Reklama

"Atak pająków": EFEKTY SPECJALNE

Niezbyt wymyślne efekty specjalne, jakie widzieliśmy dotychczas w filmach tego rodzaju, nie mają wiele wspólnego z tym, do czego jesteśmy obecnie przyzwyczajeni. Dla Devlina i Emmericha, którzy pomagali opracowywać nowoczesne efekty specjalne, stanowiło to dodatkowe wyzwanie. Wiedzieli, że pająki same w sobie będą gwiazdami filmu, dlatego ich opracowanie zaczęło się w najwcześniejszym możliwym momencie.

Filmowcy zapewnili sobie pomoc kierownika do spraw efektów wizualnych, byłego współpracownika z planu Godzilli, Karen E. Goulekas, która pracowała wcześniej przy realizacji filmów Prawdziwe kłamstwa, Apollo 13, Terminator 2 i – przypadkowo - Spider-Man. Karen jest także zdobywczynią nagrody BAFTA za pracę, jaką włożyła w film Piąty element, została także nagrodzona nagrodą Saturn Award za pracę nad Godzillą. W skład ekipy wszedł także kierownik ekipy do spraw efektów specjalnych Thomas Dadras (Żołnierze kosmosu, Piekielna głębia) i producent efektów wizualnych Drew McKeen (Armageddon, I stanie się koniec), którzy pracowali ostatnio nad wspaniałymi efektami widocznymi w filmie Patriota. Wspólnie mieli oni nadzorować zespół liczący ponad 70 artystów i animatorów, których zatrudniono tylko w jednym celu – mieli powołać do życia ośmionożne potwory.

Reklama

Emmerich wspomina - Dadras i McKeen nie tracili czasu, natychmiast zabrali się do pracy, było to na siedem miesięcy przed rozpoczęciem właściwej produkcji. Na samym początku – śmieje się – wykupili pająki z okolicznych sklepów, żeby móc się im dokładnie przyjrzeć. Emmerich, który – jak sam przyznaje - nie cierpi pająków, stwierdził, że odwiedzanie zespołu do spraw efektów specjalnych nie było dla niego zbyt miłe. – Poszedłem sprawdzić, jak mają się rzeczy, a tam wszędzie było pełno terrariów z pająkami.

Badania były naprawdę dokładne. Animatorzy oglądali dosłownie setki filmów przyrodniczych pokazujących pająki, by zrozumieć, w jaki sposób stworzenia te poruszają się i reagują na bodźce. W filmie pojawia się pięć różnych gatunków pająków, każdy z nich ma swój własny wygląd i zwyczaje. Mówi Thomas Dadras – Mamy pająki skoczki, które błyskawicznie poruszają się po ekranie, pająki polujące przy pomocy zapadni, które wyskakują spod ziemi i wciągają do swej jamy niczego nie podejrzewającą ofiarę, mamy też pająki plujące siecią, którą na odległość obezwładniają ofiary, mamy tarantule, które są trochę jak czołgi, i mamy też pająki-sieciarzy, oplątujące wszystko gęstą warstwą pajęczyny. Złą postacią filmu jest właśnie samica tego rodzaju, chroniąca swe podziemne gniazdo, w którym rosną miliony małych pająków. Z całą pewnością to najbardziej zaciekły pająk w całym filmie.

- Każdy pająk ma swe odrębne cechy – dodaje Dadras, zwracając uwagę na staranność, z jaką jego zespół podszedł do bardzo drobnych szczegółów zachowania się tych zwierząt. – Tarantula jest relatywnie duża i ciężka, dlatego chodzi zupełnie inaczej, niż – powiedzmy – pająk plujek, który jest zwinny i szybki. W swojej pracy artyści wykorzystywali oprogramowanie stworzone specjalnie do tego celu. W komputerze stworzono cały wirtualny świat, w którym istniały cyfrowe kamery, światła, modele aktorów i pająków. Mówi Dadras – Stworzyliśmy w komputerze trójwymiarowy model centrum handlowego i głównej ulicy miasta, mogliśmy więc zobaczyć, którędy biegną pająki i na które budynki się wspinają...

Aby wyeliminować problem znalezienia właściwej skali, wykonano fotografie aktorów, stojących przy rowerach, samochodach, czy ciężarówkach. Następnie, wykorzystując te zdjęcia, animatorzy umieścili na nich pająki rozmaitej wielkości. Próbowano tego tak długo, dopóki nie uznano, że znaleziono właściwe proporcje pomiędzy obiektami.

Nadszedł w końcu moment, w którym można było nałożyć komputerowe efekty specjalne na nakręcone wcześniej zdjęcia. Mówi Dadras – Zeskanowaliśmy oryginalny negatyw filmu, po czym klatka po klatce, piksel po pikselu umieszczaliśmy nasze modele komputerowe w scenach, nakręconych z udziałem normalnych aktorów.

Przed rozpoczęciem zdjęć, w ich trakcie, i nawet po zakończeniu, grupa animatorów pracowała nad stworzeniem idealnego wyglądu pajęczej hordy. Inny zespół grafików zajmował się kolorowaniem, opracowaniem tekstur, światłami i cieniowaniem, a na samym końcu jeszcze inni ludzie łączyli gotowe półprodukty w groźne pająki, jakie zobaczymy na ekranie. Nie można powiedzieć, by członkowie tego zespołu mieli czas na nudę.

Kiedy w ostatnim tygodniu zdjęć Karen Goulekas zaczęła pracować nad projektem, jedynym elementem, jaki pozostał właściwie do zrobienia, były sceny kręcone na żywo. – Animacje były właściwie niemal gotowe – wspomina. Karen mówi też o Dadrasie – Zrobił większość roboty, ale część z pająków wymagała dodania innych tekstur i niewielkich szczegółów, poza tym wciąż jeszcze kręcono ujęcia.

Każdego dnia Goulekas spotykała się z kierownikiem animatorów Kelvinem Lee, kierownikiem zespołu grafików Paolo Moscatellim, szefem grafików 3d Bretem St. Clairem. Przyglądała się rozmaitym wersjom pracy, oceniała ich wygląd i stopień zaawansowania. Później, wraz z filmowcami ustalała dokładnie, czego chcą, mówiła też kiedy mogą to otrzymać. Goulekas jest znana wśród ludzi filmu z zaangażowania, wiele osób z ekipy, znających ją jeszcze z czasów pracy nad Godzillą, nie było więc zaskoczonych, gdy okazało się, że będą musieli pracować po godzinach. –Kiedy tylko zaczęłam tam pracować, przeszliśmy na sześciodniowy tydzień pracy – śmieje się. – Pracę zaczęłam w poniedziałek, a już w czwartek pracowaliśmy na nadgodziny.

Goulekas rozumiała oczekiwania filmowców. – Chcieli mieć pająki z osobowością i charakterem – wyjaśnia. – Tu nie chodziło o pokazanie hordy sztucznych, stworzonych w komputerze pająków. Nasze stworzenia miały atakować ludzi, miano do nich strzelać, miały walczyć między sobą, czy rozbijać się po upadku z wysokości. Musieliśmy nadać im pewną osobowość, rys indywidualny. Poza tym nie mogliśmy popadać w śmiertelną powagę, ludzie mają się przecież śmiać.

Zamiarem filmowców było realistyczne przedstawienie pająków. Mówi Elkayem – Kiedy pracowaliśmy nad tą częścią fabuły, w której zaczyna działać toksyna, teoretycznie mogliśmy zrobić z tymi pająkami wszystko, na co mieliśmy chęć. Uznaliśmy jednak, że lepiej będzie, jeśli je tylko powiększymy. Te stwory i tak są przecież przerażające. Nie chcieliśmy przeginać.

Berman zgadza się i dodaje – Groza jest tak wyraźna między innymi dlatego, że te potwory naprawdę istnieją. A możliwe to było dzięki temu, że udało się nam odtworzyć je dokładnie takimi, jakimi są w rzeczywistości – oczywiście, poza wielkością. Okazało się jednak, że projektanci musieli dokonać pewnych zmian, wymuszonych naturą zwierząt. Mówi Drew McKeen – Kiedy powiększyliśmy niektóre pająki, okazało się, że ich oczy nie są umieszczone wystarczająco blisko siebie, dlatego przenieśliśmy je troszkę, by wyglądały bardziej groźnie.

Podobne problemy wystąpiły z tarantulą. Gdyby chciano przedstawić ja w sposób realistyczny, na ekranie wyglądałaby... nieco zbyt pluszowo. Opisuje to Dadras - Normalna tarantula ma około 25-30centymerów wielkości, mniej więcej tyle, co spory talerz. Kiedy jednak zrobi się z niej potwora wysokiego na półtora metra, niektóre elementy jej wyglądu przestają grać ze sobą. Przykładowo, ten pająk pokryty jest włoskami. Kiedy jest mały, wygląda to bardzo dobrze, jednak po powiększeniu stwór zmienia się w gigantyczną pluszową maskotkę.

By temu zapobiec, ogolono nogi pająka, a na jego korpusie znalazły się łyse plamy, zwłaszcza w pobliżu głowy i szczękoczułek.

- Futro to jedno z największych wyzwań dla grafików komputerowych – mówi Dadras. – Trzeba pamiętać o jego właściwościach, o tym jak reaguje na światło, o tym, że składa się z milionów pojedynczych włosków. Zespół, chcąc realistycznie odtworzyć właściwości pokrywy włosów pająków, napisał własny program, obliczający wszystkie dane i generujący odpowiednią grafikę.

Innym wyzwaniem był pająk, polujący przy użyciu zapadni. Mówi Goulekas – Ten był naprawdę trudny, wymagał wiele pracy. Pająki tego rodzaju w swej naturalnej wielkości wyglądają na bardzo łagodne. Są bladopomarańczowe, niemal przeźroczyste, pastelowe. Bardzo długo nie mogliśmy sobie poradzić z tym kolorem, jednak w końcu zdecydowaliśmy się na głęboki pomarańcz, dodaliśmy także płyty, które trochę go opancerzyły. Wygląda teraz troszkę jak krab. Goulekas ocenia, że na etapie postprodukcji do filmu dodano około 50 ujęć, co wyraźnie pokazuje, jak trudne okazało się a przeniesienie na ekran niektórych pomysłów. Z uznaniem wypowiada się o atmosferze współpracy i zrozumienia, z jaką spotkała się ze strony filmowców. – Zdarza się czasami, że zespół od efektów specjalnych ma zbyt mało wskazówek od reżysera. Tutaj z pewnością nie miało to miejsca. Każdego dnia spotykałam się z Ellorym i Deanem. Nie bałam się pokazywać im szkiców i materiałów dopiero co rozpoczętych, ponieważ obaj byli bardzo otwarci na nasze propozycje. Ktoś mógł na przykład powiedzieć – A co by było, gdyby któryś z pająków dostał się pod koła ciężarówki. Ktoś inny dodawał – Moglibyśmy wtedy zrobić to o tak, tu wpadłby pod koła, tu zaczął kręcić, a tu, wciąż kręcąc się, wyleciałby spod samochodu. Kelvin zachęcał także animatorów do podsuwania własnych pomysłów.

Jedną ze scen zrodzonych podczas takich burz mózgów, jest ujęcie, w którym kot walczy z pająkiem na oczach zaskoczonego i przerażonego właściciela domu. Devlin przedstawił pomysł Goulekas, która nigdy wcześniej nie pracowała nad ujęciem tego typu, ale zaraz zabrała się do pracy i była bardzo zadowolona z uzyskanych efektów.

Według Goulekas na potrzeby filmu stworzono ponad 2000 animowanych pająków. W tym samym czasie, w którym w studiach graficznych pracowano nad stworzeniem cyfrowych potworów, aktorzy musieli stawić czoła innemu wyzwaniu. Grali na planie, na którym poza nimi nie było żadnych przeciwników. Mimo to musieli przekonywująco oddać emocje, poruszać się we właściwych kierunkach, reagować na nieistniejące zagrożenia. Mówi Scott Terra - Czasami wykorzystywaliśmy jakieś znaki, piłki tenisowe, czy model pająka, żeby pokazać, gdzie na filmie będzie widoczny potwór. Aktorowi nie jest łatwo udawać zagrożenie, gapiąc się na piłkę tenisową.

Całości obrazu dopełniają przerażające efekty dźwiękowe, których realizację nadzorował Scott Wolf. Jego zadaniem było odtworzenie dźwięków, jakie powstają, gdy fala gigantycznych pająków przemieszcza się przez miasto. On też opracował odgłosy rzucania się na ofiarę, dźwięk śliny kapiącej z rozwartych szczęk monstrów i podobne odgłosy. Każdy, kto słyszał, jak trzeszczy pająk rozgniatany na podłodze, z zadowoleniem usłyszy dźwięk, jaki wydają nogi potworów łamane podczas walki.

Oprócz komputerowych modeli, na planie wykorzystywano także mechaniczne modele potworów. Stworzył je Bill Johnson, którego dziełem są także sieciowe kokony, w których zawinięte są ludzkie ofiary pająków.

Oczywiście, podczas kręcenia zdjęć wykorzystano też wiele prawdziwych stworzeń. Dostarczyła je firma Arizona’s Pets Inc., zajmująca się hodowlą i sprzedażą setek gatunków pająków kolekcjonerom i hodowcom na całym świecie. Firma ta dostarczyła ponad 200 żywych pająków, w tym gigantycznego ptasznika. Pająki te wykorzystano w scenach, w których zwierzęta nie zostały jeszcze poddane działaniu toksyny.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Atak pająków
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy