"8 i 1/2 kobiety": PRASA O FILMIE
„’Osiem i pół kobiety’ ma być, według słów samego reżysera, ‘lakoniczną czarna komedią o seksie’. W jego filmach nigdy nie brakowało czarnego humoru, ani wątków erotycznych, ale po raz pierwszy oba te elementy znajdują się na pierwszym planie”.
„Tytuł jest oczywistym nawiązaniem do klasycznego filmu Felliniego ‘Osiem i pół’. Jego bohaterem był, jak pamiętamy, reżyser filmowy. Nie ma chyba na świecie takiego reżysera, który by nie marzył o nakręceniu filmu o sobie samym, rzadko kiedy powstają z tego jednak arcydzieła porównywalne z dziełem Felliniego. Greenaway sam zdaje się zapraszać do dokonywania takich porównań. Tak jak Fellini w chwili kręcenia ‘Osiem i pół’, Greenaway ma za sobą osiem filmów pełnometrażowych, w których watek autorefleksji zawsze był mniej lub bardziej widoczny. – ‘Nakręciłem film ‘Kontrakt rysownika’, który mógłby być tez zatytułowany ‘Kontrakt reżysera’. Nakręciłem ‘Brzuch architekta’, który mógłby się nazywać ‘Brzuch reżysera’ - mówi Greenaway - Zrobienie filmu o sztuce robienia filmu zawsze wydawało mi się czymś zbyt prostym. Teraz jednak chciałbym powiedzieć kilka rzeczy otwarcie”.
„Greenaway umieszcza w filmie szereg zupełnie jednoznacznych, oczywistych jak ten wielki afisz (kinowy reklamujący film Osiem i pół z 1963 r. - przyp. KS), aluzji do Felliniego, w wypowiedziach dla prasy powtarza jednak, że ‘Osiem i pół kobiety’ to również hołd złożony Godardowi”.
„Jak twierdzi, w każdej dziedzinie sztuki znajdziemy przynajmniej dwóch geniuszy: kogoś, kto te dziedzinie stworzył, tchnął w nią ducha i wyniósł na wyżyny, oraz geniusza negatywnego, który ja wykpił i unieważnił, obnażając jej sztuczność. Dla Greenawaya takimi dwoma geniuszami kina - twórczym i niszczycielskim - są Fellini i Godard. Fellini natchnął kino najczystsza poezją, Godard zaś pokazał, że film to tylko film, pasek celuloidu pokryty materiałem światłoczułym”.
„Kino Greenawaya zapożyczone jest od Godarda, choćby dzięki nieustannie obecnej w nim ironii. W przypadku "Ośmiu i pół kobiety" aluzja jest jednak, jak sadzę, ukryta na nieco głębszym poziomie. Samo zawiązanie fabuły - dwóch bogaczy realizuje swoje dziecinne marzenia - przypomina nieco filmy Felliniego. Zakończenie u Greenawaya (...) nie ma jednak z Fellinim już nic wspólnego”.
„Jego męscy bohaterowie początkowo zachowują się jak bohaterowie Felliniego: są wrażliwymi dżentelmenami, dla których doznania kobiet są nie mniej istotne od własnych. W połowie filmu bohaterowie tracą jednak otoczkę dobrych manier i stają się postaciami jak z Godarda - egoistycznymi materialistami. Godardowską postacią jest też prawniczka Kayo (grana przez Vivien Wu), zły duch filmu, która doprowadza całą baśniową konstrukcję do ruiny”.
„Takie skomponowanie fabuły przez Greenawaya, miłośnika symetrii i matematycznego rozkładania proporcji, na pewno nie jest przypadkowe. ‘Osiem i pół kobiety’ to polemika z Fellinim, z baśniowym optymizmem jego filmów. Greenaway sugeruje, że wszyscy mamy marzenia jak z Felliniego, ale żyjemy w świecie z Godarda”.
„To przesłanie jest zgodne z innymi jego filmami, zawsze przedstawiającymi dość ponurą wizje bytu, w którym piękno skazane jest na upokarzającą klęskę w starciu z materialistycznym światem. (...) W ‘Osiem i pół kobiety’ (...) brzmi to jednak jeszcze drastyczniej, ponieważ tematem jest miłość, a więc uczucie, które, przynajmniej według niektórych, powinno przynosić szczęście dwóm osobom, a nie - jak u Greenawaya - być narzędziem wzajemnej destrukcji. (...)”.
(Wojciech Orliński – „Osiem i pół kobiety”, Magazyn Gazety, piątek-sobota, 9-10 października 1998).