"Britney kontra Spears": Trzynaście lat zniewolenia [RECENZJA]

Britney Spears podczas występu na gali MTV Video Music Awards w 2016 roku /Noam Galai/FilmMagic /Getty Images

James Parnell Spears od dawna był postrzegany jako czarny charakter w trwającym już 13 lat ubezwłasnowolnieniu Britney Spears. Po seansie "Britney kontra Spears" można zacząć zastanawiać się, czy nie powinien stanąć przed sądem. Nie jako kurator, a oskarżony.

Sąd w Los Angeles w nocy 29 na 30 września (czasu polskiego) zawiesił w trybie natychmiastowym kuratelę Jamesa Spearsa nad Britney Spears. Rolę tę mężczyzna pełnił od 2008 roku - sprawował pieczę nie tylko nad majątkiem gwiazdy, swojej córki, ale i nad jej osobą. Britney miała być pozbawiona swoich praw czasowo - kto mógł przypuszczać, że trwać to będzie aż tyle lat. Na razie jeszcze końca nie widać, choć najnowszy wyrok oznacza, że wreszcie w sprawie coś drgnęło.

Britney Spears: Ofiara mediów

Od początku wyglądało to źle. Britney bez wątpienia przeżyła załamanie, przez jakiś czas nie była w stanie uporządkować swojego życia osobistego i unieść gigantycznej medialno-fanowskiej presji. Mało kto byłby chyba w stanie, zwłaszcza bez zaplecza w postaci mocnych więzi rodzinnych i przyjacielskich, a tego - zdaje się - w przypadku Spears zabrakło. Ba, brakowało od lat, gdy wpadła w wir kariery.

Reklama

O wydarzeniach z miesięcy i lat poprzedzających odbierający Britney wolność wyrok sądowy wiele mogliśmy dowiedzieć się z prezentowanego wiosną dokumentu "Kto wrobił Britney Spears". Film Samanthy Stark nie tylko przypomniał jej drogę do sławy, ale był przede wszystkim oskarżeniem (nie tylko tabloidowych, choć głównie ich) mediów i ich odbiorców, którzy zrobili sobie z piosenkarki ulubiony obiekt obserwacji i kpin. Rozwodzi się - jakie to śmieszne. Walczy o prawa do opieki nad dziećmi - jeszcze lepszy dowcip. Traci panowanie nad sobą, ucieka samochodem, gdy osaczana jest przez tłum paparazzi - boki zrywać. Na ratunek nie zjawił się jednak książę na białym rumaku, a ojciec - postać, delikatnie mówiąc, wieloznaczna. Po ubezwłasnowolnieniu córki "w imię jej dobra", uczynił sobie z niej maszynkę do robienia pieniędzy. Kura znosząca złote jaja...

Britney Spears: Trzynaście lat zniewolenia

Spears przez ostatnie lata nie przebywała gdzieś z dala od świateł jupiterów, aby w zaciszu odzyskiwać równowagę psychiczną i emocjonalną. Harowała, jak każda inna gwiazda, która stara się utrzymać na szczycie: roczna trasa koncertowa (co kilka dni inny kraj), mniejsze kontrakty koncertowe, płyty, jurorowanie w "The X-Factor", reklamy, rola w "Jak poznałem waszą matkę". Przez ostatnie 13 lat przynosiła krocie, cały czas będąc przez prawo uznawaną za osobę cierpiącą na... demencję. Fani zaczęli orientować się, że coś tu nie gra - powstał ruch #FreeBritney. Ale to nie oni zadecydują o przyszłości wokalistki, a prawnicy.

Większość akt w sprawie Britney Spears objęta jest klauzulą tajności: poufności prawnej i tajemnicy lekarskiej. Znane są wyroki sądowe, aczkolwiek od kilku miesięcy obserwujemy coraz szerszy "wyciek" różnego rodzaju informacji, spekulacji i opinii. Na przykład sprawą podsłuchiwania Spears przez ojca zainteresowało się FBI. Reżyserka obecnego na Netfliksie "Britney vs Spears", dziennikarka i wielbicielka Spears, Erin Lee Carr, ujawnia jeszcze inne smutne "rewelacje".

Kto zniszczył Britney Spears?

Wiele z nich w chwilę po premierze filmu trafiło do gazetowych nagłówków. Erin Lee Carr udało się dotrzeć m.in. do lekarza, którego podpis widnieje pod dokumentem stwierdzającym u Spears demencję. Reżyserka rozmawia też z Samem Lutfim i Adnanem Ghalibem, oskarżanymi swego czasu o wywieranie złego wpływu na artystkę, nawet jej narkotyzowanie i chęć przejęcia jej majątku. Poznajemy też szczątkowe informacje z codzienności kobiety - kieszonkowe w wysokości 8 tys. dolarów (gdy zarabiała miliony), konieczność pozyskiwania zgody na wyjście na hamburgera, proszenie o pieniądze na zakup książek dla dzieci...

A to i tak błahostki, drobne niedogodności, w porównaniu z innymi praktykami, którym według śledztwa Erin Lee Carr kobieta była poddawana: nieustanny szantaż emocjonalny - groźba pozbawienia kontaktu z synami, zmuszanie do występów i terapii litem, zmienianie dawek innych lekarstw... Wygląda na to, że James Spears razem ze sztabem prawników (utrzymywanych, oczywiście, z pieniędzy Britney), do cna wykorzystał każde uprawomocnienie, nadane mu przez wyrok sprzed 13 lat. I wykorzystał też każdy środek prawny, aby uniemożliwić córce wyrwanie się spod jego kontroli, choć od dawna się o to starała.

Dokument Erin Lee Carr jest zapewne dość jednostronny, bardziej gra na emocjach niż analizuje. Przybliża tylko wyimki z obszernych dokumentów i właściwie przynosi więcej pytań niż daje odpowiedzi. Nie ma tu też komentarza rodziny - poza pojedynczymi wypowiedziami, nagranymi przez innych reporterów, a podkreślającymi szemraną rolę Jamesa Spearsa w całym procesie (twierdzi on np. że koncertowanie dla Britney to to samo, co dla niego wyjście na ryby: "Tak się relaksuje"). Ale sprawa Britney Spears trwa i na pewno przyniesie jeszcze wiele rozdziałów. A czy także happy end? Rzekomo cierpiąca na demencję artystka wyjątkowo klarownie formułuje swoje cele: "Chcę odzyskać moje życie, minęło 13 lat. Tyle wystarczy". #FreeBritney.

6,5/10

"Britney kontra Spears" (Britney vs Spears), reż. Erin Lee Carr, USA 2021, premiera: 28 września 2021 (Netflix)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Britney Spears
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy