Zbrodnia i cisza wg Joshuy Oppenheimera
W 2012 roku nakręcił wstrząsającą "Scenę zbrodni" - dokumentalną opowieść o najnowszej historii Indonezji. Dwa lata później powrócił z tym samym tematem w "Scenie ciszy". W pierwszym obrazie głos mieli oprawcy, w drugim - ofiary.
W życiu każdego bardziej świadomego kinomana może pewnego dnia zakiełkować pytanie o prawdziwy sens filmu. W poszukiwaniu odpowiedzi można pójść tropem amerykańskiego merkantylizmu i pragmatyzmu zakładającego, że kino jest tylko balsamem dla zmęczonych ciał i umysłów znużonych mas, które po ciężkim dniu pracy pragną rozsiąść się w fotelu i obejrzeć prostą historię z jasno wydzielonymi rolami. Jest jeszcze druga droga. Założenie, że sztuka może coś zmienić. Poszerzyć nasz świat, zmienić spojrzenie na pewne kwestie i - wreszcie - ukazać zapomnianą prawdę. Z takiego założenia wychodzi Joshua Oppenheimer, którego najnowszy dokument "Scena ciszy", podbija właśnie światowe festiwale.
Trudno pisać o "Scenie ciszy" nie wspominając głośnego poprzednika - "Scenę zbrodni" (2012). Oba filmy wzajemnie się przenikają pokazując opowiadaną historię z dwóch perspektyw. W pierwszym głos mają oprawcy, w drugim ofiary. Przedstawiając historię, jaka towarzyszyła powstaniu całej idei, należy cofnąć się do roku 2001. To wtedy młody reżyser i dokumentalista Joshua Oppenheimer zainteresował się dramatem, który wydarzył się w odległej Indonezji w latach 60.
Gdy przyjrzymy się powojennej historii tego kraju, nietrudno się dziwić Oppenheimerowi, że przykuła jego uwagę. Po latach holenderskiej kolonizacji Indonezja po II wojnie światowej wreszcie wybiła się na niepodległość. Kraj trudno było jednak nazwać stabilnym. Młoda republika targana była konfliktami wewnętrznymi. Stała się również areną politycznej walki dwóch mocarstw - USA i ZSRR. Rządzący od 1945 roku prezydent Sukarno coraz częściej musiał lawirować pomiędzy nacjonalistyczną a komunistyczną frakcją. Sytuacji nie poprawiała także polityka mocarstw. Nie jest już tajemnicą, że CIA przez wiele lat finansowo i logistycznie wspierała rewolucyjną i proislamską bojówkę PRRI (Pemerintah Revolusioner Republik Indonesia), która według amerykańskiego wywiadu miała stanowić przeciwwagę dla rosnącego w Indonezji ruchu komunistycznego.
Z kolei ruchy komunistyczne były aktywnie wspierane przez Chiny i ZSRR, które liczyły na pozyskanie tego kraju i wciągnięcie go do swojej strefy wpływów. Początek lat 60. był już zwiastunem nadchodzącej tragedii. Spychany do defensywy rząd Sukarno tracił poparcie obywateli i zaczął otwarcie przyjmować pomoc militarną od ZSRR. W dodatku pogarszały się stosunki z sąsiadami: Indonezja popadła w konflikt z Malezją, w stosunku do której wysuwała pretensje terytorialne. Trudna sytuacja spotęgowana została przez pogorszenie się stanu zdrowia prezydenta.
Punktem zapalnym, który rozpoczął cały dramat, było wydarzenie z nocy 30 września 1965 roku, podczas którego sześciu generałów o antykomunistycznych poglądach zostało zamordowanych. Morderstwa do tej pory są nie w pełni wyjaśnione, ale w tamtym czasie zostali o nie oskarżeni komuniści, na których rozpętano nagonkę. Słaby prezydent Sukarno został odsunięty przez wojskową juntę pod dowództwem generała Suharto, późniejszego wieloletniego prezydenta. Przez ponad rok przez kraj przetaczała się fala masowych morderstw, skierowanych przede wszystkim w sympatyków i członków partii komunistycznej. Ofiarami padła także mniejszość chińska. Ostateczna liczba ofiar mordów z lat 1965-1966 nie jest znana do dziś. W Indonezji w dalszym ciągu odkrywane są masowe groby. Liczbę zabitych szacuje się na 1-1,5 miliona. Prawdopodobnie drugie tyle przez lata przetrzymywano bez wyroku w więzieniach i obozach koncentracyjnych.
Najbardziej szokujące dla zachodniego odbiorcy tej historii może być fakt, że sprawcy opisanych powyżej morderstw nigdy nie zostali osadzeni. Sam przywódca junty - Suharto - przez prawie 30 lat był urzędującym prezydentem, a po jego śmierci ogłoszona została kilkudniowa żałoba narodowa. Oppenheimer patrząc na ten schizofreniczny i absurdalny świat, w którym dzieci ofiar mieszkają obok morderców swoich rodziców, postanowił spróbować odtworzyć te wydarzenia przed kamerą. Niekonwencjonalność jego metody polegała na tym, że nie użył do tego aktorów; nie znajdziemy tu też lektora, który przybliża widzowi tło wydarzeń. Bohaterami filmu są prawdziwi uczestnicy tamtej historii. Mordercy, którzy żyjąc wygodnie w zbudowanym przez siebie kraju, chętnie opowiadają przed rozstawionymi kamerami o swojej pomysłowości w zabijaniu "wrogów narodu".
Jak przyznaje sam Oppenheimer, to dzieciństwo i młodość implikują zainteresowanie takimi tematami. Jego ojciec był uznanym w Stanach Zjednoczonych profesorem nauk społecznych i wykładowcą na uniwersytetach w Waszyngtonie i Santa Fe. Matka przez lata była aktywistką i członkinią ruchów działających na rzecz związków zawodowych Jego dziadkowie, niemieccy Żydzi, którzy uciekli do Stanów Zjednoczonych zaraz po dojściu Hitlera do władzy, przekazywali Oppenheimerowi pamięć o Zagładzie. W wywiadzie dla brytyjskiego "The Guardian" reżyser sam powiedział: "Słyszałem o Holokauście, zanim opowiedziano mi bajki o Kopciuszku . Dorastałem z przekonaniem, że należy rozumieć politykę i sztukę jako narzędzia, które maja zapobiec powtórzeniu się takich tragedii".
Środowisko, w jakim dorastał Oppenheimer, odcisnęło także piętno na jego stosunku do religijności. Sam mówiło o sobie jako o "kulturowym Żydzie, bardziej zeświecczonym niż praktykującym". W "Scenie zbrodni" nie ujawnia jednak swoich poglądów. W swoim filmie praktycznie znika. Daje swoim bohaterom mówić, nie narzuca im formy narracji i języka, jakim maja się posługiwać.
Film Oppenheimera ma wielu bohaterów, jednak wiodącą postacią jest były gangster i jeden z najaktywniejszych uczestników masakry sprzed lat- Anwar Congo. To on prowadzi widza przez cały film, przed kamerą przedstawia swoich dawnych przyjaciół, "współpracowników". Pokazuje swoje stare zdjęcia, opisując kontekst widocznych na nich sytuacji.
Z opowieści snutej przez Congo dowiadujemy się, że w połowie lat 60. pracował on w prowadzonym przez lokalnych gangsterów kinie. Im dłużej trwa jego narracja, tym więcej dowiadujemy się, jak jego otoczenie wpłynęło na późniejsze czyny Anwara. Przed kamerą wyznaje, że nic nie imponowało mu bardziej niż życie mafioso. Sam kilkanaście razy powtarza, że źródłosłów indonezyjskiego słowa "preman", które oznacza "gangster", pochodzi od angielskiego "free man". Reżyser nie wyprowadza go z błędu. Dla Congo i wielu jego starych towarzyszy życie, które prowadzili w latach 60., było spełnieniem marzeń. Byli szanowani, robili co chcieli, tworzyli swojego rodzaju bractwo.
We wspomnieniach "bohaterów" "Sceny zbrodni" bardzo często pojawia się także motyw kina. Wielu z nich wyznaje, że kreowało się na postaci znane z amerykańskich filmów gangsterskich. Imponował im ich sposób mówienia, zachowanie i metody używane przy likwidacji przeciwników. Wszystkie te cechy starali się zaadoptować i odtworzyć, kiedy "przesłuchiwali" komunistów.
Oppenheimer wykorzystuje filmową pasję swoich bohaterów. Daje im inicjatywę w odtwarzaniu scen, pozwala im reżyserować, wybierać sposób charakteryzacji i tworzyć scenariusz. Im więcej jego bohaterowie mają inicjatywy, tym chętniej opowiadają o swojej działalności.
Kraj, który ukazuje się oczom widza podczas seansu "Sceny zbrodni", to dla Europejczyka dom wariatów. Ludzie, którzy budują swoją tożsamość na Holokauście. Polityka jest przesiąknięta korupcją polityczną, której nawet nikt nie ukrywa. Ludzie, którzy otwarcie nazywają siebie "gangsterami", publicznie pokazują się z wysoko postawionymi politykami.
Paramilitarna bojówka Pemuda Pancasila, której rękami została przeprowadzona masakra, ma obecnie 3 miliony członków. Jusuf Kalla, urzędujący wiceprezydent Indonezji, wielokrotnie występował na wiecach i zebraniach Pemudy, wygłaszając peany na temat nieocenionego wpływu tej organizacji w rozwój społeczeństwa w Indonezji.
Oglądając "Scenę zbrodni" widz ma przed sobą kraj, który funkcjonuje w surrealistycznej schizofrenii. Każda z osób wypowiadająca się przed kamerą nieświadomie ukazuje nowy wymiar szaleństwa. Szanowany dziennikarz, redaktor indonezyjskiej gazety, z zadowoleniem wspomina, że w latach 60. zajmował się fabrykowaniem dowodów, które służyły do oskarżenia ludzi o sympatie komunistyczne. Widzimy polityków, którzy przed kamerami obejmują serdecznymi uściskami osoby powiązane z indonezyjskim światem przestępczym. Grający w golfa polityk mówi o zgubie, jaką przynosi demokracja i o juncie wojskowej jak o stabilizatorze, który zapewnia Indonezji pokój i ekonomiczny rozwój. Przykłady można mnożyć.
Kino jako o medium, które może próbować zmieniać otaczający nas świat? Oppenheimer podjął się tego wyzwania. Psychodrama, jaką stworzył, miała pomóc w uleczeniu psychozy, w jakiej żyją Indonezyjczycy.
Trudno mówić tutaj o spektakularnym sukcesie. Sam Congo, w wywiadzie dla Al- Jazzeery zapytany o to, czy nie boi się, że widzowie będą odbierać go jako "czarny charakter" odpowiedział, że to zależy od widowni i on nic może nic na to poradzić. Potem odmawiał jednak rozmów z dziennikarzami. Ponoć uważa, że został oszukany przez Oppenheimera i dla niego cała sprawa jest zakończona.
Nie jest zaskoczeniem, że film został chłodno przyjęty przez władzę w Indonezji. Mimo bardzo entuzjastycznej recepcji na filmowych festiwalach i licznych nagród "Scena zbrodni" nie doczekała się szerokiej dystrybucji w w tym kraju. Poza nielicznymi kameralnymi pokazami mieszkańcy Indonezji nie mieli okazji zobaczyć tego obrazu na ekranie kinowym. "Scena zbrodni" cieszy się jednak zainteresowaniem w tzw. "drugim obiegu". Ponad 30 tys. Indonezyjczyków widziało ten film nielegalnie, poprzez ściągnięcie go z internetu. Sam Oppenheimer mówił o procesie, który ruszył i którego rząd nie może zatrzymać.
Kolejny film Oppenheimera - "Scena ciszy" - zaprezentowany został premierowo w Polsce w maju w ramach Docs Against Gravity. W tym filmie reżyser "oddaje scenę" ofiarą pogromów. Jak sam mówi, taka powinna być naturalna kolej rzeczy. Pytany o dalszy ciąg historii odpowiada jedynie, że trzecia odsłona planowanej trylogii cześć musi zostać opowiedziana już przez samych Indonezyjczyków.
Wydaje się jednak, że odpowiedź na pytanie czy Oppenheimer zmienił coś w indonezyjskim społeczeństwie, czy wyrwał ludzi z letargu, przyjdzie z czasem. Póki co można z całą pewnością powiedzieć, że każdy miłośnik dobrego filmu dokumentalnego powinien spojrzeć na scenę zbudowaną przez tego reżysera.
Konrad Pytka