Fabuła rodem z kina "dla dorosłych" staje się tematem dramatu psychologicznego, który razi pretensjonalnością i odstręcza sztucznością. Ta historia powinna szokować, w najlepszym razie jednak pozostawia widza obojętnym.
- Anne (w tej roli Léa Drucker) prowadzi ustabilizowane życie. Odnosi sukcesy na polu zawodowym jako ceniona prawniczka. Spokój odnajduje w pięknym paryskim domu, gdzie czeka na nią wierny mąż Pierre (Olivier Rabourdin) oraz dwie córki. Pewnego dnia wprowadza się do nich siedemnastoletni Theo (Samuel Kircher), syn mężczyzny z poprzedniego małżeństwa. Niespodziewane pojawienie się chłopaka burzy równowagę i budzi w kobiecie uczucia, o jakie sama nie mogłaby się podejrzewać.
- Film "Ostatnie lato" od 30 sierpnia na ekranach polskich kin. Zobacz zwiastun!
Tym razem "największa prowokatorka współczesnego kina" Catherine Breillat, która w przeszłości potrafiła do swoich filmów angażować gwiazdorów z kontrowersyjnych filmów, sprowokować może najwyżej wiercenie się w fotelu i znużone ziewnięcie. Prowokacja, którą przygotowała dla widzów, szyta jest grubymi nićmi, pozbawiona jest niuansów, nawet jeżeli ubrana jest w kostium łamiącego tabu ambitnego kina o manipulacji i starciu prawdy z kłamstwem.
"Ostatnie lato" ma swoje hipnotyzujące ujęcia, ale przytłacza pretensjonalnością z jednej strony, sztucznie brzmiącymi dialogami i grymasami, swoistą teatralnością, z drugiej - odstręcza wyrachowaniem, tym narzuconym odgórnie: "bądź zszokowany widzu". Główny kłopot polega na tym, że trudno w nią w ogóle uwierzyć. Dziwi to tym bardziej, że "Ostatnie lato" jest remakiem naprawdę mocnej "Królowej kier" z 2019 roku, dramatu w reżyserii May el-Toukhy. To wręcz zadziwiające, jak bardzo różnić może się wydźwięk tej samej historii, powtarzającej część dialogów i sytuacji. Raz pioruny, wstrząs, dyskusja, raz "ładne zdjęcia" i niewiele poza nimi.
Ze skandynawskich realiów Catherine Breillat przenosi historię do francuskiej dobrze sytuowanej rodziny. Anne (Léa Drucker) jest szanowaną prawniczką, która zajmuje się sprawami młodocianych, a jej mąż Pierre (Olivier Rabourdin) biznesmenem w wiecznej podróży służbowej na nudne konferencje. Mają dwie urocze adoptowane córeczki Serenę i Angelę, i wiodą błogie życie w komfortowej paryskiej rezydencji. Ogród, willa, pięknie!
Letnią sielankę burzy pojawienie się 17-letniego syna Pierre’a z pierwszego małżeństwa, do tej pory trzymanego przez ojca na dystans. Théo (Samuel Kircher) - z powłóczystym spojrzeniem i złotymi lokami oraz dużą pewnością siebie - rozbudza zmysły znużonej nieco swoim życiem erotycznym Anny. Kobieta uwodzi poranionego przez życie chłopaka. Wbrew rozsądkowi i moralności ciągnie zakazany romans do momentu, gdy musi on wyjść na jaw, a wtedy...
O ile w "Królowej kier" bohaterom i ich relacji od początku do końca towarzyszył cały wachlarz emocji, fascynacja erotyczna była wiarygodna, a manipulacja złowieszcza, o tyle u Breillat ma się do czynienia z pewną atrapą. W "Ostatnim lecie" nie ma chemii, nie ma niebezpieczeństwa, nie ma miejsc, w których "czerwone lampki" eksplodowałyby jedna po drugiej, a przecież powinny. Bo to romans, który nie powinien się wydarzyć - ze względu na różnicę wieku i koligacje rodzinne. Skądinąd eleganckie zdjęcia Jeanne Lapoirie pasują bardziej do lirycznego romansu, a nie historii o igraniu z ogniem.
Zawodzi dobór aktorów - brakuje między nimi tej iskry, która mogłaby całą sytuację zainicjować. Théo jest po prostu ślicznym aniołkiem, delikatnym cherubinkiem, a nie buntownikiem, jak w "Królowej kier". Jedyne czego Breillat wydaje się wymagać od aktora Samuela Kirchera - to bycie przed kamerą i patrzenie głęboko w oczy Léi Drucker. Owszem, chłopak jest fotogeniczny. Oczy ma piękne.
Drucker ma trudniejsze zadanie - jej bohaterka ma dwa oblicza, ulega pasji, powinna budzić emocje i powinny one w czasie seansu zmieniać się. Tymczasem od pierwszej sceny, w której "przesłuchuje" swoją klientkę, jest raczej antypatyczna. Finał tej opowieści - jeden z kilku finałów, gdyż "Ostatnie lato" jakoś skończyć się nie może i podrzuca przynajmniej trzy sceny, które konstrukcyjnie mogłyby zamknąć opowieść, jest wręcz karykaturalny. Oto do drzwi willi pięściami wali zrozpaczony Théo, na górze Anne śpi u boku męża... Stop, w imię walki ze spoilerami więcej nie napiszę. Jest trochę żenująco. W ścieżce muzycznej zabrakło tylko "November rain".
Może więc "wielki temat" kina Breillat - kobieca seksualność, zmysłowość, potrzeby cielesne kobiety? Tego też w "Ostatnim lecie" szukać ze świecą. Mąż raczej w alkowie preferuje raczej styl delikatny, wyciszony, pozbawiony dzikości, ale czy w objęciach młodego syna Anne naprawdę znajduje coś innego? "Namiętny s..." z "Ostatniego lata" trąci raczej fantazjami z purytańskiego gimnazjum. Przy takiej, na przykład, "Nimfomance" to film dla przedszkolaków (ok, ale nie pokazujcie go, pomimo wszystko, dzieciom! Film jest skierowany głównie do dojrzałych odbiorców.).
"Ostatnie lato" wypada rozczarowująco również na poziomie analizy mechanizmów wykorzystania seksualnego. Nie tylko jako remake filmu May el-Toukhy, w którym reżyserka razem ze swoimi aktorami uchwyciła wszystkie nadużycia moralne, etyczne i niejednoznaczności emocjonalne wynikające z sytuacji oraz umiejętnie konfrontuje widza z niewygodnymi pytaniami. Po takich dziełach, jak "Tár", "Anatomia upadku", czy "Obsesja", niezależnie od indywidualnej oceny tych filmów, "Ostatnie lato" jawi się jako błaha bajka o złej macosze, która jest całkiem seksowna. Gdzie niuanse, gdzie niejednoznaczności, gdzie ta matnia, otchłań, której lepiej się nie przyglądać, bo może zechcieć spojrzeć na patrzącego? Gdzie? Nie ma. Ale zdjęcia i oczy naprawdę ładne.
5/10
"Ostatnie lato" (L'été dernier), reż. Catherine Breillat, Norwegia, Francja 2023, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 30 sierpnia 2024 roku.