gigantyczny pająk, lecz dosłownie tysiące zmutowanych pajęczaków. Emmerich i Devlin chcieli, żeby reżyserią zajął się Elkayem, ponieważ, jak ujął to Devlin – Chcieliśmy, żeby przedstawił swoją wizję tak samo ekspresywnie, jak w noweli, tyle że na większą skalę, z pełną ekipą produkcyjną do dyspozycji, z naszym doświadczeniem filmowców, i z najlepszymi efektami graficznymi. Innymi słowy chodziło nam o wsadzenie silnika Porsche do nadwozia Volkswagena. Wszyscy byliśmy ciekawi rezultatów.

Cały pomysł spodobał się bardzo Bruce’owi Bermanowi, dyrektorowi i prezesowi rady nadzorczej Village Roadshow Pictures, firmy, która wyprodukowała, między innymi, Matrixa, Dzień próby i Ocean’s 11. Berman sam jest fanem tego rodzaju filmów, wiedział też, że Atak pająków znajdował się w dobrych, twórczych rękach. Porozmawiał na temat filmu z Lorenzo di Bonaventurą, prezesem do spraw produkcji światowej firmy Warner Bros. Pictures. Zaproponował mu wspólne wyprodukowanie filmu. - Zarówno Village Roadshow, jak i Warner Bros. Pictures, już od pewnego czasu chciały nawiązać współpracę z tymi filmowcami – mówi Berman. – Oczywiście, chodzi o ich nadzwyczajną reputację. Mając na uwadze ten konkretny projekt, wiedzieliśmy, że wielkim plusem jest ich doskonała znajomość efektów technicznych.

Elkayem natychmiast rozpoczął pracę z Randym Kornfieldem, wspólnie przygotowali zarys historii, a później dołączył do nich scenarzysta, Jesse Alexander, z którym napisali scenariusz do Ataku pająków. Cały czas pamiętali o tym, co powiedział Elkayem – musi to być przerażające, zabawne i pełne napięcia. Berman dodaje – Chodziło o to, by nie popaść w schematy, by film pracował sam na siebie. Choć jest to obraz w stylu filmów science fiction, na jakich wyrastało nasze pokolenie, powinien być on całkowicie czytelny także dla tych, którzy nigdy wcześniej ich nie widzieli, dla których będzie to pierwsze spotkanie z gatunkiem.

Elkayem i Alexander opracowali specjalną technikę współpracy, o której scenarzyści z lat 50. mogli jedynie pomarzyć w swoich dziełach związanych z fantastyką. Wymieniali między sobą opracowane fragmenty scenariusza przez Internet, widząc od razu poprawki nanoszone przez współpracownika. – Była to dla nas najlepsza metoda pracy – wyjaśnia Elkayem. – Pracowaliśmy w różnych kolorach, każdy z nas widział więc, co zrobił drugi, mogliśmy też wykreślać całe linie bez kasowania ich, co czasami okazuje się bardzo przydatne. Dzięki temu nie musieliśmy cały czas siedzieć w tym samym miejscu, czy nawet pracować w tym samym czasie. Z pewnością obaj czuli to samo, kiedy zaczęli opisywać pająki. Obaj mają różne teorie, dlaczego te relatywnie niegroźne stworzenia wzbudzają taki strach w przeciętnym człowieku, nawet wtedy, gdy nie podda się ich działaniu chemicznych toksyn.

- Myślę, że to ich nogi – z obrzydzeniem mówi Elkayem. – Sposób, w jaki nimi poruszają, jak przesuwają te osiem strasznych nóg. A także to, że są takie nieprzewidywalne. Mogą być dosłownie wszędzie, w tym nad twoją głową na suficie, na lub w ubraniu, w bucie... Nigdy nie wiesz o ich obecności, chyba że gdzieś zobaczysz je kątem oka. Człowiek od razu zaczyna się zastanawiać, czy gdzieś nie czają się inne, których jeszcze nie widziałeś.

Devlin przypuszcza, że arachnofobia ma swój początek w pradziejach ludzkości, swoją teorię popiera historią opowiedzianą mu przez członka ekipy realizacyjnej, który pracował kiedyś przy filmie o szympansach. Za każdym razem, gdy małpy zobaczyły pająka, stawały się widocznie podniecone i rozdrażnione. Producent przyznaje – Nie cierpię ich. Przyprawiają mnie o dreszcze!

Ale z pewnością to Roland Emmerich ma najwięcej do powiedzenia, jeśli chodzi o pająki i o dziwny wstręt, jaki w nas wzbudzają. Nie tak dawno, na kilka miesięcy przed rozpoczęciem produkcji filmu, sam przeżył bliskie spotkanie z niebezpiecznym pająkiem. - Zwiedzałem ruiny Majów w Meksyku – wspomina – i zatrzymałem się w małym hoteliku, znajdującym się na skraju dżungli. Któregoś ranka zakładałem spodnie i nogą wypchnąłem z nogawki jakiś włochaty obiekt. Dopóki to coś nie zaczęło się ruszać, nie zdawałem sobie sprawy, że to tarantula! Odskocznią od napięcia wywołanego widokiem trzymetrowych pająków, wdzierających się do ludzkich domów, jest humor i dowcip, obecny w Ataku pająków. – Śmiech pozwala to odreagować – mówi Elkayem. – Nieustanny strach jest bardzo wyczerpujący. Mimo to, przyznaje – Wielu ludzi będzie miało zamknięte oczy przez większą część filmu. Jeśli rzeczywiście tak będzie, dla nas to tylko komplement.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Atak pająków
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy