Reklama

"20 000 dni na Ziemi": TO NIE JEST ZWYKŁY ROCKOWY DOKUMENT

- Wahałem się przed podjęciem decyzji o udziale w tym projekcie - zdradza Cave. - Jestem w ogóle bardzo podejrzliwy jeśli chodzi o biografie i filmy o celebrytach, bo najczęściej okazują się one aktem masturbacji, który służy tylko głównemu bohaterowi. Ale Iain i Jane to artyści. Pochodzą ze świat sztuki, a nie filmu, i dwuznaczność, czy tajemnica nie są dla nich problemem. Patrzą na wszystko z różnych perspektyw i mieli świetny pomysł na ten film.

- Wahałem się przed podjęciem decyzji o udziale w tym projekcie - zdradza Cave. - Jestem w ogóle bardzo podejrzliwy jeśli chodzi o biografie i filmy o celebrytach, bo najczęściej okazują się one aktem masturbacji, który służy tylko głównemu bohaterowi. Ale Iain i Jane to artyści. Pochodzą ze świat sztuki, a nie filmu, i dwuznaczność, czy tajemnica nie są dla nich problemem. Patrzą na
wszystko z różnych perspektyw i mieli świetny pomysł na ten film.

"20 000 dni na Ziemi" to nie pełen patosu i szacunku portret słynnego muzyka. Jego twórcy próbowali raczej przy pomocy swojego bohatera przyjrzeć się takim tematom jak śmiertelność, sens życia, jak wykorzystujemy dany nam czas. Jednocześnie Forsyth i Pollard, dzięki swojej inteligencji i poczuciu humoru, nie popadają w pompatyczność.

- Wierzymy, że da się zrobić poruszający i inspirujący film o poważnych sprawach, w którym będą jednak sceny nieodparcie śmieszne - mówi Pollard. - Rozśmieszanie ludzi nie jest ani sprawą

łatwą, ani nieistotną. Wręcz przeciwnie. Nastrojami publiczności trzeba żonglować. Jej aktywność

Reklama

przeplatana jest momentami zmęczenia, śmiech pozwala przywrócić ich uwagę i przygotować na

kolejne sceny.

To podejście doskonale rozumiał montażysta obrazu, Jonathan Amos, który pracował m.in. przy filmach "Scott Pilgrim konta świat" Edgara Wrighta oraz "Atak na dzielnicę" Joe Cornisha.

- Humor był dla nas niezwykle ważny - mówi Forsyth. - Chcieliśmy, żeby nasz film był zabawny, bo Nick jest zabawny. Jak zresztą cały zespół. Zależało nam żeby oddać to na ekranie, a humor bardzo zależny jest od właściwego tempa filmu. Jeśli uda ci się go dobrze zmontować, zachowując rytm poszczególnych scen i akcenty komediowe, wtedy jest szansa na sukces.

Dodatkowymi elementem potrzebnym do stworzenia czegoś, co nie będzie zwykłym muzycznym dokumentem, jest oczywiście artystyczna wizja, której Pollard i Forsythowi nigdy nie brakowało.

- Zaczynamy zawsze od określenia emocji, które chcielibyśmy, żeby poczuły osoby obcujące z naszą sztuką - mówi Pollard. - W "20 000 dniach na Ziemi" zależało nam, żeby widzowie poczuli to

samo, co czuliśmy my, poznając Nicka. On robi niezwykłe wrażenie, ale i inspiruje. Chcieliśmy, żeby

po skończonym seansie widzowie myśleli "muszę bardziej się starać, muszę robić więcej".

Takie podejście dawało szansę na film przeznaczony nie tylko dla fanów Cave'a, ale dla wszystkich

miłośników kina. - Jane i Iain zawsze myślą o odbiorcy swoich dzieł - zauważa producent Bowen. - I ten film jest tego znakomitym przykładem: ambitny i wyjątkowy, ale też bardzo przystępny.

Z osiągniętego efektu bardzo zadowolony jest też Cave.

- Nawet jeśli ten film to fikcja, to zbliża się do prawdy w zaskakująco wielu momentach. Na tym polega jego piękno. Udało się powiedzieć coś prawdziwego poprzez sceny fabularyzowane, a przecież o to w kinie chodzi. Kwestionuje ono istotność prawdziwego świata, zestawiając go z tym wykreowanym. Kino żyje gdzieś w tej przestrzeni pomiędzy nimi. Bardzo się cieszę z tego filmu, bo wydaje mi się, że Iain i Jane osiągnęli to, co sobie zamierzyli.

- Nick nie potrafi grać - śmieje się Polard. - Ale jest świetny w byciu Nickiem Cavem. Musieliśmy więc tak skonstruować scenariusz, by znalazły się w nim sceny o dużym stopniu prawdopodobieństwa, a jednak zaskakujące go, tak by mógł naturalnie zareagować.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy