Reklama

"127 godzin": ODWAŻNE WIZJE DANNY'EGO BOYLE'A

Danny Boyle i reszta ekipy musieli się wykazać niezwykłą wyobraźnią i nowatorskim podejściem. Dla Danny'ego najważniejsze było tempo. Pragnął, by film trzymał w napięciu, był naszpikowany akcją i emocjami mimo, że bohater tkwi uwięziony w jednym miejscu.

Danny Boyle i reszta ekipy musieli się wykazać niezwykłą wyobraźnią i nowatorskim podejściem. Dla Danny'ego najważniejsze było tempo. Pragnął, by film trzymał w napięciu, był naszpikowany akcją i emocjami mimo, że bohater tkwi uwięziony w jednym miejscu.

Początek filmu kipi adrenaliną - obserwujemy Arona rozpoczynającego samotną wyprawę. Najpierw mknie na rowerze przez pustynne krajobrazy, potem zaczyna się wspinać, poznaje dwie miłe dziewczyny, kąpie się w jeziorze. A potem świat staje w miejscu...

Już nie widzimy zapierających dech w piersiach krajobrazów. Obserwujemy to, co Aron - kawałek nieba, promienie słońca, kruka, poranione ciało... I to, co siedzi Aronowi w głowie.

Utrzymanie tempa i akcji było dla Boyle'a próbą. Reżyser uznał, że rozwiązanie tkwi w technikach operatorskich - przebitkach, zmianach taśmy. Najważniejsze jednak było zatrudnienie dwóch autorów zdjęć - Anthony'ego Doda Mantle'a i Enrique'a Chediaka. "Potrzebowaliśmy zróżnicowanego podejścia. W filmie jest mało bohaterów i praca kamery w pewnym sensie to zastępuje". - tłumaczy Boyle i dodaje : "Anthony i enrique mają ciekawe osobowości i kompletnie różne style pracy. Enrique to południowoamerykańska wrażliwość, Anthony'ego cechuje północnoeuropejski styl. Każdy z nich pracował z kamerami klasycznymi, cyfrowymi i aparatami fotograficznymi. Dzięki temu powstał zróżnicowany materiał, a w filmie obserwujemy ciągłe zmiany. Doskonale widzimy, jak trudną podróż przechodzi Aron".

Reklama

Colson przyznaje, że praca z dwoma autorami zdjęć to wyzwanie, ale i szansa na stworzenie czegoś wyjątkowego : "To oryginalny pomysł, który szybko wpadł Danny'emu do głowy. Na planie nie brakowało energii, kreatywności, a także... czasu. Mogliśmy skupić się na Jamesie i zapewnić mu jak najbardziej komfortowe warunki pracy. Wszyscy byliśmy nakręceni i gotowi do pracy, bo gdy zmieniał się autor zdjęć, zmieniały się okoliczności".

Mantle i Chediak zapewniają, że współpraca była ciekawym doświadczeniem. "Mamy zupełnie inne style pracy, a jednocześnie sporo nas łączy. Nie od razu się dogadaliśmy i wypracowaliśmy spójną wizję, ale po jakimś czasie wszystko się ułożyło. Pracowaliśmy niezależnie, a jednocześnie razem". - mówi Mantle.

"Wyszło naturalnie, bo obaj mamy podobną wrażliwość artystyczną". - dodaje Chediak.

"Pracowaliśmy nad różnymi aspektami - nastrojami, kolorystyka, ruchami kamery. Chodziło o pokazanie fantazji, wspomnień, procesów myślowych. Danny chciał, żeby widzowie czuli się tak, jakby byli w kanionie i głowie Arona. Polegaliśmy na przeczuciach i pozwoliliśmy kamerze spenetrować zakątki umysłu głównego bohatera. Chodziło o coś więcej, niż odpowiednie ustawienie światła i kamery". - mówi Mantle i dodaje : "Stworzyliśmy nowy język filmowy. To było niezwykłe doświadczenie".

"Znaleźli ciekawy sposób na pokazanie tego, co przeżył Aron podczas 127 godzin, ale bez dłużyzn. Widzowie zobaczą przez co przeszedł Aron, a jednocześnie co działo się w jego głowie". - mówi reżyser.

"Danny i autorzy zdjęć stworzyli nowy język filmowy. Filmowi nie brakuje energii i płynności. Nawet retrospekcje są nietypowe, bo mają miejsce w kanionie - tak, jak widział je Aron". - mówi Colson.

Nawet podejście do krajobrazów było nowatorskie : "To klasyczna zachodnioamerykańska przyroda, ale pokazana w nieklasyczny sposób. To nie tylko tło wydarzeń, ale ich bohater. Piękne, ale niebezpieczne miejsce". - mówi Mantle.

"Pragnęliśmy pokazać nastroje jakie tam panowały. Prażące słońce, kurz - wszystko wpływało na psychikę uwięzionego człowieka, który otarł się o śmierć". - mówi Chediak.

Filmowcom zależało na tym, by kręcić dokładnie w tym miejscu, w którym doszło do wypadku, czyli w Blue John Canyon w Parku Narodowym Canyonlands. Ekipa dostała się tam helikopterem, spano w namiotach.

Odpowiedzialna za scenografię i kostiumy Suttirat Larlarb odtworzyła szczelinę, w której utknął Aron. Powstała w studiu dzięki czemu kręcenie było bezpieczne i można było pracować przez dłuższy czas. Ekipa odtworzyła ściany skalne, a także atrapę ważącego 400 kilogramów głazu, który przygniótł Arona.

Film można określić jendym słowem - eklektyczny. Proste scenografia, kostiumy i kameralna gra Jamesa Franco składają się na nastrojową atmosferę filmu. Końcowe minuty filmu trzymają w ogromnym napięciu - bohater uwalnia się spod głazu (scena jest niezwykle drastyczna) i nadludzkim wysiłkiem wydostaje się ze szczeliny - miejsca, które mogło być jego grobem.

"To oczyszczający moment. Aron nie tylko uwalnia się z pułapki, ale i rodzi się na nowo i wraca do świata. To piękny film". - mówi Colson.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: 127 godzin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy