Reklama

"Aimee&Jaguar": WSPOMNIENIA

Fragmenty zapisków z Berlina (1942-1944) Ursuli von Kardoff, opublikowanych przez DTV w Monachium w 1994 roku


"Taniec na wulkanie"


27 listopada 1943

Przemieszczanie się z miejsca w miejsce, wśród płonących budynków Berlina jest bardzo wyczerpujące. Wczoraj był kolejny ciężki nalot. Musiałam przejść wzdłuż cały Kaiserdamm, ponieważ bomby zniszczyły metro. Ludzie wyglądają jak duchy, ubrani w szaliki i ciemne okulary, z powodu dymu, który unosi się nad miastem. Tłum kołyszących się postaci, parada pokonanych.

Reklama


4 grudnia 1943

W Adlon - Halle rozgrywa się scena jak z kiczowatej powieści. Pełno jest nazistowskich oficerów obwieszonych brzęczącymi medalami, żołnierzy wszystkich stopni, którzy pragną zabrać z urlopu na front złudzenie komfortu, zagranicznych i niemieckich dyplomatów, aktorów, ubranych w spodnie dam z Dahlem, które wypoczywają po doprowadzaniu do porządku swych zniszczonych willi, businessmenów z teczkami ze świńskiej skóry, którzy unoszą ze sobą aurę ludzi od "uzbrojenia", i w końcu wszelkiej maści poszukiwaczek przygód, troszczących się o męskie potrzeby.

Od czasu ewakuacji rodzin i zamknięcia szkół Berlin stał się miastem mężczyzn. Przy barze podają piwo, a przy stołach przykrytych białymi obrusami serwują wino. Wchodzący na salę goście muszą udźwignąć ciężar chciwych spojrzeń. Niektórzy przechodzą ze spuszczoną głową, inni energicznie, z gracją, a jeszcze inni epatując umyślną arogancją. Ludzie robią wszystko, by zdobyć przychylność kierowników hoteli, ponieważ to oni decydują, kto dostanie stolik. Tu gromadzą się ludzie, których nie dotknęła ogólna tragedia, tak jakby byli tylko gośćmi na zagrożonej ziemi. Dziwna, napięta atmosfera.


26 stycznia 1943

Jestem kompletnie wyczerpana po przyjęciu, które trwało do rana. Tańczyliśmy jak opętani, jakby ktoś stał za nami z biczem, jakby to był ostatni raz. Nazwaliśmy nasze przyjęcie "Upadkiem zachodniego świata".

Zaprosiliśmy pana Remde z sąsiedniego baru St. Pauli. Przyniósł czerwone wino. Wśród innych gości byli Schwab, którego ojciec umarł w więzieniu trzy miesiące temu, Jutta, której bracia i siostry spłonęli, Dr. Meier, którego ojciec umarł z głodu w obozie. Wszyscy chcieliśmy na kilka krótkich godzin zapomnieć nasz żal i smutek.

Wszyscy żyjemy chwilą, bardziej intensywnie niż kiedykolwiek.


3 lutego 1944

Czuję, jak narastają we mnie dzika żądza życia i bunt, przeciwieństwa rezygnacji. Czy tego typu uczucia chcieli wywołać wśród cywilnej ludności swymi nalotami Brytyjczycy? Nie wyczerpali nas. Każdy martwi się o siebie lub najbliższych. Czy moje mieszkanie ciągle stoi? Gdzie mogę dostać dachówki lub wkład do okna? Gdzie jest najlepszy schron? Katastrofy, które tak samo dotykają nazistów i antynazistów, zjednoczyły ludzi. Po każdym nalocie, rozdzielane są specjalne racje papierosów, prawdziwej kawy i mięsa. "Daj im chleba, a pójdą za tobą", mówi Wielki Inkwizytor u Dostojewskiego. Jeśli Brytyjczykom wydaje się, że osłabiają morale ludzi, to się mylą.


22 lutego 1944

"Bitwa o Berlin", jak się to teraz zgrabnie nazywa, zaczęła się dokładnie trzy miesiące temu. Ciągle trzymamy się nieźle. To nieprawdopodobny, straszny i jednocześnie w pewien dziwny sposób pozytywny czas. Podczas gdy mój przyjaciel "Niedźwiadek" i ja prowadzimy życie w pozornym luksusie, tysiące bezdomnych ludzi kuli się w schronach na zimnych kamiennych podłogach, używając swych walizek za poduszki, nie wiedząc, dokąd pójść. Taka jest rzeczywistość. Ale unosimy się w próżni. Z drugiej strony, wiem, że to się może skończyć lada dzień, więc dlaczego nie miałabym rezygnować z przyjemności?


10 czerwca 1944

W Berlinie panuje dziwny nastrój - mieszanka apatii i pogoni za przyjemnościami. Nasza służąca, która zajmuje się porządkiem, wniosła ostatnio swój wskazujący palec w powietrze i powiedziała: "No, to już koniec naszego małego Adolfika. Mam nadzieję, że to będzie krótko trwało". Nikt już nie oszczędza. Posługaczka Niedźwiadka, gruba Wally, chce za rozdawane ostatnio kupony zrobić zakupy w najdroższym sklepie w Berlinie, gdzie garnitur kosztuje 400 marek. "Teraz mogę sobie na to pozwolić", mówi. Zauważyłam, że prości żołnierze wydają pół miesięcznego żołdu na napiwki. Kelner z baru na Gendarmenmarkt kupił sobie mały majątek na wsi za napiwki, jakie dostawał, za każdym razem, gdy wynosił butelkę wina Moselle. Pieniądze płyną niczym strumień przez ludzkie ręce.


21 czerwca 1944

Odpowiedzią na V1 był dzień nalotów o niespotykanej do tej pory skali.

Gdy wynurzyłyśmy się ze schronu z Utą, było tak ciemno, że widziałyśmy tylko na odległość dwóch metrów przed nami. Między jaskrawoczerwonymi jęzorami ognia unosiły się niebiesko-czarne ściany dymu, niczym w piekle ze średniowiecznych obrazów. Na ulicach leżały zwały oliwkowo-zielonego pyłu i białego, wapiennego gruzu. Jednocześnie ten krajobraz miał w sobie dzikie piękno.

Weszłyśmy na dach. Kancelaria Wielkiej Rzeszy i Ministerstwo Propagandy stały nie tknięte, zupełnie, jakby sam diabeł przykrył je ochronną dłonią.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Aimee&Jaguar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy