Reklama

"11.09.01": ALEJANDRO INARRITU - MEKSYK

Meksyk, 1963

2003 - „21 gram”

2001 - „Powder Ked”

2000 - „Amores perros”

1) Gdzie byliście 11 września 2001 roku? Jakie było wasze pierwsze wrażenie, gdy dowiedzieliście się, co się stało?

Był to mój czwarty dzień w Los Angeles, gdzie pracowałem nad projektem swego kolejnego filmu. Paradoksalnie po tym, jak przetrwaliśmy w Meksyku, mieście, które staje się zbyt niebezpieczne, by wychowywać w nim dzieci, szukałem bezpiecznego miejsca dla mojej rodziny. Na ironie, czekali tu na nas terroryści. Mój meksykański asystent zadzwonił do mnie wcześnie rano i widziałem wszystko na żywo. Trzęsły mi się ręce i przez dwa kolejne dni nie mogłem się oderwać od telewizora.

Reklama

2) Jesteście bardzo zapracowanymi reżyserami, mimo to nie zawahaliście się i odpowiedzieliście na naszą propozycję wzięcia udziału we wspólnym dziele dotyczącym wydarzeń z 11 września 2001 roku, składającym się z 11 krótkometrażówek. Dlaczego?

Prawdę mówiąc początkowo miałem problem z zaakceptowaniem tego pomysłu, gdyż zasięg i złożoność tego wydarzenia były tak wielkie, iż poczułem, że nie mam jeszcze dystansu potrzebnego, żeby o tym mówić i że możliwości kątów widzenia, z których można poruszyć ten temat, są nieskończone, a także iż każda fabuła będzie nic nie znacząca i powierzchowna w porównaniu z rzeczywistością. Wkrótce jednak doszedłem do wniosku, że bardziej niż do uchwycenia postaw politycznych i filozoficznych, była to okazja do wypowiedzenia się na łonie wspaniałej grupy reżyserów i odprawienia egzorcyzmu nad strachem, mrokiem i smutkiem, które przeżyłem i odczułem tamtego dnia.

3) Czy myśleliście o tym, by wypowiedzieć się na temat wydarzeń 11 września zanim otrzymaliście propozycję wzięcia udziału w przygotowaniu filmu „11’09”01”?

Miałem wiele sprzecznych odczuć podczas kolejnych dni po tym dramacie. Miałem silną potrzebę uzewnętrznienia w jakiś sposób tych emocji. Wziąłem więc parę zdjęć, które zostały odrzucone przez jedną z amerykańskich gazet, która w tym momencie osądziła je jako zbyt niepoprawne politycznie. Byłem wściekły, sfrustrowany i zawiedziony. Chciałem po prostu pokazać niebezpieczeństwa, niesprawiedliwość i tragiczne konsekwencje tego, co się działo w Afganistanie oraz tego dziwnego nacjonalizmu, który właśnie się odradzał w tym kraju. Zatytułowałem serię tych zdjęć „Oślepieni przez światło”. Jak możecie się sami przekonać, to co przekazuję w swoim filmie idzie w podobnym kierunku: słońce może was prowadzić, ale jeśli za długo się w nie wpatrujecie, wypali wam oczy i was oślepi.

4) Jakie wydarzenia i własne doświadczenia chcieliście przywołać poprzez wasz krótki metraż? Jakie osobiste echa 11 września?

Chciałem pokazać, że to wydarzenie znajduje się poza sferą polityczną i że wyłania się z mrocznej strony naszej natury. Ma to więcej wspólnego z Kainem i Ablem niż z Bushem i Osamem. Jest to problem, który odsyła innych ludzi do ich lęków i pragnień, poprzez Boga, którego wyobrażenie zostało zmienione na ich własny użytek i którym posługują się, by usprawiedliwiać swe działania. To ma miejsce zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie. Ma to związek z duchowością, fanatyzmem, fundamentalizmem, nacjonalizmem, mylną interpretacją, że człowiek powstał z boskiego światła. Właśnie to oślepia ludzki rozum, zamiast go rozjaśniać. Pragnąłem raczej zbadać ludzkie cierpienie tego szczególnego dnia, niż błądzić przez 11 minut w politycznym i retorycznym bełkocie. Jeśli przyjrzeć się przemówieniom, zasobowi słów użytych przez Busha i w wiadomościach od Osamy, z przerażeniem można stwierdzić, że poza faktami obiektywnymi, istnieje jeszcze kwestia Dobra, Zła i Boga, a wszystko to było subiektywne i bardzo kruche. Słowem, nasuwa się wiele pytań w obu częściach świata.

5) Kiedy pojawił się pomysł waszego filmu: natychmiast czy po dłuższej refleksji?

Wyobrażałem sobie ten film jako wspólne doświadczenie, wspólną modlitwę z Indianami Chamulasz mojego kraju, za niewinnych ludzi, którzy zginęli tego dnia. Modlitwa ludu Chiapas działa jak mantra. Jest to dar od mojego ludu i ode mnie, który próbuje uśmierzyć ból po tym dniu cierpienia. Ten dar nie jest przeznaczony tylko dla narodu amerykańskiego, ale dla całej ludzkości, wydarzeń, które już się zdarzyły i tych, które nastąpią. Indianie Chamulas wierzą, że nie zbliżymy się do światła, póki nie poznamy mrocznej i pełnej prób wyprawy i tylko pod warunkiem, że jesteśmy zdolni stawić czoła rzeczywistości. Obudziłem się pewnego razu w swoim mrocznym pokoju o 3 rano i wszędzie była ciemność. Była to taka sama wizja i to samo uczucie, które poczułem 11 września. Ludzie spadający z tych wież, jak metaforyczne wyobrażenie Ikara, to był jedyny obraz. To nie był tylko jeden człowiek, ale to my wszyscy spadaliśmy. Skojarzyłem zawalenie się tych wież z metaforycznym wyobrażeniem wieży Babel, w której wszyscy mówili innymi językami i nikt nie mógł się porozumieć i z zawaleniem się romantycznej idei światowej cywilizacji. Tego dnia pomyślałem, że rzeczywistość zabiła fikcję. To wydarzenie i te obrazy były już pokazywane i komentowane milion razy, a więc jako reżyser fabularny, pokornie, odsunąłem się i spróbowałem zrobić 11 minut wizualnej ciszy, jako hołd z koloru śmierci i cierpienia, reprezentowanych przez czarny kolor, oraz nadziei i pocieszenia, reprezentowanych przez kolor biały. Myślę, że dźwięk, cisza i muzyka, nawet jeśli nie jest to podstawą kina, są potężniejsze i znajdują się poza doświadczeniem fizycznym. Muzyka i dźwięk są ulotne, a obraz jest czymś bardziej banalnym. Ten film to antyteza kina niemego.

6) Czy ograniczenia dotyczące każdego z krótkich metraży: 11 minut, 9 sekund i 1 kadr, sprawiało wam trudności w konstruowaniu waszej historii? Jak sobie z tym radziliście?

Zamiast udzielać publiczności odpowiedzi poprzez krótki metraż, postanowiłem skonfrontować ich z ich własnymi wyobrażeniami, ich lękami i uczuciami i pozwolić im przeżyć oczyszczające doświadczenie. Paradoksalnie, jedyny sposób, by tego dokonać, to brak obrazu. Jako filmowiec, miałem problem z opowiedzeniem historii i stworzeniem emocji tylko za pomocą mojego lewego ramienia. To było prawdziwe wyzwanie, większe niż ograniczenia czasowe. Użyłem dwóch kolorów i setek przerażających dźwięków z całego świata, aby opowiedzieć o czymś, co było już opowiedziane. Był to bardzo abstrakcyjny zabieg i całkowicie odmienny od klasycznego krótkiego metrażu. Krótki metraż jest dla reżysera trudniejszy niż długi, ale w tym wypadku było jeszcze gorzej.

7) Jak aktorzy i ekipa przeżyli powstawanie tego filmu? Jak przebiegały zdjęcia?

Nie było aktora, nie było kamery, nie było ekipy, ani scenariusza, nic... tylko mój instynkt muzyczny i wspomnienie tego mężczyzny, ubranego na czerwono, spadającego z jednej z wież World Trade Center. To wystarczyło, by mi przypomnieć ten dzień pełen bólu. Ten mężczyzna był źródłem mojej inspiracji, gdyż zawsze zastanawiałem się, co myślał skacząc. Uważam ten skok za metaforę ludzkości spadającej jak Ikar. Nie myślałem, że mój punkt widzenia ma znaczenie i pragnąłem wprowadzić nas, publiczność i sobie samego, w skórę tych, którzy byli w środku tych budynków, czekając na nieuniknione. W dziele dramatycznym wszystko co ma nastąpić jest nieuniknione, tak jak w tamtym dniu. Docierały do mnie schizofreniczne wiadomości mediów amerykańskich i w pewnym sensie objawiało się to jako inna forma terroryzmu, siejąc postrach wśród ludzi, którzy ich słuchali i oglądali. Dlatego też nie użyłem zwykłej struktury narracyjnej. Zrobiłem ten film z tego, co zapamiętałem. Koszmar zaczął się, gdy starałem się o prawa do użycia 60 ścieżek dźwiękowych. W tym samym czasie pracowałem znów z Gustavo Snataolallą, Anibalem Kerpelem, Martinem Hernandezem i po raz pierwszy z Osvaldo Golijovem i Kronos Quartet, co sprawiało mi dużą trudność.

8) Każdy z reżyserów tworzył swój film nie mając najmniejszego pojęcia o tym, co robią pozostali. Czy to stanowiło dla was problem? Jak udało się wam stworzyć wspólne dzieło?

Moim jedynym problemem, jedyną obawą było to, jak abstrakcyjny, czarno-biały obraz zgra się z tym, co może się stać „muzeum Odrodzenia”. Nie znałem kontekstu, w jaki może się wpisać mój film. Ale w końcu fakt, że o niczym nie wiedziałem, w pewnym sensie wyzwolił mnie z własnego strachu.

9) Jaki waszym zdaniem może być związek filmu „11’09”01” z refleksją nad współczesnym światem wywołaną współczesnymi wydarzeniami? Czy waszym zdaniem kino może być bronią przydatną w dążeniu do pokoju?

Mam taką nadzieję, ale niestety, biurokraci, politycy i ci, którzy mają władzę, nie chodzą na takie filmy. Wręcz przeciwnie, powiedziałbym, że większość filmów produkowanych dzisiaj na świecie odzwierciedla naszą współczesną sytuację, która jest w pewnym sensie patetyczna.

10) Czy myślicie, że wydarzenia 11 września 2001 roku wpłyną na wasze przyszłe filmy?

Tak myślę. Nie wiem jak, ale oczywiście 11 września zmienił, nadal zmienia i zmieni w przyszłości percepcję świata i zachowanie ludzkości. A każda zmiana w ludzkim życiu jest źródłem inspiracji filmowców.

11) Czy uważacie, że istnieje podział na „przed” i „po” 11 września i że te wydarzenia stanowią wyrwę w historii współczesnej?

Romantyczne idee dotyczące globalizacji, świata widzianego jako globalna wioska, ulegną teraz zmianie. Myślę, że powierzchownie wydaje się, że świat powinien dalej kroczyć tą drogą, aby przeżyć, ale faktycznie ludzie zwracają się w stronę swoich własnych kultur, tradycji, języka i rasy. Rodzi się nowa forma rasizmu, wzajemnego strachu i nacjonalizmu.

reżyseria i scenariusz: Alejandro Iñárritu, producent wykonawczy: Pelayo Gutierrez dla Zeta Film, zdjęcia: Shelly Townsend, montaż: Robert Duffy i Kim Bica, mikser: Martín Hernandez, muzyka: Gustavo Santaolalla i Osvaldo Golijov

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: 11.09.01
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy