Straszne, co usłyszała od reżysera. Te słowa znalazły się w filmie
Podczas 15. Festiwalu Kamera Akcja, który odbył się w Łodzi w dniach od 24 do 27 października 2024 roku, Nel Kaczmarek wzięła udział w pokazie i dyskusji po "Lanym poniedziałku" Justyny Mytnik. W rozmowie z Interią opowiedziała o swojej pełnej sprzeczności roli. Odniosła się także do "Utraty równowagi", która okazała się jednym z najgłośniejszych filmów 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
W "Lanym poniedziałku" Justyny Mytnik Kaczmarek wcieliła się w Martę, starszą siostrę piętnastoletniej Klary (Julia Polaczek). Dziewczynka stała się ofiarą napaści seksualnej w czasie obchodów tytułowego dnia. Zbliża się kolejna Wielkanoc, a Klarę dręczą koszmary i ataki paniki. Siostra każe jej o wszystkim zapomnieć i udawać, że sprawy nie było. Klara szuka jednak swojego oprawcy. Jednocześnie uczy się dopuszczać do siebie trudne emocje.
Z kolei w "Utracie równowagi" Korka Bojanowskiego wcieliła się w Maję, studentkę ostatniego roku kierunku aktorskiego. Po kolejnym nieudanym castingu dziewczyna zamierza porzucić marzenia o występach na scenie i w filmie. Nieoczekiwanie opiekunem dyplomu jej roku zostaje uznany reżyser (Tomasz Schuchardt), za którym ciągnie się skandal sprzed kilku lat. Nalega, by Maja dała aktorstwu drugą szansę. Z czasem okazuje się, że jego metody opierają się na manipulacji i przemoc psychicznej. Mężczyzna nie spodziewa się, że Maja nie będzie siedziała cicho i podejmie z nim walkę.
Jakub Izdebski, Interia.pl: W twojej roli w "Lanym poniedziałku" podobało mi się, że Marta jest zbudowana na skrajnościach. Chce dla swojej siostry Klary, w którą wcieliła się Julia Polaczek, jak najlepiej, ale z punktu widzenia historii jest jej antagonistką. Jest aktywną postacią, ale jej działanie ma doprowadzić do bierności wszystkich wokół.
Nel Kaczmarek: Dla mnie w trakcie budowania tej roli, a także w "Utracie równowagi", było kluczowe, by pokazać jak najbardziej ludzką twarz obu bohaterek. Bardzo lubię, gdy rozmawiam z widzami po filmie i słyszę: "Uwielbiam tę postać, ale tak mnie wykurzała". A ja na to: "Super, bo tak jest z ludźmi". Często kogoś lubisz, ale w tej znajomości są dołki i górki. Budując postać, zawsze staram się mieć jak największy wpływ na to, w co wierzy i jak to wyraża. Bycie aktorką i gra to dla mnie reprezentowanie czyjegoś głosu. Ważne jest, by pokazać jak najbardziej ludzką stronę człowieka, który również popełnia błędy. Który stara się zrobić coś dobrze, ale nie do końca potrafi. Bycie głosem takiej osoby jest mi bardzo bliskie. Sama popełniam błędy i czegoś się dzięki temu uczę.
Ciekawe w Marcie jest także to, że oszukuje ona nie tylko swoją siostrę. Jest niesprawiedliwa również wobec siebie. Udaje, że wszystko jest dobrze, chociaż sama w to nie wierzy.
W hierarchii wartości Marty najwyżej postawieni są inni ludzie i ich opinia. Znam wiele takich osób. Zresztą sama w okresie dojrzewania miałam moment, że to, co powiedzą inni, miało na mnie o wiele większy wpływ niż to, co sama czuję. Wiem, że spore grono nastolatków się z tym utożsamia. Poza tym Marta... Często wydaje nam się, że nasza racja jest "najracjejsza". Uważam, że dopóki sami się jakoś nie nauczymy słuchać siebie, to nie jesteśmy w stanie słuchać drugiego człowieka. Taka też jest moja bohaterka. Dopóki nie odkryje tego, że coś w niej siedzi, że sama jest zraniona, nie widzi krzywdy swojej siostry.
W "Lanym poniedziałku" macie bardzo fajną chemię z Julią Polaczek, która wcieliła się w twoją ekranową siostrę. Jak pracowałyście, by osiągnąć taki efekt?
Miałyśmy dwuletni okres przygotowywań. Zostałyśmy obsadzone wcześniej. Kluczowe było, by przełamać te wszystkie bariery, których nie ma wychowywane razem rodzeństwo. Nie bać się cielesności w tej relacji, długiego lub krótkiego patrzenia w oczy. Żeby nie było w tym kłamstwa. Przede wszystkim bardzo dużo rozmawiałyśmy, wymieniłyśmy się inspiracjami i książkami. Julia była też bardzo otwarta na moje rady i porady. Często odstresowywałyśmy się też razem po zdjęciach. Myślę, że to także wpływało w relację na ekranie.
Jednocześnie Julka jest bardzo zdolna. Dużo pracowała z Justyną Mytnik. To był jej pierwszy film poza "Strefą interesów" Jonathana Glazera. Jako starsza koleżanka dbałam też o naszą relację między zdjęciami. Większość projektów, które robiłam, porusza trudne tematy. Moim zdaniem należy przy nich pamiętać o strefie komfortu drugiej osoby. Po każdej trudniejszej scenie dosłownie podchodziłam do Julii i pytałam, czy wszystko jest w porządku. Że możemy pójść na bok, jeśli nie może tego mówić tutaj. Łapałam małe schizy, bo dla mnie także było ciężko grać niektóre sceny, w których Marta jest pasywno-agresywna, w których przekracza tak wiele granic i barier Klary. Maltretowałam później Julię pytaniami, czy wszystko jest w porządku. Po każdej trudniejszej scenie, czy nawet każdym trudniejszym dublu, podchodziłam, przytulałam ją i miałam takie "to nie ja". Żeby pamiętała o tym. To jest bardzo cienka granica w aktorstwie. Więc dla mnie to było ważne budowanie przeświadczenia, że tutaj jest gra, a tutaj jest życie.
Ciekawi mnie więc, jak wyglądały kontakty z członkami obsady "Utraty równowagi". W tym filmie także nie brakuje trudnych tematów i scen, przede wszystkim między tobą i Tomaszem Schuchardtem.
Prawie w ogóle nie robiliśmy prób scen dwójkowych z Tomkiem. Mieliśmy spotkanie zapoznawcze całą naszą paczką. Bardziej, żeby ludzie poznali Tomka i oswoili się trochę przed planem. Ta praca wyglądała zupełnie inaczej. Przede wszystkim pracowałam nad tym scenariuszem rok wcześniej razem z Korkiem Bojanowskim i miałam świadomość bardzo dobrego przygotowania do filmu. Mimo to nie czułam się gotowa na wszystko, co się wydarzy. Miałam w sobie jednak poczucie gotowości na każdy fuckup, ponieważ jeździłam na wszystkie możliwe dokumentacje, pracowałam w barze, zrobiłam torbę dla Mai i wszystko inne, co mogłam dla tej postaci. Wchodząc w scenę z Tomkiem, byłam bardzo mocno tu i teraz, także te próby w ogóle nie były potrzebne.
Wcześniej z Korkiem Bojanowskim dokładnie ustaliliśmy, gdzie jest Maja. Miałam zeszyt, prowadziłam w nim dokładne notatki, w którym momencie ona jest. To był film mikrobudżetowy, 17 dni zdjęciowych. Wiedziałam, że muszę być bardzo przygotowana, na każdy element tego, co będzie się działo w ciągu dnia. Także po wszystkim zorientowałam się, że nie mam na telefonie ani jednego zdjęcia z tej pracy, bo go po prostu nie wyciągałam. Cały czas czytałam scenariusz, powtarzałam swoje kwestie.
Praca z Tomkiem była bardzo rzeczowa. Po prostu wchodziłam w to. On dawał, ja brałam i nawet się nad tym nie zastanawiałam. Chciałam, żeby każdy dubel był czymś innym. Gdy rozmawialiśmy z Korkiem, to powtarzalność nie była dla nas najważniejsza. Chcieliśmy świeżości i stawiania trudnych bodźców. Jak jesteś przygotowany na trudny bodziec, trochę inaczej na niego reagujesz. Twoje ciało się czuje bezpieczniejsze. Wiesz, że to jest gra. Oczywiście, rozmawialiśmy też z Tomkiem. Był jakiś czas, że mówiłam mu: "w tej scenie ufam ci, oddaję się. Ja wejdę, ty rób z tą bohaterką, co chcesz, zobaczymy, co się wydarzy". Pływałam w tym i bawiłam się jak w laboratorium. To była inna praca niż przy "Lanym poniedziałku", ale wciąż z uwagą na nasze granice i poczucie bezpieczeństwa.
"Utrata równowagi" opowiada o przemocowych i toksycznych zachowaniach w szkole aktorskiej. W polskich mediach ten temat nagłośnił list Anny Paligi, który został opublikowany w marcu 2022 roku. Czy miał on wpływ na decyzję o powstaniu filmu, czy też projekt rozwijał się wcześniej?
Korek mógłby powiedzieć więcej na ten temat. Wiem, że rozpoczął prace nad scenariuszem jakieś dwa lata przed sytuacją z Anią. Na pewno wpłynęła ona na przykład na odbiór filmu przez widzów. Ja doszłam, gdy istniała już pierwsza wersja scenariusza, na etapie poprawek. Później konsultowałam Maję, każde jej słowo. Podawałam teksty, którymi reżyser mógł jej jeszcze bardziej pojechać. I sama brałam to z życia. Miałam sytuację, w której usłyszałam: "Przykro mi, przepraszam cię, to nie twoja wina, że w ciebie uwierzyłem". Pamiętam, że słyszałam to i myślałam: "O Boże, to jest świetne, niech ta rozmowa się zakończy, bo muszę zadzwonić do Korka i powiedzieć mu, że to wyląduje w filmie". Weszłam już na taki tryb pracy i myślenia o tym projekcie, że brałam ze swojego życia jak najwięcej.
Przeraża mnie to, że wspomniany przez ciebie cytat został wzięty z życia. Wiem, że w historiach przytaczanych w mediach padały jeszcze gorsze rzeczy, ale wciąż...
Wiesz, mnie to zabolało w jednej sekundzie, a w drugiej miałam poczucie: "dobra, to musi być w filmie". Słyszysz to od osoby, u której myślisz, że będziesz zaraz pracował. A on ci mówi: "Wiesz, nie mogę na ciebie patrzeć. To mój błąd, że cię zaangażowałem do projektu". Więc dobra, już skończmy tę gadkę, bo ja wiem, w której scenie to wyląduje.
Maja także nie jest jednowymiarową bohaterką. W przeciwieństwie do Marty konfrontuje się z zagrożeniem. Często sięga przy tym po nieetyczne metody. Czasem przekracza granice tak bardzo, że staje się niemal tak toksyczna, jak jej profesor.
Dla nas było bardzo ważne — i tę rzecz Korek cały czas mi powtarzał — żeby nie być ofiarą w tym filmie, a przynajmniej nie zawsze nią być. I nie budować Mai jako: "Och, byłam sobie taka cicha, grzeczna, i teraz jeszcze coś takiego mnie spotyka". Nie, to od początku była bohaterka, która twardo stąpała po ziemi. Która wiedziała, że próbowała w aktorstwie, nie wyszło i okej, spróbuję w inny sposób. To jest też bliskie mi. Może dlatego uciekałam od tego i nie szukałam w niej sierotki. Gdy ją poznajemy na początku filmu, nie jest na etapie bycia "bierną". Ona może z czegoś zrezygnować i też będzie w porządku, nawet jeśli jej życie obróci się do góry nogami. Dla mnie to jest jedna z ciekawszych rzeczy w tym filmie. Każdy bohater jest i dobry, i zły — łącznie z naszą grupą studentów. I każdy jest poddany manipulacji. Każdy reaguje na nią inaczej. Wszyscy zaczynają w innym miejscu, ale każdego ona dotyka.
Marta i Maja bardzo ciekawie się uzupełniają. Jedna jest bierna, druga nastawiona konfrontacyjnie. Miałaś takie wrażenie, gdy pracowałaś nad tymi rolami?
W międzyczasie robiłam inne projekty, więc to mi się w ogóle mieszało. Często, gdy dostaję pytanie o wyzwanie aktora, to jest oddzielanie bohaterów od siebie. Gdy robię jeden projekt i jestem na planie, i buduję jakąś postać, to staram się nie myśleć o innych. Więc tak naprawdę dopiero w Gdyni, gdy w końcu obejrzałam oba filmy na dużym ekranie, a nie na podglądzie w montażowni, zobaczyłam, że Marta i Maja są w pewnych miejscach podobne, w pewnych bardzo się różnią. Dla mnie jest kluczowe nieporównywanie tych ról. Nie mam czegoś takiego, że "taką postać gram, taką grałam, teraz coś innego". Wyznaję trochę inne podejście do aktorstwa. Skupiam się na tym, co jest sednem scenariusza. Nawet jeśli coś ma momenty styku, to wciąż nie oznacza, że będzie takie samo. Nawet jeśli ludzie są do siebie trochę podobni, to są i tak całkowicie różni od siebie. Te podobieństwa w filmowych postaciach widzę dopiero w gotowym materiale.
Podczas 15. Festiwalu Kamera Akcja w Łodzi Nel Kaczmarek uczestniczyła w pokazie i dyskusji na temat "Lanego poniedziałku" Justyny Mytnik, który debiutował w Konkursie Głównym 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni we wrześniu 2024 roku.
Festiwal Kamera Akcja został powołany do życia w 2010 roku. Powstały z miłości do kina projekt to jedyne w Europie wydarzenie poświęcone krytyce filmowej. Jest miejscem spotkań i rozmów wokół kina, przyciągającym do siebie ludzi myślących filmem. 15. edycja festiwalu odbyła się w Łodzi w dniach od 24 do 27 października 2024 roku.