Reklama

"102 Dalmatyńczyki": EFEKTY SPECJALNE

Dalmatyńczyka o imieniu Albi powołali do życia specjaliści od efektów ze studia Disneya The Secret Lab (TSL), a zajęło im to półtora roku.

Albi pojawia się w filmie w 345 ujęciach. W niektórych jest postacią generowaną komputerową, w innych żywym psem, z którego technicy wykopiowali czarne cętki. Sposoby pozwalające wykreować całkowicie białego dalmatyńczyka opracowano na długo przed tym, zanim rozpoczęły się zdjęcia. Trudno w to uwierzyć, ale zaczynano od ubierania psów w białe pończochy lub obsypywania ich mąką. Rozważano nawet możliwość wykorzystania białego psa innej rasy, ale żaden z tych pomysłów nie zadowolił twórców filmu.

Reklama

Kiedy koordynator efektów specjalnych Jim Rygiel i współpracujący z nim Dan DeLeeuw przybyli do Londynu na spotkanie z Kevinem Limą, pokazali mu szczeniaka wygenerowanego komputerowo. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania reżysera. Mały cyfrowy dalmatyńczyk pojawia się między innymi w scenie na stacji kolejowej, w której papuga ratuje go z opresji i transportuje drogą powietrzną do wnętrza wagonu Orient-Ekspresu. Tak skomplikowane ujęcie byłoby zbyt niebezpieczne dla prawdziwego zwierzęcia.

Wszyscy zdawali sobie sprawę, że szczeniaki to nie dinozaury i widzowie natychmiast odróżnią prawdziwego psa od zwierzęcia generowanego komputerowo. Specjaliści od efektów zadbali jednak, aby tak się nie stało. Dzięki ich inwencji komputerowy szczeniak jest nie do odróżnienia od swego żywego odpowiednika, nawet w ujęciach, w których oglądamy zbliżenia pyska.

Kolejnym wyzwaniem było "oczyszczenie" Albiego z czarnych plamek. Tak naprawdę bohatera filmu zagrało 10 różnych szczeniaków, bo realizacja scen z jego udziałem zajęła kilka tygodni, a psy rosły w oczach. Oczywiście każdy dalmatyńczyk jest inny, stworzono zatem jeden wzór dla żywego i komputerowego Albiego z charakterystycznym guziczkowatym, czarnym noskiem i ciemną obwódką wokół oczu.

Usuwanie plamek było procesem wymagającym ogromnej cierpliwości. Nawet z pomocą programu komputerowego, graficy często musieli dokonywać tego ręcznie, klatka po klatce. Czasami okazywało się, iż niektóre szczeniaki mają po prostu za dużo plamek, nie było więc wyjścia jak tylko zastąpić je zwierzakami generowanymi komputerowo. Nie był to jednak koniec trudności. Komputerowo generowane szczeniaki wykorzystano również w scenach zbiorowych, gdy na planie miały pojawić się wszystkie 102 tytułowe dalmatyńczyki. Takie ujęcia rozkładano zazwyczaj na kilka warstw, które kreowano osobno, aby nałożyć je na siebie na późniejszym etapie realizacji.

Jim Rygiel mówi: ”Przez cały czas kierowało nami pragnienie zapewnienia wszystkim szczeniętom bezpiecznych warunków do pracy na planie. Jednocześnie chcieliśmy, aby wszystkie ujęcia cechował maksymalny realizm. Nie mogliśmy podwieszać żadnego zwierzaka na linach, więc podczas kręcenia scen w piekarni skonstruowaliśmy szerokie, latające rampy, po których szczeniaki mogły bezpiecznie biegać i skakać. Rampy pomalowaliśmy na zielono i w ten sposób mogliśmy bez problemu usunąć je dzięki obróbce komputerowej. Tuż pod rampami stali oczywiście treserzy, jeden na każdego szczeniaka. To była naprawdę ciężka praca, ale trud się opłacił. Nasze dalmatyńczyki tańczą w powietrzu jak prawdziwi baletmistrze!”.

Czarodzieje z The Secret Lab pozwolili również przemówić filmowej papudze, zastępując dziób prawdziwego ptaka jego cyfrowym odpowiednikiem.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: 102 Dalmatyńczyki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy