Siostrzana relacja na tle konfliktu zbrojnego. Po powrocie do Polski wciąż była myślami tam
21 lutego 2025 roku w polskich kinach zadebiutowała produkcja opowiadająca o dwóch siostrach, które wyruszają w podróż, by odnaleźć rannego ojca. Film "Dwie siostry" w reżyserii Łukasza Karwowskiego kręcony był podczas pierwszych miesięcy wojny w Ukrainie. Jedną z głównych postaci - Jaśminę - zagrała utalentowana aktorka Karolina Rzepa, która w wywiadzie dla Interii podzieliła się swoimi doświadczeniami przy realizacji filmu.
"Dwie siostry" w reżyserii Łukasza Karwowskiego ("Jedna dusza", "Mała Wielka Miłość", "Południe Północ") to pierwszy film fabularny kręcony na terenie Ukrainy po agresji rosyjskiej. Zdjęcia powstawały w prawdziwych lokalizacjach: Buczy, Irpieniu, Borodziance i Charkowie. Ekipa filmu realizowała go w bardzo zmiennych warunkach, niejednokrotnie będąc zmuszona do zmiany planów zdjęciowych i dostosowaniu się do poleceń wojskowych. Twórcom udało się zaprosić do współpracy czołowych artystów ukraińskich m.in. Irmę Witowską. Dwie tytułowe bohaterki, które jadą do Charkowa, by odnaleźć rannego ojca-wolontariusza, brawurowo zagrały polskie aktorki młodego pokolenia - Karolina Rzepa i Diana Zamojska.
Karolina Rzepa, urodzona w 1992 roku w Warszawie, pierwsze zawodowe kroki stawiała jako modelka, pracując w Polsce i za granicą. Z czasem skierowała się ku aktorstwu, kształcąc się w Studiu Aktorskim im. Aleksandra Seweruka, a później w krakowskiej filii PWST we Wrocławiu. Jej filmowa droga zaczęła się od współpracy z Janem Jakubem Kolskim, u którego zagrała m.in. w "Lesie, 4 rano" i "Ułaskawieniu". W 2020 roku reżyser powierzył jej główną rolę w "Republice dzieci". Karolina regularnie pojawia się także w serialach - widzowie mogą ją kojarzyć z "Domu pod Dwoma Orłami", "Gangu Zielonej Rękawiczki" czy "Wojennych dziewczyn". Na premierę czeka kolejny sezon "Krwi z krwi" z jej udziałem.
W rozmowie z Kingą Szarlej z Interii aktorka opowiedziała o swojej pracy przy filmie Łukasza Karwowskiego "Dwie siostry".
Kinga Szarlej: Zagrałaś w filmie "Dwie siostry" realizowanym podczas pierwszych miesięcy wojny, który opowiada historię dwóch sióstr jadących do Ukrainy, by odnaleźć rannego ojca. Co skłoniło cię do starania się o tę rolę?
Karolina Rzepa: - Kiedy pojawił się casting pomyślałam, że to jest bardzo ważny temat, również dla mnie - wcześniej byłam wolontariuszką w ośrodku dla osób z Ukrainy, które szukały schronienia w Polsce. To było w lutym 2022 roku. Starałam się pomóc, na ile mogłam, ale nie znając języka, tak naprawdę mogłam niewiele. Segregowałam i wydawałam tam rzeczy, organizowałam przestrzenie, bo to był taki budynek-biurowiec, który był zaadaptowany na ośrodek dla uchodźców. Wtedy, miałam poczucie, że to jest mało sprawcze i w zasadzie niewiele mogę. Pomyślałam, że jeżeli pojawi się jakaś inna możliwość pomocy, to jestem na to otwarta. Jak przyszła propozycja wzięcia udziału w castingu, pomyślałam "Chciałaś, to masz" [śmiech]. Ale pomyślałam też, że to jest casting, na który warto iść. Nie pracowałam jeszcze z tym reżyserem, podobnie z Małgosią Adamską, która obsadzała ten film. Poczułam, że to jest ważne - tak uznałyśmy też z moją agentką - żeby wziąć udział. Później wszystko bardzo szybko się potoczyło. Już po kilku dniach dowiedziałam się, że zostałam wybrana.
Decyzję trzeba było podejmować szybko?
- Tak, dlatego, że w tym czasie działania wojenne miały mniejsze natężenie i był bezpieczniejszy moment, więc właśnie wtedy produkcja ruszyła.
Film miał swój szkielet scenariusza, jednak wiele dialogów było improwizowanych, co nie jest łatwą sztuką. Jak przygotowywałaś się do improwizacji?
- Najpierw, zanim w ogóle podjęłam tę decyzję, rozmawiałam długo z moją agentką i robiłyśmy burzę mózgów, bo Łukasz Karwowski zapowiedział, że na bazie przygotowanego scenariusza, będziemy też improwizować. Musiałyśmy do tych postaci sobie coś dobudować - stworzyć o nich opowieść - żeby te improwizacje były wiarygodne i kontrolowane. Każdy człowiek ma jakieś doświadczenia i z nich korzysta, więc ja też musiałam mieć pomysł na przeszłość mojej bohaterki i to robiłyśmy wspólnie z Dianą. Przez pierwszy tydzień w Ukrainie miałyśmy na to czas, a reżyser z producentami i ze scenarzystą ukraińskim pracowali nad scenariuszem. My siedziałyśmy w kuchni, w mieszkaniu, które zostało dla nas wynajęte, bo zdecydowałyśmy się zamieszkać razem i pracowałyśmy nad naszymi postaciami. Diana zaproponowała takie rozwiązanie i to był bardzo dobry pomysł, bo pomogło nam to w lepszym poznaniu siebie nawzajem i w budowaniu relacji. Dzięki temu miałyśmy też więcej czasu na pracę, którą mogłyśmy wieczorami, przed każdym dniem zdjęciowym wykonywać - na gromadzenie wspomnień bohaterek i tworzenie ich historii. Trzeba było ustalić na przykład, co one mogą sobie wypominać w kłótniach - nawet małe rzeczy z przeszłości, które są bolesne i które gdzieś w nich kiełkują i rosną. Właśnie w ten sposób się przygotowywałyśmy i bardzo się cieszę, że od samego początku była między nami chemia, dzięki czemu ta praca była łatwiejsza i przyjemniejsza. Wymieniałyśmy się też prywatnymi doświadczeniami, Diana ma brata, ja mam siostrę i brata.
Wspomniałaś, że nie znasz ukraińskiego. Czy napotkaliście na planie barierę językową, która mogła utrudniać prace z międzynarodową ekipą?
Porozumiewaliśmy się trochę jak w filmie, czyli my po polsku, a Ukraincy po ukraińsku. Jeżeli czegoś się nie udało w ten sposób ustalić, to rozmawialiśmy po angielsku. Ale znałam też niektóre słowa ukraińskie, na przykład na części kostiumu, których akurat potrzebowałam. Problemu językowego w zasadzie nie było, bo polski i ukraiński to języki, które są bardzo blisko i bez problemu się rozumieliśmy. Po prostu chcieliśmy się porozumieć, a od chęci wiele zależy.
Po rozpoczęciu wojny dużo mówiło się o pomocy Polaków dla Ukraińców. W filmie, gdy siostry przemierzają samochodem tereny ukraińskie, widzimy zupełnie odwrotną sytuację. Jakie doświadczenia macie ze spotkanymi podczas realizacji zdjęć mieszkańcami Ukrainy?
- Oczywiście, mieliśmy z Ukraińcami styczność i niektóre spotkania zostały nawet zarejestrowane. Na przykład panie, które sprzedają pomidory na początku filmu, to nie są aktorki. Powiedziały, że bardzo chętnie wezmą udział w filmie i że cieszą się, że się Ukrainą interesujemy, że jesteśmy z nimi i że im pomagamy. Generalnie ludzie witali nas z bardzo dużym entuzjazmem i wdzięcznością za pomoc, którą Polacy okazali. Takich przejawów wdzięczności było naprawdę mnóstwo. Były też bardzo poruszające sytuacje z życia codziennego, na przykład w sklepach, jak Ukraińcy się orientowali, że jesteśmy z Polski, bardzo chcieli podzielić się z nami historiami o swoich bliskich, którzy są w Polsce. Pytali o te miasta, w których przebywają, czy my tam kiedyś byłyśmy, jak tam jest. W filmie jest bardzo dużo takich momentów, ale one nie są ani trochę zmanipulowane, czy podkręcone na potrzeby filmu. To są sytuacje, które się zdarzyły naprawdę. Tak samo Łukasz, reżyser, opowiadał nam historię, jak był w jakiejś kawiarni i chciał zjeść ciasto i napić się kawy. Kelner się zorientował, że jest z Polski, zamienili kilka słów i kelner powiedział, że nie przyjmie pieniędzy - że to jest w prezencie, w podzięce za to, co Polacy robią dla Ukrainy. To były naprawdę wzruszające chwile.
"Dwie siostry" to film, który niesie ze sobą bardzo duży bagaż emocjonalny. Jakie refleksje zostały z tobą po zakończeniu zdjęć i powrocie do Polski?
- Chyba pierwszy raz w życiu miałam poczucie takiej intensywności przeżyć, że po powrocie do Polski wciąż byłam myślami tam, w Ukrainie. Ciężko mi było się odnaleźć, w takiej jednak bezpiecznej i spokojnej rzeczywistości. W trakcie kręcenia zdjęć więcej czasu spędzałyśmy grając - w kostiumach i w samochodzie - niż tak naprawdę same ze sobą. Później trudno mi się było z tą rolą rozstać, tym bardziej, że już po tygodniu miałam kolejny plan zdjęciowy. Powiedziałam o tym reżyserce, że jestem cały czas myślami w Ukrainie, że jakoś mi trudno się tutaj odnaleźć. Postanowiłyśmy te emocje wykorzystać przy pracy nad tą kolejną rolą, bo ta postać też była w jakimś takim zawieszeniu - utknęła w emocjach po rozstaniu i w ten sposób udało mi się te dwie przestrzenie połączyć, tak, żeby postać Jaśminy z "Dwóch sióstr" miała wpływ na postać Julity, którą zagrałam w "Comme des cowboys". To było mocne i jednocześnie ciekawe doświadczenie, które na zawsze zostanie ze mną.
Wcześniej mocno związana byłaś z produkcjami kostiumowymi, ale chciałaś spróbować czegoś nowego. Czy po występach w bardziej współczesnych realizacjach cieszysz się, że poszłaś w innym kierunku?
- Przed decyzją o ścięciu włosów zaczęło mi trochę doskwierać, że role, które dostaję, są zwykle osadzone w tej samej epoce i są to najczęściej role kostiumowe. Bałam się trochę tego, że innych propozycji nie będzie i stąd ta decyzja, ale teraz, gdy już biorę udział w projektach różnorodnych czasowo, to mam dużą otwartość na zagranie czegoś z epok minionych. Mam wrażenie, że te drzwi się już otworzyły, więc zostawiam je otwarte. Nie chciałam się z tymi dawnymi czasami pożegnać, tylko po prostu dać szansę nowym możliwościom. I to się udało.
Zobacz też: Polscy filmowcy składają hołd. To poruszająca do głębi produkcja