Recenzje takich filmów są najtrudniejsze. "Strange Darling" ma tak wiele przewrotek narracyjnych i zdumiewających twistów, że streszczanie fabuły może naprawdę popsuć seans tego intrygującego i nakręconego na taśmie 35mm thrillera, który dowodzi, że magia dawnego kina nie umarła. JT Mollner nakręcił jeden z najoryginalniejszych filmów grozy ostatnich lat, którego nie powstydziłby się sam Brian De Palma.
- Dwójka nieznajomych umawia się na randkę i szybko przenosi się do wynajętego pokoju. W pewnym momencie ich romantyczna i pikantna noc zamienia się w krwawą konfrontację. Mężczyzna rusza w pościg za kobietą, podążając jej tropem przez dzikie obszary Oregonu. Uciekinierka jest gotowa zrobić wszystko, co tylko konieczne, aby przeżyć. Mężczyzna, który jeszcze przed chwilą był jej kochankiem, nie cofnie się przed niczym.
- Film "Strange Darling" na ekranach polskich kin od 30 sierpnia. Zobacz zwiastun tej produkcji!
W rytm "Love Hurts" w wykonaniu Z Berg i Keitha Carradina z lasu wybiega blondyna w czerwonym kostiumie. Bieg w slow motion, stop klatka na przerażoną twarz i obcięte ucho - zaczyna się jak wczesne kino Wesa Cravena. Klasyczna "final girl", która ostatnia widzi mordercę? Tyle, że tutaj nic klasyczne nie jest. Od kogo ucieka? Kto ją okaleczył? Kim jest? Jesteśmy od razu w 4. rozdziale opowieści, która w ciągu 96 minut będzie skakać po czasowych pętlach niczym Mallory Knox po głowie sierżanta Scagnettiego w "Urodzonych mordercach". Jest coś upiornego w szlagierze o raniącej miłości, który śpiewał Nazareth, a potem Cher, że jest wykorzystywany w kinie o seryjnych mordercach. Rob Zombie w "Halloween II" (2009) puścił przecież wersję Nana Vernona.
JT Mollner (scenariusz i reżyseria) bierze znane motywy kina o seryjnych mordercach i zamienia je w rozrzucone po stole puzzle, które następnie inteligentnie składa z miną bystrego urwisa, kochającego szokować otoczenie. Schemat opowieści jest natomiast szalenie prosty. Kot goni mysz, tyle że my w pewnym momencie zastanawiamy się nie tylko, kto wygra, ale też kto jest prawdziwym drapieżnikiem.
"Strange Darling" jest nie tylko inteligentnie skonstruowanym thrillerem, ale stylistycznie przypomina najciekawszy okres amerykańskiego horroru. Samochody, wyjęta z kina Cravena ("Ostatni dom po lewej") i Hoopera ("Teksańska masakra piłą łańcuchową") prowincja, i w końcu sam wygląd postaci (wąsaty redneck w pickupie we flanelowej koszuli, tajemniczy starszy hipisi i twardy szeryf) - to wszystko tworzy klimat horrorów lat 70., gdy Ameryka była w kryzysie tożsamości, a świat wydawał się kroczyć ku przepaści. Dziś sytuacja geopolityczna jest pod wieloma względami podobna, co ma (a jakże!) odbicie w niezależnych slasherach.
Nakręcony na taśmie 35 mm film wygląda, smakuje i pachnie jak kino z tego najlepszego dla amerykańskiego horroru okresu, choć można też tutaj odnaleźć odpryski włoskiego kina giallo spod ręki Mario Bavy i Dario Argento. Wizualnie ma ten film w sobie coś z "Głębokiej czerwieni" i szczególnie "Ptaka o kryształowym upierzeniu". Wszystko dzięki zjawiskowym zdjęciom. Czyich? To kolejny zdumiewający aspekt tego filmu.
Za zdjęcia do "Strange Darling" odpowiada bowiem aktor Giovani Ribisi, dla którego jest to operatorski debiut w fabule. Miałem okazję rozmawiać z Ribisim podczas zeszłorocznego festiwalu EnergaCamerimage. Z pasją opowiadał o rozwijaniu operatorskiej działalności w cieniu kariery aktorskiej i miłości do kamery 35mm, którą kupił wiele lat temu, a teraz w końcu miał okazję nakręcić nią pełnometrażowy film. Praca na taśmie filmowej zamiast cyfrowej przy skromniutkim budżecie 4 milionów dolarów była powrotem do niskobudżetowych horrorów z czasów rewolucji tego gatunku, ale też stała się nie lada wyzwaniem. Kto, poza Quentinem Tarantino rzecz jasna, upiera się dziś, by kręcić film na taśmie?! Tylko prawdziwi kinofile, których miłość do X muzy jest widoczna w każdym kadrze "Strange Darling".
Nie sama tekstura obrazu przesądza jednak o sukcesie tej opowieści. JT Mollner wie, jak budować napięcie i stworzyć upiorną postać mordercy. Willa Fitzgerald i Kyle Gallner tworzą magnetyczny duet, który urządza nam na ekranie (dosłownie) krwawą łaźnię, ale też jest wiarygodny psychologicznie. Kilka długich scen ze zbliżeniem na twarz Fitzgerald i Gallnera przypomina o tym, że to nie jump scary decydują o klimacie kina grozy, ale właśnie porządne zbudowanie postacie.
Morderca w "Strange Darling" jest wyjątkowo diaboliczny. Widzę, jak przybija sobie piątkę z długonogim z "Kodu zła" Oza Perkinsa. Zresztą oba tegoroczne filmy mają ze sobą wiele wspólnego. Perkins i Mollner sięgają do klasyki slashera nie tylko pod kątem czysto filmowym. Mollner łamie w "Strange Darling" jeden z dogmatów politycznej poprawności współczesnego świata. Robi to z otwartą przyłbicą i bezczelnością w oczach. Bezczelnością godną dawnego Briana de Palmy, u którego przecież demon i kobieta nieraz się krwawo ścierali.
9/10
"Strange Darling", reż. J. T. Moller, USA 2024, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 30 sierpnia 2024 roku.