"Anioł w Krakowie": AKTORZY
W rolę Anioła Giordano wcielił się Krzysztof Globisz, z którym „Baron” i Bereś zetknęli się przy realizacji Historii filozofii po góralsku.
Postać Anioła Giordano od początku pisana była „pod Krzysia” - mówi Artur Więcek. -
Z tak szerokim aktorskim emploi, z duszą dziecka i charakterem „czupurka”, jest on jedynym aktorem w Polsce, który z pewną dozą koniecznej naiwności, mógł zagrać
tak skomplikowaną i trudną rolę. Gdyby Krzysztof Globisz nie został aktorem, na pewno byłby aniołem.
Aktor zdawał sobie sprawę z tego, że główny bohater ma wiele wspólnego z nim samym. Mam wrażenie, że Bereś i „Baron” pisząc scenariusz myśleli o mnie - mówi Krzysztof Globisz. - Chyba dobrze mnie poznali podczas zdjęć do „Historii filozofii po góralsku”: Mój sposób bycia, reakcje, ale i przywary czy słabości. Pisząc scenariusz chyba w dużym stopniu wykorzystali tę wiedzę.
Krzysztof Globisz bardzo chwali sobie pracę na planie Anioła w Krakowie. Artur Więcek „Baron” jest najlepszym przykładem tego, że ukończone fakultety nie są żadnym gwarantem artystycznej wrażliwości, a ich brak oznacza jakąś ułomność. Artur, o ile mi wiadomo, nie ma specjalistycznego wykształcenia filmowego poza praktyką, wielkim zamiłowaniem, ogromną pasją i talentem, którego można życzyć wielu zawodowym filmowcom. Przyjmując rolę Anioła Giordano, wiedziałem czego mogę się spodziewać i nie pomyliłem się. Artur był bardzo dobrze przygotowany, konsekwentny i stanowczy. To nie jest bez znaczenia szczególnie wtedy, gdy jest mało czasu i niemal każda minuta jest cenna.
W roli Hanki, której pomaga Anioł Giordano, wystąpiła Ewa Kaim. Hanka sama wychowuje małego chłopca, boryka się z wieloma problemami - mówi o swojej postaci. - Jednak nie robi z tego dramatu. Mimo trudności jest spontaniczna, bezpośrednia i ma ogromną energię do życia. Właśnie dziecko daje jej największą siłę. Jest z nim bardzo związana, ale jednocześnie potrafi dać mu dużo swobody, zaufać mu…
W Aniele w Krakowie Ewa Kaim zagrała swoją pierwszą dużą rolę filmową. Przede wszystkim gram w teatrze. Jestem na stałe związana z Teatrem Starym. Do tej pory grałam małe role w filmach i większe w Teatrze Telewizji. Od dawna chciałam spróbować swoich sił w filmie.
Jak sama przyznaje, w pracy nad rolą bardzo pomógł jej Krzysztof Globisz. Mam na myśli przede wszystkim umiejętność koncentracji - mówi aktorka. - W teatrze buduje się postać o wiele dłużej, w trakcie kilku miesięcy prób. W filmie z reguły nie ma prób przed zdjęciami. Krzysztof, który ma również ogromne doświadczenie teatralne, spokojnie i cierpliwie uczył mnie różnych sposobów „filmowej” koncentracji.
Aktorka na najtrudniejsze sceny natknęły się od razu na początku. Z powodu nagłej zmiany pogody zmienił się harmonogram zdjęć. Postanowiono zacząć od scen ze mną, które według wcześniejszego planu miały być kręcone kilka dni później - mówi Ewa Kaim. Niestety nie miałam wystarczająco utrwalonego tekstu i często myliłam się. To był dla mnie największy stres. Nie mam jeszcze takiego doświadczenia, by skutecznie ukryć zdenerwowanie. Potem już było „z górki”.
Aktorka jest bardzo zadowolona ze swojej pracy. Myślę, że udało się nam zrobić piękny film, w którym dowcipnie i z miłością mówi się o człowieku - o jego wadach i ułomnościach.
Jedną z najbardziej zabawnych i barwnych postaci filmu jest kloszard. W tej roli widzowie zobaczą Jerzego Trelę. Kloszard to postać epizodyczna - mówi wybitny aktor. - Jest trochę śmieszny, trochę opryskliwy, czasem agresywny, ale potrafi być najlepszym kumplem. Chyba wszędzie można spotkać takiego typa. Ja chciałem nadać mu trochę rysów charakterystycznych dla krakowskiego dziwaka. W Krakowie jest wielu wspaniałych, cudownych ludzi, ale paru dziwaków też się znajdzie, i to bardzo szczególnych.
Jerzy Trela po raz pierwszy spotkał się z Arturem Więckiem i Witoldem Beresiem na planie Historii filozofii po góralsku, w której zagrał postać Narratora. Zrobiliśmy wspólnie szesnaście odcinków - mówi Jerzy Trela. - Podoba mi się ich subtelne poczucie humoru. „Baron” i Bereś czują, że humoru nie trzeba krzesać siekierą i śmiało można użyć jakiegoś bardziej delikatnego narzędzia. Wtedy jest szansa, że powstanie komedia bliższa Woody`emu Allenowi niż… No nie chcę mówić komu…
Na planie Anioła w Krakowie pracowałem ze świetną ekipą - podkreśla Jerzy Trela. - To są cudowni ludzie - wszyscy, i scenarzysta, i reżyser i operator, który jest moim synem. Ze wszystkimi dogadywałem się bardzo dobrze. Szanuję ich i cenię za to, że szukają swojej drogi, że nie ulegają pokusom - że szukają swojego świata i chcą zrealizować własne marzenia.
Andrzej Franczyk wcielił się w postać Zdzisława, który z żoną jedzie do miasta, gdzie w sądzie ma się odbyć ich sprawa rozwodowa.
Zdzisław jest miłośnikiem przyrody, naukowcem bardzo skupionym na swojej pasji - opisuje swoją postać Andrzej Franczyk. - Brak przebojowości jest głównym zarzutem ze strony jego żony. W trakcie jednej z rozmów z reżyserem aktor zaproponował by Zdzisław do naprawy silnika użył… patyka. Tak sobie wyobrażałem jego bezradność po tym jak otwiera maskę i nie wie, co tym razem nawaliło - mówi Andrzej Franczyk. Zapytany o charakter współpracy z reżyserem odpowiada: Mówił niewiele, ale treściwie. W jakimś sensie nawet nie odczuwałem jego obecności. Jednak stale miałem poczucie, że cały czas czuwa nad wszystkim.
Tomas Schimscheiner wcielił się w postać króla rock and rolla. Elivis Presley uosabia wszystko co ludzkie - od ogromnego sukcesu do kompletnego załamania, od najdrobniejszych przewin do największych grzechów.
W roli syna Hanki, wystąpił ośmioletni Kamil Bera. Mieliśmy ogromne szczęście - mówi Witold Bereś. - Wiadomo jak ciężko jest znaleźć dziecko, które dobrze zagra. A my bez specjalnego castingu i przygotowań trafiliśmy na Kamila, który zagrał rewelacyjnie. Z Witkiem Beresiem kierujemy się od dawna zasadą: po pierwsze - szukajmy wśród najlepszych, po drugie - szukajmy wśród przyjaciół i znajomych - mówi Artur Więcek. - Kamil jest pasierbem naszego przyjaciela, Piotra Ussa Wąsowicza, kierownika produkcji naszego filmu.
Na tydzień przed zdjęciami Kamil dostał scenariusz i zaczął uczyć się swoich kwestii. Tuż przed pierwszym klapsem parogodzinną próbę generalną przeprowadził z ośmiolatkiem
Tomasz Schimscheiner, filmowy Elvis Presley.
Chłopiec od samego początku był bardzo zaangażowany w rolę, którą mu powierzono. Któregoś dnia stracił mleczny ząb. Jak mówi mama Kamila, chłopiec bardzo to przeżywał - bał się, że nie będzie mógł już zagrać w filmie. Mama nigdy wcześniej nie widziała swojego syna tak zdesperowanego.
Powiedzieć, że Kamil to żywe i bardzo rozbrykane dziecko to tyle, co nazwać Micka Tysona niegrzecznym, ale miłym chłopczykiem - mówi Artur Więcek. - Kamil to wulkan niespożytej energii - wszędzie wejdzie, o wszystko zapyta, ma niewiarygodną wyobraźnię. Ciągle coś innego przykuwa jego uwagę.
I właśnie ze skupieniem Kamil miał największe trudności. W scenach, gdzie wymagane było wyciszenie, utrzymanie wzroku w jednym punkcie, potrzebne było więcej cierpliwości i większa ilość dubli.
Ale Kamil Bera to nieprzeciętnie zdolne dziecko - podkreśla reżyser. - Niesie ze sobą jakąś tajemnicę i ta tajemnica, błysk w oku, spontaniczność powodują, że przyciąga wzrok,
jest prawdziwy. Praca z Kamilem to czasem duży wysiłek i jeszcze większa radość
z końcowego efektu.
W jeden ze scen syn Hanki opowiada dziwne historyjki, jak Kratka mówi do kratki albo Gulgocząca gula pyta guli. To wszystko są oryginalne teksty Kamila, wymyślane na żywo w trakcie ujęcia. Nakręcono kilka dubli, w których chłopiec za każdym razem opowiadał inną historię.
W filmie w epizodycznych rolach wystąpiły postacie krakowskiej elity: felietoniści „Gazety Wyborczej” Witold Bereś i Jerzy Skoczylas, poeta Marcin Świetlicki, który z Grzegorzem Dyduchem co tydzień prowadzi w telewizji magazyn kulturalny „Pegaz”. Trafiliśmy do tego filmu dzięki jego producentowi, Beresiowi Witoldowi, który w żołnierskich słowach zaproponował nam udział. Znamy tego pana z innej strony i dlatego zgodziliśmy się ochoczo. Początkowo miały być to role nieme - stoimy w tłumie i z otwartymi ustami patrzymy, jak Krzysztof Globisz piecze kiełbaski a obok dziewczęta upadłe zaczepiają pijanych. Na szczęście nie mogliśmy stawić się na planie w oznaczonym terminie i nasze role rozrosły się znacznie - stajemy w drzwiach i pytamy: „Gdzie jest toaleta?”. Były tylko dwa duble. Okazuje się, że jesteśmy mistrzami epizodu. Bereś Witold to nasz mąż opatrznościowy, co nas wprowadził do telewizji i odkrył przed nami mechanizmy rządzące mediami.
Marcin Świetlicki jest naszym wielkim przyjacielem - mówią Bereś i „Baron”. - Razem z kolegą zagrał w naszym filmie w bardzo poważnej scenie i napisał piosenkę.
Praca z przyjaciółmi
Obaj podkreślają, że film od początku do końca powstawał w gronie przyjaciół. Jak mówią, jest to szersza sprawa, związana ze sposobem patrzenia na świat, z taką a nie inną hierarchią wartości. Dla mnie - mówi Artur Więcek - jest ważne abym na planie, podobnie jak w życiu, nie musiał otaczać się zupełnie obcymi ludźmi, których pierwszy raz widzę na oczy i o których nic nie wiem. Szukam więc osób w jakimś sensie mi bliskich, przyjaznych, mających podobną „chemię”. Myślę, że zwłaszcza taki film jak Anioł w Krakowie, z innym zespołem nie mógłby się po prostu udać.