Reklama

"Nawalny". Tragiczny bohater w cieniu putinowskiego barbarzyństwa [recenzja]

Trudno pisać o nominowanym do tegorocznego Oscara dokumencie "Nawalny" Daniela Rohera bez perspektywy Buczy. Trudno dziś w pełni wejść w skórę Aleksieja Nawalnego, który świadomie wrócił do Rosji po tym, jak putinowski reżim próbował go otruć, by stać się męczennikiem i rzucić ostateczne wyzwanie "złym ludziom z Kremla". Atak na Ukrainę te plany pokrzyżował. Zmasakrowany fizycznie przez kolejne karcery Nawalny, któremu grozi 30 lat więzienia, jest dziś przypisem do masowych grobów, tortur i gwałtów w Ukrainie.

Trudno pisać o nominowanym do tegorocznego Oscara dokumencie "Nawalny" Daniela Rohera bez perspektywy Buczy. Trudno dziś w pełni wejść w skórę Aleksieja Nawalnego, który świadomie wrócił do Rosji po tym, jak putinowski reżim próbował go otruć, by stać się męczennikiem i rzucić ostateczne wyzwanie "złym ludziom z Kremla". Atak na Ukrainę te plany pokrzyżował. Zmasakrowany fizycznie przez kolejne karcery Nawalny, któremu grozi 30 lat więzienia, jest dziś przypisem do masowych grobów, tortur i gwałtów w Ukrainie.
Aleksiej Nawalny w filmie Daniela Rohera /HBO

"Zrób z tego filmu thriller, a jeżeli mnie zabiją, to będziesz mógł zrobić z tego nudny film ku mojej pamięci" - mówi w otwarciu "Nawalnego" jego tytułowy bohater. Aleksiej Nawalny wie, jak budować dla siebie poparcie. Milionowe wyświetlenia na YouTube, świetnie prowadzony kanał na TikToku, uwielbienie rosyjskiej ulicy - to wszystko dzięki byciu opozycjonistą ery mediów społecznościowych. Trzeba prowokować, mieć do siebie dystans, grać popkulturą i nigdy nie stracić wiarygodności w oczach "zwykłego widza". 

Reklama

Propagandowy pomnik ku czci odwagi i niezłomności Nawalnego

Aleksiej Nawalny przed atakiem na Ukrainę był jednoosobowym symbolem sprzeciwu wobec wszechwładności Putina. Zachód go od razu pokochał. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn pokazujący na każdym kroku miłość do swojej rodziny. Rosjanin o nienagannej angielszczyźnie i wielbiący czarny jak smoła humor z "Ricka i Morty’ego". O takim herosie jest film Rohera. To propagandowy (w pozytywnym sensie tego słowa) pomnik ku czci odwagi i niezłomności Nawalnego, który bez wątpienia miał być częścią politycznego planu na mocne uderzenie w chwiejący się reżim Putina.

Film pokazuje drogę Nawalnego do Rosji, po tym jak otruto go nowiczokiem w samolocie lecącym z Syberii. Przeżył, bo pilot zdecydował się na międzylądowanie z umierającym na pokładzie pasażerem. Nawalny doszedł do siebie w klinice w Niemczech, skąd postanowił wrócić do Matki Rosji. Najpierw jednak podstępnie zlokalizował agentów GRU, którzy mieli go zabić (zdumiewająca tekturowość pewnych elementów reżimu Putina widoczna jest nie tylko w starciu z armią ukraińską) i opublikował na YouTube nagranie z jednym z agentów, przyznającym się niespodziewanie do zamachu. Dramaturgia czysto hollywoodzka. Ba, w pewnym momencie widzimy ujęcie z lotu ptaka, na którym Nawalny biegnie przez zasypane śniegiem rosyjskie bezdroża. Zupełnie jak Rocky Balboa przygotowujący się w Rosji do walki z Ivanem Drago, mającym za sobą całą kremlowską wierchuszkę, na czele z Gorbaczowem. Zabrakło w tle tylko "Eye of a Tiger".

Nawalny jest nacjonalistą, który wierzy w Wielką Rosję

Po co Nawalny wrócił do kraju, którego władze chciały go chwilę wcześniej zamordować jak Aleksandra Litwinienkę? Wiedział, że Rosjanie mają dosyć opozycjonistów-oligarchów, którzy z jednej strony walczą ze skorumpowanym Putinem, a z drugiej korzystają ze wszystkich dobrodziejstw zblazowanej, rozpustnej i hedonistycznej Europy, uzależnionej od rosyjskich rubli. On musiał być radykalny. Musiał być męczennikiem na ziemi rosyjskiej, mając za sobą sympatię grabionego przez gangsterów Putina zwykłego ludu oraz zachodnich elit wierzących w jego liberalizm.

Tyle, że Nawalny żadnym liberałem nie jest. Nie skupiał swej krytyki na geopolityce Putina. Oczywiście otoczenie Nawalnego dziś mocno uderza w Putina za zbrodnie na Ukrainie, ale wcześniej sam Nawalny bardzo niejednoznacznie odnosił się do imperialnych zapędów Kremla. Dzielnie i niezłomnie walczył ze skorumpowaniem coraz bardziej autorytarnego putinizmu, ale nie z jego wizją "ruskiego miru", który obiecuje, że Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy ustanowią prawosławną wspólnotę kulturowo-cywilizacyjną, w której przewodzić będzie Rosja.

Nawalny jest nacjonalistą, który wierzy w Wielką Rosję i jej mesjańską misję ratowania świata. On wierzy w Rosję będącą "trzecim Rzymem". Popierał aneksję Krymu w 2014 roku (co prawda w 2019 roku mówił już, że należy zrobić tam kolejne referendum) oraz atak na Gruzję w 2008. Roher pyta go w filmie o wiece, na których brylował wśród rosyjskich neonazistów. Nawalny zupełnie wprost przyznaje, że nie przeszkadza mu współpraca nawet z takimi środowiskami. "Uważam, że to polityczna supermoc. Mogę rozmawiać z każdym"- wyznaje reżyserowi, kokietując, że chce współpracy z nacjonalistami, bo "na tym polega liberalizm"- na szerokim otwarciu się na wszystkich obywateli bez względu na ich poglądy. Sprytny zabieg rasowego politycznego kameleona.

To nie jest mój zarzut do Nawalnego. On dobrze wie, że Rosjanie są w większości nacjonalistami, ksenofobami (Nawalny otwarcie sprzeciwia się nielegalnej imigracji) i wierzą w rosyjską rolę "uratowania chrześcijańskiej cywilizacji". Takim nacjonalizmem, pompowanym do tego przez Cerkiew, Putin zaczadził amerykańską alt-prawicę i europejskich narodowców. Z takim też nacjonalizmem Nawalny romansował aż do samego aresztowania. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" w 2019 roku mówił, że Rosjanie i Ukraińcy są tacy sami. "Rosjanie i Ukraińcy to praktycznie tacy sami ludzie. Ale z czasem okazało się, że takie deklaracje nie podobają się Ukraińcom. I wielu Rosjanom także. Jedni i drudzy lubią podkreślać swoją odrębność. Bycie osobnymi narodami. Ale przecież wiem, jak żyjemy my i oni, czym żyjemy, jak reagujemy. Jesteśmy tacy sami"- przekonywał. Kremlowska propaganda na podobnej percepcji usprawiedliwia atak na Ukrainę, która powinna być w strefie wpływów Moskwy właśnie ze względu na "ruski mir".  

"Nawalny": Ten film potrzebuje sequela

Dokument "Nawalny" nie pokazuje tych niuansów w poglądach jego bohatera, bo jest nakręcony dla widza zachodniego, który skomplikowania Rosji nie dostrzega i nie rozumie. Jest to natomiast bardzo ciekawy obraz działania samego Nawalnego, jego żony Julii i wspierających go nastoletnich dzieci. Sceny, w których Nawalny i jego współpracownicy demaskują telefonicznie biorącego udział w zamachu na jego życie agenta FSB, to kwintesencja rasowego reportażu, który mówi nam więcej o absurdalności rosyjskiego "bardaku" niż wielkie książkowe elaboraty. Wybrzmiewa też ludzki dramat Nawalnego, który wie, że leci wprost do paszczy niedźwiedzia i jest świadomy rozłąki z ukochaną rodziną. To bardzo poruszające sceny.

Niestety Nawalny, który mógł być po tym filmem prawdziwym "avengersem", mszczącym się na zbójach z Kremla, po 24 lutego 2022 roku stał się bohaterem tragicznym. Czy gdyby wiedział, że Rosja napadnie na Ukrainę, to oddałby się w jej ręce, czy pozostałby na Zachodzie jako najsłynniejszy dysydent? Tego się możemy już nigdy nie dowiedzieć, bo teraz świat stoi na skraju wojny nuklearnej. A przeraźliwie wychudzony Nawalny siedzi samotnie w karcerze kolonii karnej, czekając aż geopolityczny los się odwróci. "Nawalny" potrzebuje sequela jak żaden film nominowany w tym roku do Oscara.

8/10

"Nawalny", reż,. Daniel Rocher, USA 2022, film jest dostępny na platformie HBO Max

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Aleksiej Nawalny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy