"Adolf H. - Ja wam pokażę": KOMENTARZ REŻYSERA
Szanowni Państwo,
Führer jest nieśmiertelny; przynajmniej w naszych umysłach. Trauma tamtych lat ciągle trwa, a dowodem na nieprzerwane zainteresowanie świata naszą historią jest powodzenie, jakim cieszą się takie filmy jak: "Upadek", "Sophie Scholl", czy "Okręt". Kiedy Spielberg kręcił "Listę Schindlera" należałem do "ortodoksyjnych" krytyków, będących przeciwnikami "tworzenia filmowego obrazu Holokaustu". Kino z natury rzeczy coś odtwarza, pokazuje, a obraz tych potworności był dla mnie (jako Żyda) - mimo całej swej autentyczności - wierutnym kłamstwem. Dyskusja dotycząca filmu "Życie jest piękne" Benigniego stała się dla mnie początkiem nowej epoki. Czy wolno było wykorzystać Holokaust jako tło historyczne, pozwalające nam inaczej, w bardziej tragi-komiczny sposób, spojrzeć na związek ojca z synem? Uważam, że tak! Benigni nie próbuje realistycznie przedstawiać grozy tego okresu; on robi coś zupełnie innego. Opowiadając poetycką bajkę w obozie koncentracyjnym pokazuje, że dziecięca fantazja jest niezniszczalna.
Starałem się pisać jak Karol May, który stworzył "swój" indiański i "swój" arabski świat. Opisana w "Adolf H.- Ja wam pokażę!" historia i zdarzenia są, choć oparte na wiedzy o tych czasach, całkowitą fikcją. Dlaczego? Ponieważ dla mnie wyobraźnia, niezależna od faktów opowieść, bywa czasem bliższa prawdy. Innymi słowy: ten cyniczny i podły człowiek nie zasługuje według mnie na realistyczne przedstawienie.
"Prawda", którą pragnę pokazać, polega na czymś innym. Jest to historia ludzkiego dramatu, moralna tragedia tego okresu. W jakich czasach, wśród jakich wartości dorastali ludzie, którzy panowali w okresie narodowego socjalizmu? W czyich głowach zrodziły się te wszystkie zbrodnie, te podłości, i pomysł zagłady ludzkiego życia; jak było to możliwe na tak ogromną skalę?
Szukając odpowiedzi na te pytania, trafiłem na prace Alice Miller, jednej z najbardziej znanych i popularnych psychologów naszych czasów. W jej książce "Zniewolone dzieciństwo" jeden rozdział poświęcony jest Hitlerowi i "czarnej pedagogice" tamtych czasów. Jej świetny opis związku między cierpieniem doznanym w dzieciństwie a zemstą dał mi więcej niż dziesiątki opisów historycznych. "Analityczna" podróż, którą Hitler odbywa ze swoim "terapeutą" Grünbaumem, jest więc oparta na faktach. Od dłuższego czasu zastanawiało mnie, dlaczego nie powstała na ten temat żadna komedia bądź dramat.
Ja wybrałem komedię. Według mnie komedia jest znacznie bardziej poruszająca niż tragedia; pozwala bowiem mówić o kwestiach, które w poważnej twórczości nie byłyby możliwe; może w jaskrawy i bezkompromisowy sposób przedstawiać zdarzenia, pokazując całą ich mizerię.
Faktem jest, że Hitler przed i po dojściu do władzy miał nauczyciela aktorstwa. Nazywał się Paul Devrient (wydał później autobiografię "Mój uczeń Adolf Hitler"). Devrient jest pierwowzorem Grünbauma. Jego przeniesienie z obozu koncentracyjnego na "ostatnią misję" w 1944 roku to przewrotny wytwór mojej wyobraźni. Faktem jest natomiast, że Hitler cierpiał na depresję. Megalomański język, Rasa Panów oraz cała ogromna maszyna propagandowa Goebbelsa - czyż nie jest to zaproszeniem do (tragi-) komedii? Nie jestem oczywiście pierwszym, który wpadł na ten pomysł. "Dyktator" i "Być albo nie być" to filmy, które powstały już wcześniej. Moim filmem chętnie wpisałbym się w tę tradycję.
Daniel Levy