Reklama

"A właśnie, że tak!": KEATON I JEJ NOWE CÓRKI

Przypadkiem okazało się, że to własnie córki odegrają niezwykle ważną rolę w poszukiwaniu obsady do filmu A właśnie, że tak!. Współscenarzystka i współproducentka komedii, Jessie Nelson, znała Diane Keaton jeszcze z czasów, kiedy obie odprowadzały swoje dzieci do tego samego przedszkola. "Zaprzyjaźniłyśmy się, ponieważ mieliśmy wspólną jedną rzecz - macierzyństwo" - wspomina Nelson. "Zbliżyły nas do siebie nasze córki. Podstawą naszej przyjaźni z Diane jest ogromna miłość jaką żywimy do naszych dzieci. Dlatego bardzo się cieszę z tego, że wspólnie mogliśmy zanalizować ten temat w naszym filmie".

Reklama

Nelson przedstawiła Keaton scenariusz. Zaintrygowana aktorka poprosiła o jego kopię. Po jej przeczytaniu bez wahania zgodziła się na udział w produkcji i wcielenie się rolę archetypu matki - Daphne Wilder.

Nelson i Hopkins nie miały wątpliwości, że Keaton jest idealną odtwórczynią roli Daphne. Co więcej, odnaleźli w gwieździe również oddaną współpracowniczkę, która ochoczo dzieliła się ze scenarzystkami swoimi pomysłami na temat tekstu. "Diane opatrzyła swoją kopię scenariusza licznymi notatkami" - wspomina Hopkins. "Byłam zaskoczona kiedy je przeczytałam, ponieważ zobaczyłam, że bardzo zaangażowała się w tę historię".

"To wyjątkowa osoba o licznych zainteresowaniach" - mówi o aktorce Karen Leigh Hopkins. "Jest członkinią konserwatorium Los Angeles, fotografem i cudownym reżyserem. Oczywiście ponad tym wszystkim jest matką. Jej notatki były bardzo przemyślane. Ona doskonale wie co powinna i co może zrobić".

Sama Keaton była zachwycona rolą jaką napisały Hopkins i Nelson. Zaintrygowała ją postać Daphne i wywołane przez nią komiczne szaleństwo spowodowane chęcią absolutnego kierowania życiem swoich dzieci. Znana z tego, że wybiera role pozwalające na wykorzystanie zarówno jej komediowego jak i dramatycznego talentu, Diane Keaton bez reszty zaangażowała się proces realizacji filmu.

Entuzjazm co do wyboru aktorki podziela Michael Lehmann "Od początku było wiadomo, że to rola stworzona dla Diane, w jej rytmie i z odpowiadającym jej poczuciem humoru" - mówi reżyser. "Diane była doskonała. Kiedy przyszła i po raz pierwszy usłyszeliśmy ją czytającą swoje kwestie, nie mieliśmy wątpliwości, że to jest to, czego właśnie szukamy, a Diane dała nam nawet więcej niż oczekiwaliśmy".

Zapewniony udział Diane Keaton w filmie znacznie ułatwił producentom kompletowanie obsady, gdyż wielu aktorów było zainteresowanych współpracą z uhonorowaną Oscarem? gwiazdą [Najlepsza Aktorka Annie Hall reż. Woody Allen (1977)] . Rozpoczęto zatem poszukiwania aktorek, które wcieliłyby się w role trzech córek Daphne - Milly, Maggie i Mae. Nie było to łatwe zadanie. Potrzebne były aktorki, które nie tylko skupiłyby na sobie uwagę publiczności, ale też doskonale czuły się w swoim towarzystwie, a jednocześnie pozostawały wiarygodnymi siostrami i córkami.

"Jako pierwszą zatrudniliśmy Mandy Moore" - wspomina Jessie Nelson. "Nie chcieliśmy obsadzać pozostałych sióstr, dopóki nie będziemy wiedziały, kto zagra Milly. Mandy pojawiła się na przesłuchaniu i doskonale odczytała swoje kwestie, dosłownie na naszych oczach stając się Milly. Jest w niej pewna czystość, a jednocześnie wrażliwość i pomyślałyśmy, że obsadzenie jej w tej roli będzie niezwykle interesujące".

Mandy Moore przyznaje, że jednym z powodów, dla których zdecydowała się ubiegać o rolę Milly, była chęć współpracy z Diane Keaton. "Możliwość spotkania się z nią na planie i wspólnej pracy to coś niesamowitego" - podkreśla aktorka. "Pracując z nią nie musisz nawet chcieć podnosić sobie poprzeczki, to się dzieje automatycznie. Gotowa byłam zostać kucharką na planie, albo wizażystką, byle tylko znaleźć się z nią w filmie".

Mandy Moore podkreśla, że zafascynował ją również scenariusz, który w uczciwy sposób opowiadał o relacjach pomiędzy matką i jej córkami. "Stosunki jakie panują pomiędzy Daphne i Milly przypominają mi relacje z moją matką" - mówi aktorka. "Czasami doprowadza mnie do szału, ale na koniec każdego dnia jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami i bardzo się kochamy".

Kiedy podpisano kontrakt z Mandy Moore twórcy rozpoczęli poszukiwanie aktorki, która wcieliłaby się w postać najstarszej córki Daphne - Maggie. "Kiedy pojawiło się nazwisko Lauren Graham wiedzieliśmy, że będzie doskonale pasowała do postaci odtwarzanej przez Mandy. Milly jest przeurocza, zawsze z sercem na dłoni, z kolei Maggie to cwaniara, kobieta, która widziała wszystko i doświadczyła wszystkiego. Lauren idealnie weszła w tę rolę" - mówi Jessie Nelson.

Graham, która większą część ostatniej dekady spędziła na planie popularnego serialu Kochane kłopoty (Gilmore Girls) doskonale orientuje się w temacie skomplikowanych relacji rodzinnych. Podobnie jak Moore, również i ona bardzo chciała pracować z Diane Keaton. "Kiedy spotykasz ją na planie chcesz być najlepsza w swojej roli tylko po to, żeby godnie przy niej wypaść, a poza tym wiesz, że ona i jej talent na to zasługują" - mówi Lauren Graham.

Jako następna do obsady dołączyła Piper Perabo, której zaproponowano rolę średniej z sióstr Wilder, niespokojnej i szalonej Mae. "Piper wniosła coś nowego do tej grupy kobiet i od początku wiedzieliśmy, że będzie do niej pasowała" - mówi Jessie Nelson. "Kiedy do nas dołączyła nabrałyśmy przekonania, że oto udało nam się skompletować cudowną, a co najważniejsze interesującą rodzinę, która doskonale wypadnie na ekranie".

Perabo zaskoczona była tym, jak szybko udało jej się znaleźć wspólny język z filmowymi siostrami - Mandy Moore i Lauren Graham. "Śmiałyśmy się i plotkowałyśmy praktycznie cały czas" - wspomina aktorka. "Kiedy Michael krzyczał "akcja" nadal się śmiałyśmy i czułyśmy jakbyśmy były prawdziwym rodzeństwem".

Dużo emocji aktorek wzbudziły napisane dla nich przez Hopkins i Nelson dialogi. A właśnie, że tak! jest bowiem wypełnione szczerymi i śmiałymi rozmowami na temat seksu, mężów, chłopaków, zakupów oraz możliwości jakie stoją przed kobietami. Ponieważ aktorki zaprzyjaźniły się ze sobą już przed wejściem na plan zdjęciowy, ich filmowe dialogi nabrały jeszcze większego realizmu.

Mandy Moore przyznaje, że niektóre kwestie sprawiły jej nieco problemu. "Zazwyczaj nie rozmawiam w taki słodki sposób ze swoją mamą i przyjaciółkami o anatomii, a jeśli już to nie tak jak robią to siostry Wilder. Wydaje mi się jednak, że jeden z atutów tego filmu to możliwość podpatrzenia o czym rozmawiają kobiety w swoim towarzystwie i w jaki sposób to robią".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: A właśnie, że tak!
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy