"Aimee&Jaguar": WYWIAD Z MARIĄ SCHRADER
Jak się Pani czuła, gdy zaproponowano Pani tak wyjątkową rolę, rolę Felice
Przeczytałam scenariusz w jedną noc. Dużo płakałam i byłam bardzo przejęta myślą, że pozwolono mi wystąpić w tym filmie. Bardzo byłam z tego powodu szczęśliwa, ale też onieśmielona. Tak też czułam się w trakcie zdjęć. Pełna podziwu dla Felice, byłam nią zafascynowana.
Dlaczego ta rola jest tak wyjątkowa?
Po raz pierwszy grałam realną osobę. To było coś zupełnie nowego; nie musiałam nic sama wymyślać. Czytałam listy Felice, nauczyłam się naśladować jej pismo. Widziałam jej zdjęcia. Miałam w głowie gotowy jej obraz. Na planie mieliśmy książkę telefoniczną z 1942/43 roku i nazwisko Felice było tam wśród innych. To było naprawdę niesamowite.
Co Panią tak fascynuje w tej postaci?
Do tej pory wszystkie postaci, jakie grałam, zmagały się z wewnętrznymi problemami. Nosiły w sobie jakieś wewnętrzne konflikty, były ze sobą nieszczęśliwe. Felice to jak pocisk ognia. To taka zdrowa, silna i energiczna osoba. Wie, że jej życie może wkrótce się skończyć, i ta wiedza daje jej siłę, by żyć w pełni. Zamiast naciągnąć sobie na głowę prześcieradło, Felice wdrapuje się na dziesięciometrowe wieże i skacze. To wszystko sprawie, że to cudowna i bardzo barwna postać.
Jak udało się Pani przekazać poczucie stałego zagrożenia, wobec którego żyje Felice
Starałam się sobie wyobrazić jak wiele strachu można znieść, a jak wiele miłości. Myślę, że można sobie wyobrazić to uczucie, gdy nie można być już pewnym swej przyszłości, i żyć z poczuciem, że jutro może nadejść jej koniec. Wszystko rozgrywa się szybciej, jest bardziej fascynujące, bardziej żywe, dlatego właśnie, że śmierć jest tak blisko. Felice nie chce być ofiarą. Dzięki wychowaniu, jakie otrzymała rozumie swe uczucia i umie je wyrazić. Ten film, to historia romansu między dwoma kobietami, co nie często możemy zobaczyć w kinie. Starałam się unikać pobierania czegoś na kształt lekcji "bycia lesbijką". To ten sam problem jak brak semickich korzeni: z początku wahanie, i strach, że nie starczy mi doświadczenia na taką rolę. Ale ja znam dobrze to uczucie: kobiety często mnie fascynują, także w sensie erotycznym. Myślę, że technika nie zdominowała związku Felice i Lilly. To było bliskie spotkanie dwóch dusz i ciał, pozbawione jakichkolwiek kalkulacji. Ciężko jest przekazać ten magnetyzm przed kamerą i dużo zależy od tego, jak układa się współpraca z partnerem, niezależnie od tego, czy jest to kobieta, czy mężczyzna.
Jak układała się Pani praca z Juliane Koehler?
Spotkałyśmy się na castingu, ale potem nie widziałyśmy się aż do prób, zaraz przed samym rozpoczęciem zdjęć. Polubiłyśmy się i mamy dla siebie dużo szacunku. Zaskakiwała mnie raz za razem. Juliane ma dużo siły i wytrzymałości. Wchodzi na plan przygotowana niczym na scenę. Wiedziałem, że mogłabym uderzyć piłeczkę z całych sił ponad siatką, a ona na pewno odbiłaby ją bez trudu. Potrafiłyśmy niewiarygodnie dobrze się skoncentrować na planie, osiągając czasem ideał dla aktora i widza, czyli zapominając się zupełnie.
Jak opisałaby by Pani reżysera filmu - Maxa Faerberboecka?
Czasem jest bez litości. Byłam szczęśliwa z tego powodu, bo to oznaczało, że bardzo mu się podoba moja gra. Był przekonany, że jestem właściwą osobą do zagrania tej roli. Dlatego też tak bardzo mnie krytykował (ja jego też zresztą nie oszczędzałam). Bardzo przeżywaliśmy te zdjęcia. Max bardzo dużo od nas wymagał. Myślę, że nie miałabym tyle odwagi w ukazywaniu uczuć Felice, gdyby nie Max.
Powstało już wiele filmów o drugiej wojnie światowej. Na czym polega nowatorstwo "Aimée&Jaguar"?
To prawdziwa historia o niezwykłym romansie, i już z tego względu jest dość nowoczesna, zwłaszcza, że przedstawia się ją na tle II wojny światowej. Myślę, że ta opowieść uczy nas czegoś nowego o tamtych czasach. O pochłaniającym wszystko głodzie życia. Lilly Wust miała czwórkę dzieci i męża na froncie, a mimo to ciągle miała nowych kochanków. To mnie bardzo zaskoczyło. Felice to także postać pełna sprzeczności: zakochuje się w Lilly, ale ma też inne kochanki, pracuje w nazistowskiej gazecie, należy do ruchu oporu. Chodzi do hotelu Adlon i na koncerty, choć wie, jakie to jest niebezpieczne.
Czego się Pani nauczyła jako aktorka w trakcie zdjęć do tego filmu?
Dotarło do mnie, jaka jestem szczęśliwa, że żyję w innych czasach. Nigdy już nie zapomnę Felice. Im bardziej była przerażona, tym więcej wykazywała odwagi. Myślę, że to Tucholsky powiedział: "Nie możemy przez życie przejść na palcach dlatego, że się boimy." To jest ciągle aktualne.