Reklama

"Arsene Lupin": ROZMOWA Z REŻYSEREM

Praca nad filmem składa się z wielu etapów. Który z nich jest najważniejszy?

Jean-Paul Salomé: To, co najbardziej interesujące w zawodzie reżysera, to przede wszystkim różnorodność. Uwielbiam rozwiązywać problemy, które pojawiają się nagle. Faza pisania scenariusza jest jedną z tych, które lubię najbardziej. Wiele wspólnego z nią ma również etap końcowy realizacji filmu, czyli montaż. W obydwu wypadkach wycinamy, składamy, dodajemy kosmetyczne poprawki. Ostatecznym celem jest film, po obejrzeniu którego widzom z żalem wychodzi się z kina. Jedyny moment, którego zawsze obawiam się podczas realizacji filmu, to wybór miejsca zdjęć. Podobnie jest z castingiem – nie można się pomylić. Źle wybrane otoczenie, podobnie jak niewłaściwy aktor może uniemożliwić prawidłową reżyserię. A kiedy plan jest dobrze przygotowany, to dzień rozpoczęcia zdjęć jest świętem. Jeden z najpiękniejszych komplementów usłyszałem od Kristin. Powiedziała, że moja radość z tego, że jestem na planie jest skrajnie zaraźliwa.

Reklama

Kiedy film jest gotowy, następuje jego konfrontacja z opiniami innych. Ale nie boję się tego. To trochę jak z przyprowadzaniem swojego dziecka po raz pierwszy do szkoły. Mówimy sobie, że jest najpiękniejsze, najbardziej inteligentne i spodziewamy się, że będzie prymusem. Trzeba jednak skonfrontować z innymi własny stosunek do zaangażowania. Ale nie narzekam. Do tej pory widzowie i krytycy raczej mnie rozpieszczali.

Proszę opowiedzieć o Pana podejściu do reżyserii i zamiarze połączenia w jednym projekcie filmu akcji i romansu.

Chciałem, by film był jak najbardziej nowoczesny. Cały czas pilnowałem się, by nie ulec czarowi baletu parasoli, konnych pościgów oraz walk na szpady. Bardziej inspirowały mnie thrillery i filmy science-fiction takie, jak ‘Raport mniejszości’, czy ‘Informator’. Jednocześnie starałem się pogłębić warstwę psychologiczną postaci, ukazać dusze bohaterów, ich emocje. W posługiwaniu się filmowym językiem dążyłem do osiągnięcia ‘złotego środka’, który zaowocuje obrazem interesującym, dynamicznym i dobrze sfotografowanym.

Obsada jest jednym z filarów filmu. Jak wyglądało przydzielanie ról?

Zawsze staram się postawić siebie na miejscu widza, który czyta repertuar kin i zastanawia się, na jaki film miałby ochotę iść w piątkowy wieczór. Lubię, gdy proponuje mi się filmy z aktorami w nietypowych dla nich rolach. Kiedy razem z producentem Stéphanem Marsilem szukaliśmy odtwórcy roli tytułowej, zdecydowaliśmy się na przeprowadzenie prób filmowanych kamerą 35 mm. Zbudowaliśmy dekoracje, aktorzy występowali w kostiumach, na potrzeby castingu scenki napisał Laurent Vachaud. Przez dwa dni obejrzeliśmy wielu uzdolnionych aktorów. Wśród nich był również Romain. Kiedy stanął przed kamerą, wszystko było już jasne. Romain jest doskonałym wcieleniem młodego, współczesnego Arsene’a Lupin. Posiada wdzięk, tupet i głód gry, które pozwalały mu wyjść dalej poza to, co proponował scenariusz.

Jakie cechy charakteru Kristin Scott Thomas zdecydowały o powierzeniu jej roli hrabiny?

Jest jednocześnie wrażliwa i władcza, czuła i zdecydowana, skłonna do słabości i bezkompromisowa. Jej tajemniczość pogłębiało to, że jest cudzoziemką, która mówi świetnie po francusku. Nasz film nie jest filmem fantastycznym, ale wokół postaci hrabiny unosi się duch nadprzyrodzonej tajemnicy. Kristin wspaniale oddała dwoistość charakteru hrabiny, która z miłości lub nienawiści gotowa jest do popełniania najgorszych zbrodni. Swoją grą wspaniale ukazała całą paletę złożonych emocji. Przechodziła od poetyckiego uwielbienia, zakochania do okrucieństwa i miłości toksycznej. Udało jej się stworzyć postać wyjątkową, obdarzoną melancholią, która powinna cechować osobę nieśmiertelną, a mimo to świadomą upływu czasu.

Wybrał pan wybornego antagonistę dla Romaina Durisa – Pascala Greggory’ego.

Już podczas pisania scenariusza intuicja podpowiadała mi, żeby na casting zaprosić Pascala. To on uświadomił mi, żeby postaci Beaumagnana nadać ascetyczną surowość. Pierre-Jean Larroque i ja zdecydowaliśmy, żeby zaprojektować jego kostium jak u pastora, w czerni i bieli. Oczywiście wniósł w rolę wiele osobistego uroku, niesamowitą twarz, paraliżujące spojrzenie, szlachetną i elegancką aparycję.

Eva Green to prawie debiutantka, której pan zaufał. Jak to się stało?

Robienie filmów to rutynowa praca, ale często podporządkowuję ją intuicji. O Evie opowiedział mi Stéphane Marsil, który widział ją na deskach teatru. Spotkaliśmy się razem na kawie. Rozmawialiśmy długo o scenariuszu i zorientowałem się, że młoda aktorka bardzo dobrze rozumie nie tylko swoją postać, ale także klimat filmu: mieszaninę romansu i kina akcji oraz thrillera. Jej nieprzeciętne piękno, a przede wszystkim dobre oczy, sprawiły, że Eva była idealnym kontrapunktem dla ponurej postaci hrabiny. Zapewniam, że Eva jest jedną z najbardziej utalentowanych aktorek swojej generacji.

Czy w mieszance romansu i kina akcji oraz thrillera były potrzebne efekty specjalne?

Film składa się z około 400 ujęć wykorzystujących efekty specjalne. Dwie trzecie z nich pozostają niewidoczne dla widza.

Scenę w operze kręciliśmy przez kilka godzin w dzień wolny od pracy. Podobnie było z wybuchem w kawiarni. Nie do pomyślenia byłoby nakręcenie eksplozji w kawiarni na ulicy w zatłoczonym Paryżu. Wszystkie ujęcia nakręciliśmy w studiu. Jednak najbardziej skomplikowana była scena walki Beaumagnana z Arsene’em na skale. Dialogi wcześniej nagraliśmy w studiu, gdzie aktorzy byli podwieszeni nad rekonstrukcją kamiennego dachu. Następnie zdjęcia były przerabiane komputerowo. Usunęliśmy liny, nałożyliśmy postacie na obrazy skał, na których nie moglibyśmy pracować ze stuosobową ekipą.

Pana film uchodził na początku za adaptację literatury. W istocie jest jednak autorską wizją fantastycznego świata.

Do momentu, kiedy zająłem się Arsenem Lupin wydawało mi się, że nie będę w stanie zrealizować filmu o wybitnym bohaterze. W tym momencie chciałbym podziękować Romainowi. To uzdolniony aktor, człowiek o nieskazitelnych manierach i uroku osobistym. Tak jak Lupin, nie mogłem pokazać swojej matce, że udało mi się zrealizować marzenie mojego dzieciństwa. Zmarła, zanim zrobiłem swój pierwszy film.

Wyjątkowo pasjonująca okazała się praca nad filmem o dzieciaku, który miał trudne dzieciństwo, ale wyrósł na dojrzałego mężczyznę. Podobnie jak Arsene’a fascynują mnie kobiety, ich tajemnice, wdzięk i sposób, w jaki patrzą na życie.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Arsene Lupin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy