Reklama

"Amerykanin": UPARTA HANDLARKA I PRACOWITY PIES

Gdy okazało się, że miasto L'Aquila jest mocno dotknięte tragicznym trzęsieniem ziemi, z zaplanowanych tam zdjęć trzeba było zrezygnować. Ekipa postanowiła się przenieść do miejscowości Sulmona, miasteczka targowego otoczonego przez góry, z malowniczym rynkiem, do którego dochodzi zabytkowy siedemnastowieczny wiadukt. Sulmona jest dobrze znana we Włoszech jako miejsce wytwarzania słodyczy zwanych "confetti", czyli migdałów pokrytych cukrem, które są chętnie kupowane z okazji urodzin i ślubów.

Gdy okazało się, że miasto L'Aquila jest mocno dotknięte tragicznym trzęsieniem ziemi, z zaplanowanych tam zdjęć trzeba było zrezygnować. Ekipa postanowiła się przenieść do miejscowości Sulmona, miasteczka targowego otoczonego przez góry, z malowniczym rynkiem, do którego dochodzi zabytkowy siedemnastowieczny wiadukt. Sulmona jest dobrze znana we Włoszech jako miejsce wytwarzania słodyczy zwanych "confetti", czyli migdałów pokrytych cukrem, które są chętnie kupowane z okazji urodzin i ślubów.

Wielu mieszkańców miasta wystąpiło w filmie jako statyści. Podczas kręcenia sceny na targu, w której Jack kupuje ser, miało miejsce zabawne zdarzenie. Otóż prawdziwa handlarka serem aż trzykrotnie przerywała kręcenie sceny, w której postać grana przez Silvanę Bosi sprzedaje ser. Starsza kobieta, właścicielka stoiska z serem, instruowała Bosi, że nie powinna sprzedawać marnego kawałka parmezanu. Ponadto, miejscowa rodzina produkująca tradycyjnymi metodami kozie sery, wyprodukowała specjalną ich odmianę nazwaną "Capra di Clooney".

Warto też wspomnieć, że podczas dorocznego festiwalu filmowego w Sulmonie, który trwał podczas zdjęć do filmu, Clooney został uhonorowany Złotym Owidiuszem za całokształt osiągnięć. Nagrodę nazwano na cześć Owidiusza, słynnego rzymskiego poety, autora "Sztuki kochania", który urodził się właśnie w Sulmonie.

Reklama

Zdjęcia powstawały także w okolicznych miejscowościach: Calascio, Anversa, Castelvecchio i Pacentro. Podczas pracy nad filmem Corbijn nie zrezygnował ze swej pierwszej wielkiej pasji - fotografii. Wykonywał zdjęcia swym ulubionym aparatem Leica. - Wykorzystywałem naturalne światło, bez żadnych cyfrowych sztuczek. Czasem jednego dnia powstawało pięć zdjęć, czasem - nie robiłem ani jednego.

Jednym z najbardziej malowniczych filmowych plenerów było zakole rzeki Aterno, na terenie rezerwatu Gran Sasso, gdzie postały dwie sceny z udziałem Jacka oraz Placido i Reuten. Tu spotkała filmowców przykra niespodzianka. Miejscowe dziki zniszczyły starannie przygotowaną przez scenografów zieleń, uznając ją za ingerencję w ich terytorium. W rezultacie, po nasadzeniu nowych roślin, planu zdjęciowego przez kolejne noce pilnowali ochroniarze, by ustrzec zieleń przed skutkami kolejnej niespodziewanej wizyty.

Szef scenografów, Mark Digby, tłumaczył koncepcję filmowców: - Gdy robi się taki film jak ten, gdzie wielką rolę odgrywa naturalna sceneria, pierwszym przykazaniem jest, by nie walczyć zbytnio z charakterem terenu. My potrzebowaliśmy, by rzeka zagrała jezioro. Stąd pojawiły się tu te kwitnące rośliny. Ale ograniczyliśmy się do stosunkowo małego obszaru, by nie popaść w sztuczność. Digby czuwał też nad konstrukcją niezwykłej broni, którą musi wykonać Jack. - Pozornie wygląda to prosto: potrzebna nam była broń i futerał. Broń wykonaliśmy w Anglii, potrzebowaliśmy jednak czasu na uzyskanie potrzebnych zezwoleń. Futerał sporządzano we Włoszech. Trzeba było w ostatniej chwili dograć kilka istotnych detali jego wyglądu. Rusznikarz Jon Baker nie tylko sporządził broń, ale też szkolił aktorów w jej składaniu i rozkładaniu. W przypadku Reuten trwało to niemal dwa tygodnie. Baker mówił: - Zaczynaliśmy powoli, ale pod koniec szkolenia była już bardzo dobra. Jeśli chodzi o George'a, to oszczędził mi sporo pracy, bo miał doświadczenie z poprzednich filmów.

Dom, w którym zatrzymał się Jack, znaleziono w miejscowości Castel del Monte, położonej 5 tysięcy metrów nad poziomem morza. Są tu ruiny rzymskich umocnień, budowle wzniesione przez Gotów, a potem Burbonów. Corbijn był pod wrażeniem tego miejsca: - Latem jest to miejscowość bardzo chętnie odwiedzana przez turystów. Jesienią wiele domów wynajmowanych przybyszom pustoszeje. Jeden z nich przypadł mi szczególnie do gustu. Wyglądał jak nawiedzony. Chciałem osiągnąć podobny efekt, jak w filmie Nicolasa Roega "Nie oglądaj się teraz", gdzie piękna sceneria Wenecji staje się stopniowo niezwykle groźna. Wingate była zachwycona: - To miasteczko wygląda, jakby nie zmieniło się od średniowiecza. Heslov podzielał jej zdanie, ale i dostrzegał trudności: -Jest tam wiele miejsc, gdzie można dojść tylko pieszo. Bywało i tak, że ekipa musiała znosić sprzęt z trudno dostępnych miejsc, gdzie kręciliśmy. Digby komentował: - Domy i mieszkania są tu tak małe, że łatwo je obserwować, ale na tyle duże, że można się w nich ukryć. To idealna kryjówka dla Jacka.

Autorka kostiumów Suttirat Anne Laralarb opowiadała o koncepcji kostiumów, w jakie ubrano Clooneya i innych aktorów: - Jack chce zniknąć, nosi rzeczy skrojone klasycznie, bez ekstrawagancji i widocznej marki. Sięgnęliśmy więc po klasyczne wzory, a ich tonację barwną skonsultowaliśmy z Antonem i Martinem. Jeśli chodzi o Mathilde, to podkreślaliśmy jej pokrewieństwo zawodowe z Jackiem, także poprzez elegancko anonimowy strój. Clara ubiera się z ujmującą naturalnością. I chociaż naszym założeniem była eliminacja koloru czerwonego, zostawiliśmy jej czerwoną portmonetkę. Corbijn zwrócił uwagę: -Czerwień pojawia się rzadko - sygnalizuje miłość lub niebezpieczeństwo. A czasem obie te rzeczy naraz.

Podczas kręcenia filmu w Castel del Monte populacja (129 osób) podwoiła się. W filmie wystąpiła większość mieszkańców, także z okolicznych miasteczek. Gdy jeden z członków ekipy udał się pilnie do dentysty w sąsiedniej miejscowości, usłyszał, że lekarz też "pracuje właśnie przy hollywoodzkim filmie". W scenie procesji prowadzonej przez ojca Bendetto pojawili się niemal wszyscy mieszkańcy. Pierwotnie miała to być tak zwana Procesja Węży, jaka odbywa się w niedalekiej wiosce Cocullo, ale tamtejsi mieszkańcy zaprotestowali. Chcieli nawet interweniować u biskupa, skarżąc się na Amerykanów, że zawłaszczają lokalną tradycję. W rezultacie zmieniono nazwę i charakter procesji na Procesję Baranków.

W filmie wystąpił także pies zwany Wally, który żył na tutejszym rynku i został zaadoptowany przez filmowców. Okazał się bardzo zdyscyplinowanym aktorem, gotowym na każde wezwanie. Miejscowa zaś rodzina produkująca tradycyjnymi metodami kozie sery wyprodukowała specjalną ich odmianę nazwaną "Capra di Clooney".

Wykorzystano jeszcze jedną niezwykle malowniczą lokalizację. Nad Castel del Monte położona jest łąka Campo Imperatore, część parku narodowego Gran Sasso. Kiedyś było to miejsce letniego spędu i wypasu owiec, dziś - głównie zimowy ośrodek narciarski. Tam nakręcono główną scenę samochodowego pościgu.

Pod koniec zdjęć we Włoszech, które trwały dziewięć tygodni, ekipa przeniosła się do Rzymu. Kręcenie na ruchliwej stacji kolejowej Termini i rzymskich ulicach okazało się trudne, bo Clooney był wszędzie rozpoznawany. Udało się jednak zdobyć odpowiednie zezwolenia, choć niektóre sekwencje były kręcone niemal partyzanckimi metodami, by uniknąć tłumu gapiów. Heslov chwalił atmosferę panującą we włoskiej ekipie. - Prawie każdy jest tu spokrewniony z całą resztą, a nawet jeśli nie jest, to nie obowiązują go sztywne hierarchie jak w anglosaskich ekipach filmowych. Wiele spraw załatwia się poprzez uścisk dłoni. Zanim rozpocznie się dzień pracy, zawsze jest pół godziny na kawę i niezobowiązujące rozmowy. Corbijn wielką wagę przywiązywał do muzyki. Jej skomponowanie powierzył swemu stałemu współpracownikowi Grönemeyerowi. - Są to głównie utwory fortepianowe, wzmagające emocje w kluczowych punktach fabuły - mówił reżyser. - Pomagają też wejrzeć w umysł Jacka w scenach pracy nad bronią.

Po zakończeniu zdjęć we Włoszech ekipa na pięć dni przeniosła się do szwedzkiego Östersund, gdzie kręcono prolog filmu. Udało się uchwycić piękno zimy w tej okolicy, pragnieniem Corbijna było bowiem maksymalnie wygrać kontrast północnego i południowego pejzażu. Corbijn tak podsumowywał swój udział w hollywoodzkiej produkcji: - Myślę, że osiągnęliśmy to, na czym nam zależało. Był pod wrażeniem współpracy z Clooneyem: - Jest skupiony na roli, ale nie przeszkadza mu to postrzegać filmu jako całości. Potrafi świetnie motywować cały zespół, a kiedy trzeba - rozbawić ekipę. Daje sobie też doskonale radę z własną popularnością, potrafi po prostu ludzi oczarować, co było bezcenne w małych wioskach, bo powodowało, że pękały wszelkie lody.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Amerykanin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy