Reklama

"4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni": GŁOSY PRASY

Ten film, opowiedziany w estetyce dokumentu, z precyzją thrillera, został zrobiony nie po to, żeby krytykować komunizm. Wszędzie na świecie bieda i brak wolności rodzą moralne znieczulenie. Nie da się też sprowadzić tego do politycznego "głosu w sprawie aborcji". Nie ma w nim żadnej tezy. Wartość filmu Mungiu polega na tym, że pozostajemy w pełnej solidarności z bohaterką, Otilią. Ta dziewczyna, pomagając koleżance, zaczyna sobie uświadamiać, jak wygląda jej własne życie. Mała tragedia, która staje się udziałem obu dziewcząt, wymaga zabicia w sobie uczuć, aby pod koniec dnia móc przejść nad wszystkim do porządku dziennego. Plastikowa torba ze straszną zawartością zostanie wyrzucona. Bohaterki dramatu w hotelowej restauracji milcząco palą papierosy.

Reklama

Dzieje się to w przerażającej samotności. W świecie, gdzie kobiety skazane

są wyłącznie na siebie. Był kiedyś w Polsce film o podobnym charakterze: Trzeba zabić

tę miłość Morgensterna i Głowackiego. Canneński zachwyt nad filmem rumuńskim każe zastanowić się nad tym, czego najbardziej brakuje naszemu kinu na drodze do wybitności. Odwagi? Ale także empatii. Skupienia się na postaci bohatera. Solidarności z nim aż do końca.

Tadeusz Sobolewski, "Gazeta Wyborcza"

Mungiu cofnął się w lata 80. poprzedniego wieku, do Rumunii pod rządami Ceaucescu. Opowiedział o studentce, która postanowiła poddać się aborcji, w tamtych latach w Rumunii nielegalnej. I o drugiej dziewczynie - przyjaciółce pomagającej jej zaaranżować spotkanie z lekarzem i zabieg. Mungiu pokazał upokorzenia dwóch kobiet, ale w tle jest też totalitaryzm i tamten czas - smutnych, szarych ludzi na ulicy, ordynarnych recepcjonistek w hotelu, strachu, ingerencji państwa w prywatne życie obywateli. Znakomity obraz. Prosty

i wstrząsający.

Barbara Hollender, "Rzeczpospolita"

Kinematografia powojennej Europy wschodniej zawsze wywoływała wiele emocji, pokazywała nadzieję, tragedię i często złamane kariery. Polskie kino moralnego niepokoju czy czeska nowa fala odkryły wielu niepowtarzalnych i niedających się zaszufladkować reżyserów, których talent eksplodował, by po jakimś czasie zostać stłumiony przez instytucje i polityczne represje.

Teraz, nieoczekiwanie, wyjątkowo ożywcza i inspirująca fala daje się zauważyć w Rumunii. Dwa lata temu największym odkryciem Cannes był film Cristi Piui The Death of Mr. Lazarescu. W zeszłym roku 12:08 na wschód od Bukaresztu Corneliu Porumboiu, wyróżniony Złotą Kamerą za najlepszy debiut fabularny (?).

Film 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni skupia się przede wszystkim na słabościach natury ludzkiej. Mungiu w przenikliwy sposób wywołuje widmo stalinizmu i życia pod wszechobecnym nadzorem władzy. Praktycznie przez cały czas trwania projekcji mamy odczucie bacznej obserwacji, oceny, którym poddana była każda ludzka aktywność, każdy gest i emocje (?).

Patrick Z. McGavin, "Review Emanuel Levy"

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy