Wciąż mamy problem z kobiecym ciałem. Ja się nie wstydzę

Noémie Merlant /Dominique Charriau/WireImage /Getty Images

- Ostatnio, w pewnej recenzji przeczytałam, że w filmach jest coraz mniej scen intymnych albo scen rozbieranych. Rozumiem z czego to wynika, po prostu chcemy chronić same siebie. Ta informacja mnie jednak przeraziła, bo uświadomiłam sobie, że wciąż mamy problem z kobiecym ciałem, czego zupełnie nie rozumiem - mówi w rozmowie z Interią aktorka Noémie Merlant, reżyserka i odtwórczyni jednej z głównych ról w filmie "Balkoniary". Produkcja trafi na ekrany polskich kin 24 stycznia.

- Jako aktorka traktuję ciało, podobnie jak głos, jako mój kolejny przekaźnik emocji. Ciało może powiedzieć o nas bardzo wiele. Uważam, że w filmach brakuje tematu eksplorowania ludzkiego ciała, a to dlatego, że boimy się je pokazywać. Ja się nie wstydzę. Uważam, że jest czymś zupełnie naturalnym pokazać się nago - mówi aktorka Noémie Merlant znana z ról w "Portrecie kobiety w ogniu", "Paryż, 13. Dzielnica" czy "Lee. Na własne oczy". Francuska gwiazda zagrała także główną bohaterkę w nowej wersji "Emmanuelle".

Reklama

Teraz Noémie Merlant debiutuje jako reżyserka filmu "Balkoniary". To komedio-horror, który miał swoją premierę na festiwalu w Cannes. W polskich kinach możemy go oglądać od 24 stycznia 2025 roku.

Marcin Radomski: W filmie "Balkoniary" jest wiele odważnych scen, w których eksponujesz ciało. Jakie jest twoje podejście do scen intymnych?

Noémie Merlant: - Ostatnio, w pewnej recenzji przeczytałam, że w filmach jest coraz mniej scen intymnych albo scen rozbieranych. Rozumiem z czego to wynika, po prostu chcemy chronić same siebie. Ta informacja mnie jednak przeraziła, bo uświadomiłam sobie, że wciąż mamy problem z kobiecym ciałem, czego zupełnie nie rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego mamy taki problem z kobiecymi piersiami. Chcę, żeby kobiety mogły pokazywać się topless, tak jak Ruby, jedna z bohaterek filmu "Balkoniary". Kiedy jest bardzo gorąco to normalne dla wszystkich, że mężczyźni zdejmują koszulki. My kobiety też powinnyśmy mieć do tego prawo.

W filmie "Balkoniary" jest odważna scena  gabinecie ginekologa. Miałaś jakieś obawy przed kręceniem jej?

- Nie ponieważ, gdy tworzę, zarówno jako aktorka jak i reżyserka, to traktuję ciało, podobnie jak głos, czyli to mój kolejny przekaźnik emocji. Ciało może powiedzieć o nas bardzo wiele. Uważam, że w filmach brakuje tematu eksplorowania ludzkiego ciała, a to dlatego, że boimy się je pokazywać. Ja nie boję się nagiego ciała, nie seksualizuję go, ponieważ jest dla mnie czymś zupełnie naturalnym. Wspomniana scena niesie za sobą bardzo mocny przekaz, dlatego nie bałam się jej kręcenia i nie wyznaczałam sobie żadnych limitów. Bardzo zależało mi, żeby odpowiednio uchwycić ten moment, kiedy idziesz do ginekologa, rozkładasz nogi, masz poczucie dyskomfortu, pokazujesz swoje intymne miejsca osobie, której nie znasz. Jeżeli chciałam, żeby widownia poczuła to samo, co moja bohaterka, musiałam się rozebrać, bo tylko wtedy mogłam w realistyczny sposób oddać jej emocje.

Dlaczego jest to dla ciebie istotne?

- Bo chcę pokazać kobiece spojrzenie na te kwestie. W "Balkoniarach" czerpałam z własnego doświadczenia. Przez jakiś czas mieszkałam z kilkoma przyjaciółkami we wspólnym mieszkaniu. Nie miałyśmy problemu z pokazywaniem w swoim towarzystwie piersi, czy nawet chodzeniem nago. To wynikało z tego, że nie postrzegałyśmy siebie jako obiekty seksualne. Ludzkie ciało jest czymś zupełnie naturalnym. I to właśnie chciałam ukazać w swoim filmie, głównie poprzez łagodną wulgarność. My, kobiety także możemy być wulgarne w swoim towarzystwie i moim zdaniem to droga do kobiecej wolności w patriarchalnym społeczeństwie.

Co to dla ciebie oznacza "łagodna wulgarność"?

- Chodzi o to, że my kobiety mamy prawdo do takich samych zachowań jak mężczyźni. W jednej ze scen filmu "Balkoniary" widzimy moją bohaterkę Marylin pierdząca. Bardzo chciałam, by ta scena znalazła się w filmie, ponieważ jest zabawna, a przy tym niesie za sobą mocny przekaz. W filmach często widzimy pierdzących mężczyzn, w przypadku kobiet to wciąż temat tabu. Chciałam odrzeć Marylin z wizerunku fantazmatycznej, tajemniczej kobiety; pokazać, że jest po prostu człowiekiem i składa się z ciała, które ma swoje naturalne odruchy i reakcje. Tym właśnie jest dla mnie łagodna wulgarność, którą ukazałam w naturalistycznych portretach kobiet.

Istotnym motywem w twoim filmie wydaje się być kobieca zemsta.

- Nie chciałam robić filmu o zemście tylko o obronie. Jest taka scena, w której bohaterki rozmawiają o tym, że ziemia wkrótce wybuchnie, ponieważ my ludzie, chcemy ją zdominować. Jedna z nich, Nicole mówi, że ziemia zaczyna się na nas mścić, na co Ruby odpowiada, że po prostu ma dosyć i zaczyna się bronić. Dla mnie to nie jest więc film o zemście, ponieważ w tych kobietach nie ma chęci zemsty. Po prostu w pewnym momencie mają dosyć i zaczynają się bronić, a ponieważ nikt nie chce ich wysłuchać, i nie okazuje w ich towarzystwie żadnych zahamowań, to przemoc, i gniew stają się jedyną drogą. Rzeczywiście, w pewnym momencie mszczą się na mężczyznach, ale dokonują tego w ramach samoobrony przed gwałtem. Jako kobiety, w takich sytuacjach, nigdy nie wiem, do czego posunie się oprawca. Przecież często gwałt kończy się zabójstwem i dlatego bohaterka postanawia sobie, że nie stanie się ofiarą, i sama zabija.

Dlaczego bohaterka twojego filmu nie wycofała się z sytuacji, która od początku nie wydawała się bezpieczna.

- To typ pytania, który często zadajemy, gdy słyszymy podobne historie. Dlaczego tam poszła? Dlaczego stamtąd nie wyszła? Łatwo je zadawać, gdy samemu nie jest się w takiej sytuacji.  Uważam, że to nie wynika z naiwności. Po prostu ciężko jest sobie wyobrazić, że ktoś może się posunąć do czegoś tak okropnego. Myślę, że Ruby rozmawiała z wieloma mężczyznami, którzy okazywali jej swoje pożądanie, ale wydawało się jej, że jest wystarczająco silna i że zostanie zrozumiana, gdy powie nie. Jednak tym razem spotkała mężczyznę, dla którego słowo nie nic nie znaczyło. To kobieta, która zawsze potrafiła dostrzec dobro w drugiej osobie, więc może tym razem, zwalała winę na alkohol, na to, że oboje byli pijani. Mężczyzna był fotografem, a ona chciała zrobić sobie nagie zdjęcia, więc została. Nie mogła wiedzieć, że to się tak skończy, bo wydaje mi się, że w takich sytuacjach nigdy tego nie wiesz.

Ważnym elementem filmu jest proces pisania powieści, trochę tak jakbyś prowadziła z widzem grę, czy to co widzimy na ekranie jest prawdą, czy tylko fikcją.

- Motywem przewodnim tego filmu jest wyzwolenie kobiet, a wolność kobiet to też możliwość opowiedzenia swojej własnej historii w oderwaniu od patriarchalnych narracji, które budujemy od zarania dziejów. Rzeczywiście, chciałam pobawić się pomysłem ukazania tej historii na granicy fikcji i prawdy. Nicole napisała już książkę, teraz ma pomysł na feministyczną fabułę, ale przeżywa kryzys twórczy. Próbuje odnaleźć swój styl, dlatego eksperymentuje z wieloma gatunkami, bo nie chce się ograniczać. Jej rozmowy z duchami gwałcicieli, wynikają z tego, że chce zrozumieć, dlaczego to zrobili, chce usłyszeć ich przyznanie się do winy. Może to nie jest prawda, może duchy są tylko wytworem jej wyobraźni, ale to są słowa, które ona i jej przyjaciółki potrzebują usłyszeć.

W filmie nie ma ani jednego pozytywnego mężczyzny, który miałby właściwe podejście do relacji z kobietami.

- To był celowy zabieg, ponieważ chciałam utrzymać film w klimacie sennego koszmaru. Cała historia, to coś pomiędzy prawdą, a książką Nicole, która jest niepoprawną politycznie farsą. Nie chciałam pokazywać pozytywnych postaci męskich, ponieważ to film o opresji, o kobietach i agresorach. Oczywiście nie wszyscy mężczyźni są tacy, ale to nie o tym jest ta historia. Mam w głowie wiele pomysłów i kto wie, być może to będzie temat mojego kolejnego filmu.

To też historia o przyjaźni między bohaterkami. Czym dla ciebie jest kobieca przyjaźń?

- Silna przyjaźń pomiędzy kobietami to duża i ważna część mojego życia od wielu lat. Dlatego też pokazanie tego na ekranie było dla mnie bardzo naturalne. Moja bohaterka mówi na początku słowa, z którymi bardzo się utożsamiam, a mianowicie, że możemy czuć się sobą tylko wtedy, gdy jesteśmy razem. W społeczeństwie nigdy nie mogę być całkowicie sobą, muszę odgrywać pewne role. Podobnie Elise, która stara się być tym, kim się od niej oczekuje. To zmienia się pod wpływem jej przyjaciółek, które już zaczęły proces emancypacji, wyzwolenia spod patriarchatu. Ruby już jest w pewnym sensie wolna, a Nicole dużo rozmyśla nad kwestiami feminizmu. Jest między nimi dużo wolności, wzajemnego zaufania. Rozumieją siebie i swoje doświadczenia bez słów. Szanują się i wspierają mimo różnic i złożonych charakterów każdej z nich.

Twój film jest pełen żywych kolorów, dominują odcienie pomarańczowego, czerwonego, żółtego. Dlaczego zdecydowałaś się na taką paletę barw?

- Uwielbiam otaczać się kolorami, jest ich pełno w moim życiu. Potrzebuję koloru tak mocno, jak potrzebuję humoru. Jestem optymistką i uważam, że nie można tracić nadziei. To przez co przechodzimy w życiu jest trudne, ciągle musimy rozwiązywać masę problemów, ale nie jesteśmy w tym osamotnieni. Wprowadziłam do mojego filmu humor, wyraziste kolory, ponieważ chciałam podzielić się tym pozytywnym nastawieniem i skłonić widzów do dialogu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Balkoniary
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy