"Skok": Przez burtę do wolności. Brawurowa ucieczka z ZSRR [recenzja]
Po prostu skoczył - zobaczył, że statki zaczynają przygotowywać się do rozłączenia, że nie może zwlekać, że to jedyna szansa, drugiej nie będzie. "Skok" Giedrė Žickytė opowiada historię na miarę "300 mil do nieba".
Za sobą zostawia ZSRR, przed sobą ma USA. Ucieczka Simasa Kudirki, litewskiego marynarza, który dla wolności naraził życie, emocjonuje do dziś. Pełna jest zwrotów akcji i równie intrygująca, co losy braci Zielińskich, przedstawione w pamiętnych "300 milach do nieba" Macieja Dejczera. Tylko zamiast tira są okręty, zamiast dzieci - marynarz.
Nagrodzony na Warszawskim Festiwalu Filmowym dokument "Skok" w reżyserii Giedrė Žickytė przybliża dramatyczne wydarzenia z lat 70. XX wieku i przedstawia ich głównego bohatera, dziś blisko 90-letniego pana, nadal pełnego energii. Niedawno wrócił na Litwę. Pół wieku temu był to jednak inny kraj, pozbawiony autonomii przez ZSRR. Więzienie, jak sam wspomina. Nie mógł już dłużej tego wytrzymać i gdy nadarzyła się okazja, postanowił z niej skorzystać.
Był rok 1970 i doszło do pierwszych rozmów twarzą w twarz pomiędzy amerykańskimi i radzieckimi przedstawicielami branży rybołówstwa. Na morzu. Simas był w załodze radzieckiego okrętu. Spotkanie przebiegało w dobrej atmosferze - amerykańscy marynarze dzielili się z kolegami zza "żelaznej kurtyny" papierosami, drobiazgami, choć gdy rzucili pakiet amerykańskich gazet, spotkało się to z dezaprobatą jednego z radzieckich oficerów. Gdy oficjele się rozstali i statki zaczęły przygotowywać się do odbicia i wyruszenia - każdy w swoim kierunku - Simas po prostu skoczył przez burtę. Gdyby poczekał dwie minuty, sprawy potoczyłyby się inaczej, ale Rosjanie zorientowali się, że uciekł i zażądali jego wydania.
Kolejne godziny sprawiły, że dla wszystkich był to długi i bardzo trudny dzień. Niektórzy nazywają go "dniem wstydu" dla amerykańskiej Straży Przybrzeżnej. Jej generalicja nakazała bowiem wydanie Simasa Rosjanom. Amerykański kapitan nie miał wyboru - musiał posłuchać przełożonych. Rozkaz wykonał z łzami w oczach i do dziś zastanawia się, czy mógł postąpić inaczej. Pojmanie "zdrajcy" miało brutalny charakter i Amerykanin zdawał sobie sprawę, że może wydawać desperata na śmierć, a w najlepszym razie na ciężkie przesłuchania i więzienie.
Tak się stało - ale był to dopiero pierwszy rozdział tej zaskakującej drogi, która - choć rozciągnęła się w czasie - zakończyła się happy endem, a nawet filmem z udziałem Alana Arkina w roli śmiałego Litwina ("The Defection of Simas Kudirka", 1978). Nie psuję jednak seansu dokumentu, starczy napisać, że sprawa wywołała społeczno-polityczną burzę w USA i zaangażowali się w nią obaj prezydenci. Pojawił się też ratunek w ostatniej chwili. Rodzaj boskiej interwencji, a może przeznaczenie?
W "Skoku" Giedrė Žickytė wysłuchuje relacji samego Simasa, razem z nim rekonstruuje kolejne etapy ucieczki oraz tego, co stało się potem. Przypomina archiwalne nagrania z manifestacji dotyczących Kudirki, z talk-show i wystąpień z jego udziałem. Spotyka się też ze świadkami i przyjaciółmi bohatera.
Rozmowy, choć dotyczą historii, często brzmią zaskakująco aktualnie i dotykają sedna amerykańskich wartości oraz tego, jak uciekinierzy i imigranci są dziś traktowani w USA.
Odrobinę brakuje w filmie informacji bardziej osobistych. Stany dały Kudirce wolność, pozwoliły zdobyć wymarzone telewizor i radio, ale jednocześnie nie potrafiły do siebie przekonać na tyle, aby poczuł się w nich jak w domu. "Dlaczego mam umierać i być pochowany w Ameryce, skoro mam ojczyznę, w której leżą moi przodkowie i moja mama? Co mnie tu trzyma? Pięknie, ale obco" - oznajmia, rozglądając się po Times Square. "Palmy z daleka zachwycają, z bliskiej odległości - okazują się kłujące. Ale każdy ma własną drogę" - dodaje i wydaje się, że pod jego słowami podpisać się może wielu emigrantów.
6,5/10
"Skok" (The Jump), reż. Giedrė Žickytė, Litwa, Łotwa, Francja 2020 (film można obejrzeć na platformie HBO GO)