- Ten film ma być instrukcją obsługi do Putina i ma pokazać reguły gry, by widz mógł obłaskawić swój własny lęk. (...) Gdyby obejrzał mój film, to może by przejrzał się w lustrze, gdzie zobaczyłby tchórzliwego człowieka. Słabego i uciekającego. Jak by zareagował, ktoś o takim ego? To ciekawe - mówi Patryk Vega o swoim najnowszym filmie "Putin". - Nie ukrywam, że mam poczucie misji i powołania - dodaje reżyser. Produkcja na ekrany polskich kin trafi 10 stycznia 2025 roku.
"Putin" to pierwszy międzynarodowy i anglojęzyczny projekt kontrowersyjnego polskiego reżysera Patryka Vegi. Film zakupiły już 64 kraje na całym świecie. W celu wykreowania postaci Władimira Putina użyto w filmie sztucznej inteligencji. Dlaczego Vega zdecydował się na biografię Putina? Czy nie bał się pokazać rosyjskiego dyktatora jako słabego i tchórzliwego człowieka? Skąd pomysł, by opowiedzieć o Putinie przez pryzmat religijności? Czy AI to zagrożenie dla kina? Z Patrykiem Vegą rozmawia Łukasz Adamski.
Łukasz Adamski: Skąd pomysł, by w pierwszej twojej produkcji kierowanej na rynek międzynarodowy zająć się Władimirem Putinem? Wcześniej takiego kina nie kręciłeś.
Patryk Vega: - Początkowo chciałem nakręcić film o rosyjskiej mafii, która jest dla mnie o wiele ciekawsza niż mafia włoska czy japońska Yakuza. Rosyjska mafia ma o wiele bardziej intrygującą strukturę. Nie przewidziałem jednak, że Putin zaatakuje tak brutalnie Ukrainę, co pociągnie za sobą ostracyzm wobec wszystkiego co rosyjskie, włącznie z wyrzucaniem nieżyjących już rosyjskich kompozytorów z repertuarów. To mnie na moment podcięło. Zacząłem więc wracać do historii i zrozumiałem, że wojna z Rosji z Ukrainą trwa od 2014 roku. Przeczytałem też o drugiej wojnie czeczeńskiej, gdzie pierwsze trzy lata polegały na bombardowaniu miast i regularnej wojnie. Potem mieliśmy osiem lat partyzanckiej wojny w lasach i górach. Pogląd, że wojna w Ukrainie skończy się szybko wydał mi się więc absurdalny. Rosjanie zawsze szykują się na długie wojny i zrozumiałem, że Władimir Putin zdominuje światową narrację przez najbliższe lata, więc powinienem zrobić film o nim. Najważniejszym rosyjskim gangsterze.
Uznałeś, że to Polak powinien światu opowiedzieć o putinowskim systemie?
- Tak. Uważam, że osoby pamiętające jeszcze sowiecką niewolę lepiej rozumieją "putinizm", który odwołuje się do Związku Sowieckiego. Rozmawiałem z producentami ze Studio Canal+ i opowiadali mi, jak jeden francuski producent chciał nakręcić film o rosyjskiej oligarchii. Tyle, że nie miał o tym pojęcia. Jego percepcja była wyobrażeniem Rosji kogoś jedzącego francuską bagietkę w paryskiej kawiarni. Zero realizmu rosyjskich ulic. Mam 48 lat i pamiętam jeszcze komunizm. Rozumiem, skąd się wziął i jaka jest istota jego absurdów, które są dziś widoczne w systemie Putina.
Putin do tej pory nie doczekał się filmowej biografii. Jego postać występuje w programach satyrycznych programach, ale twój "Putin" jest pierwszą próbą całościowego spojrzenia na rosyjskiego dyktatora w kinie zachodnim.
- Filmowcy boją się opowiadać o Putinie, bo wpływy rosyjskie w zachodnich krajach są wciąż duże. To niesamowite, że tak demokratyczne miejsce jak Wielka Brytania było tak bardzo otwarte na rosyjską oligarchię i rosyjskie pieniądze. "Putin" nie jest tylko filmem o przeszłości, ale jest też o teraźniejszości. Pokazuję życie Putina na przełomie 60 lat, ale dotykam też tego, co dzieje się teraz i tutaj. Pokazuję też przyszłość i śmierć Putina. Chciałem, by "Putin" był opowieścią uniwersalną i atrakcyjną dla widzów z całego świata. Sprzedaliśmy film na 64 rynki światowe, gdzie percepcja Rosji i Putina jest najróżniejsza. Na przykład w Afryce patrzy się na niego przez pryzmat armii Priżogina, która brała udział w montowaniu na tym kontynencie dyktatur i robieniu przewrotów. Inaczej na Putina patrzą w Brazylii i w RPA, a inaczej w Korei Południowej, gdzie usłyszałem od dystrybutora, że Chiny są zaangażowane w wojnę na Ukrainie. Jeszcze inaczej na to patrzy się w USA, które szykują się na konflikt z Chinami...
W USA problemem też jest rosyjska propaganda, która korzysta z samych metod co w czasie "zimnej wojny". Wtedy infekowała amerykańską lewicę, co najmniej pobłażliwie patrzącą na komunizm, a dziś infekuje alt prawicę, której czołowy przedstawiciel Tucker Carlson lata do Moskwy, by kolanach robić wywiady z Putinem.
- W Europie alt prawica też jest zapatrzona w Rosję. Dla mnie jednak każda autokracja jest złem. Pokusa autokratyzmu jest wszędzie, gdy władza jest w jednym ręku. W USA opozycja Trumpa jest przestraszona tym, że Kongres i Biały Dom jest w rękach człowieka, który ma rozbuchane ego. Łatwo jest stracić kontakt z rzeczywistością w takim momencie. Jeżeli nie masz tego potrzebnego balansu, to zaczynasz wierzyć w alternatywną rzeczywistość. Jak Putin. O tym jest też mój film. O zatraceniu się we władzy.
Nie sądzę, by Putin miał coś przeciwko pokazaniu go jako autokraty albo nawet dyktatora. On nie ukrywa czym jest dla niego rosyjski mesjanizm i ruski mir. Cały jego PR jest zbudowany na wizerunku twardziela i silnego mężczyzny. Nowego Cara. Ty jednak pokazujesz go w pierwszej scenie jako trzęsącego się słabeusza w pieluchach. To już kogoś takiego jak Putin może realnie wkurzyć.
- Dopuszczam do siebie myśl, że to może się zdarzyć, choć nie sądzę, by Putin mój film obejrzał. Ma inne zmartwienia na głowie niż film jakiegoś tam reżysera z Polski. Rozmawiałem z wybitną specjalistką od Rosji Krystyną Kurczab-Redlich i ona zwróciła uwagę na ciekawą kwestię. Ona uważa, że Putin jest tchórzem. Prawdziwy twardziel nie musi każdego dnia tego powtarzać i udowadniać na zdjęciach, że jest nieustraszony. Putin panicznie boi się śmierci, czego dowodem jest jego karykaturalna ostrożność podczas pandemii koronawirusa, gdy separował się od rozmówców. O ile nie jesteś psychopatą, to wiesz, że będziesz musiał zapłacić w pewnym momencie za to, co zrobiłeś w życiu. Gdyby obejrzał mój film, to może by przejrzał się w lustrze, gdzie zobaczyłby tchórzliwego człowieka. Słabego i uciekającego. Jak by zareagował, ktoś o takim ego? To ciekawe.
Ciekawe, jakby zareagował na swoją twarz wygenerowaną w filmie przez AI. Skąd taka zupełnie nowatorska decyzja? Dlaczego nie chciałeś, żeby to aktor zagrał Putina?
- Ludzie boją się Putina, którego wizerunek jest wszechobecny. Towarzyszy nam każdego dnia w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Ludzie boją się tego, czego nie rozumieją, a Putin ciągle straszy trzecią wojną światową i wojną atomową. Chciałem, by ludzie zobaczyli twarz Putina w innym wymiarze niż ten znany z mediów. Chciałem, by przestali się go bać. Dlatego pokazuję moją wizję jego śmierci. Nie widzę innej możliwości zakończenia wojny niż poprzez wyeliminowanie Putina, który realizuje po kolei wszystkie kroki do zbudowania totalitaryzmu z "1984" Georga Orwella. Na ich czele jest zbudowanie wizerunku wroga, jakim dziś jest Ukraina. Jutro będzie to inny kraj. Kazachstan, Estonia albo Polska. Rosjanie są wychowywani w kulcie wojny i są do niej przygotowywani przez całe życie. Duża część Rosji to prymitywizm, lejąca się wódka i degeneracja. My ucząc się alfabetu mówimy A jak Ala, B jak Beata. Rosjanie mówią C jak czołg i K jak karabin.
Putin musiał też zbudować zupełnie nową i spójną narracje dla Rosjan. Po upadku Związku Radzieckiego musiał znaleźć idee, która połączy znów Rosjan i da im wiarę w wielkość tego kraju. Uznał, że zrobi to nacjonalizm i religia. On nie odwołuje się przecież do międzynarodowego komunizmu Lenina. On odwołuje się do Stalina, który grał nutami nacjonalizmu. Wróćmy jednak do wykorzystania w filmie sztucznej inteligencji, bo od niej odbiegliśmy.
- Byłem od początku przekonany, że widzowie muszą zobaczyć prawdziwą twarz Putina na ekranie, co pozwoli im oczyścić własne emocje związane z tą postacią. Szczególnie, że wojna toczy się cały czas i oglądamy Putina codziennie w telewizji. Nawet najlepszy aktor w niego się wcielający, nie poruszy emocji, na których mi zależy. Tego rodzaju tygrys w klatce musi być obserwowany z bardzo bliska. Stworzenie takiego obrazu nie było łatwe. Nie mogliśmy zadzwonić do niego i powiedzieć: "Hej, Wołodia, przyjdź do studia, byśmy zrobili 20 tys. ujęć twojej twarzy z każdego kąta i pod każdym oświetleniem'. Dlatego wszedłem we współpracę z dwoma studiami z Los Angeles i jednym z Londynu, które na podstawie dostępnych zdjęć Putina w wysokiej rozdzielczości stworzyły deep fake. Wyglądało to fatalnie, bo sztuczna inteligencja nie umie odczytać i nie rozumie ludzkich emocji. Nie jest w stanie stworzyć realistycznych ludzkich oczu, które są przecież lustrem duszy. Deep fake sprawdza się w krótkich filmach oglądanych na telefonie, ale w dwugodzinnym filmie na dużym ekranie to po prostu nie działa. Przeczytałem wtedy historię Gariego Kasparowa, który przegrał w szachy z superinteligentnym komputerem, więc wziął do pomocy średnio inteligentny komputer i wygrał. Dlatego postanowiliśmy stworzyć samemu rodzaj AI, używając go jako sparing partnera i nie opierać się w 100 procentach na sztucznej inteligencji. Przez dwa lata stworzyliśmy dziewięć silników do nakładania efektów. To był żmudny proces, ale dzięki temu 80 proc. efektu udało się uzyskać na ostatniej prostej dzięki kooperacji AI z kreacją człowieka. Nazwaliśmy tą technologię ExisAI (od słowa existence). Dalej zamierzam ją rozwijać.
AI z jednej strony, ale z drugiej mamy religię, co jest znakiem rozpoznawczym twojego kina w ostatnich latach. Opowiadasz o Putinie przez pryzmat jego walki dobra ze złem. Ba, pokazujesz osobowe zło w wymiarze dosłownym. Putinowi towarzyszą na ekranie upadłe anioły.
- Zrobienie filmu, który byłby wyłącznie odhaczaniem faktów, byłoby nieznośne. Nie byłem w stanie identyfikować się z Napoleonem w ostatnim filmie Ridleya Scotta, który zrobił filmowy bryk historyczny. U mnie ta warstwa jest, ale obok rozgrywa się warstwa głębsza. Putin nie jest politykiem amerykańskim, o którym wiemy prawie wszystko. On jest ukryty za mitologią. Nie ma o jego życiu danych w bibliotekach, bo był agentem KGB. Teraz jest propaganda, która ukrywa wszystko, co dla niego niewygodne. Wszedłem w kooperacje z generałami z NATO i ludźmi z Mosadu. To pozwoliło nam na realistyczne oddanie scen militarnych czy odpowiedzieć na pytanie o pozyskanie przez Putina technologii satelitarnej przez kontakty z ludźmi z Izraela. Koledzy z Rosji narażali swoją wolność i przemycali dla nas różne materiały, na czele z mundurami wojskowymi, które musieliśmy odtworzyć. Na bazie historycznej ten film jest oparty na faktach. Moją wizją jest jego śmierć plus sprasowałem postaci pięciu petersburskich bandytów do jednego gangstera, by łatwiej było pokazać związki Putina ze światem przestępczym. Natomiast miałem przeświadczenie, że to nie wystarcza do opowiedzenia historii tego człowieka. Ten film ma być instrukcją obsługi do Putina i ma pokazać reguły gry, by widz mógł obłaskawić swój własny lęk.
Instrukcja kryje się w duszy Putina?
- W mojej ocenie jako człowieka wierzącego nikt nie rodzi się zły. Człowiek złu ulega. Każdy z nas, o ile nie jest psychopatą, na początku był niewinnym dzieckiem. Tylko czasem w życiu człowieka dzieje się coś, co staje się punktem zwrotnym, który jest początkiem drogi do zatracenia. W mojej ocenie to, że Putin nie był ochrzczony jako nieślubne dziecko, od razu zdeterminowało jego życie w negatywny sposób. Potem doświadczenie porzucenia przez matkę uderzyło w jego emocje na tyle mocno, że sformatowało go na przyszłe lata. Jego chrzest w 1993 roku w Jerozolimie jest dowodem na to, że walka światłości i ciemności w jego duszy się odbywała. On będąc tam na delegacji, poprosił metropolitę Feodoksija o akt chrztu. Było to w warunkach polowych, co pokazuje, że była to decyzja nagła i szczera.
Nie można zrozumieć putinizmu w oderwaniu od jego związków z Cerkwią. Putinowski mesjanizm ma swoje podłoże religijne. Rosyjska propaganda przedstawia Ukrainę jako satanistyczne i upadłe moralnie państwo.
- Moim zdaniem to jest akurat cynizm, wpisujący się w potrzebę dehumanizowania wroga. Nie sądzę, by on wierzył w to, że Ukraina jest państwem satanistycznym. Naziści też dehumanizowali wroga, by łatwiej go było wyeliminować. Gdy Putin przyjmował chrzest, nie był prezydentem, więc nie posądzam go o czysty PR. Mam przeświadczenie, że nawet najgorszy człowiek ma w sobie tlącą się iskrę światła, ale wieloletnia kolaboracja ze złem czyni ją niemal niemożliwą do odnalezienia. Teraz jednak Putin wykorzystuje religię w celu czysto politycznym.
"Putin" ma rożną konstrukcję na światowych rynkach. Jak Polska wersja filmu różni się np. od tej azjatyckiej?
- W Azji film zaczyna się od wojny na Ukrainie, która w polskiej wersji jest opowiedziana bardziej linearnie. Na Ukrainie film ma tytuł "Śmierć Putina", co wynika z tego, że Ukraińcy mają w sobie ogromną potrzebę odwetu. Nie przez przypadek nakręcono ukraiński film o wiedźmie mordującej rosyjskich żołnierzy. Tytuł to "Wiedźma z Konotopu". Dystrybutor ukraiński chciał okroić sceny dzieciństwa Putina, bo miał poczucie, że te sceny ocieplają jego wizerunek i uczłowieczają go. Amerykanie z kolei nie rozumieją wielu rzeczy historycznych.
W którejś wersji zmieniłeś wymiar duchowy?
- Nie. Kwestia religijna jest dla mnie rdzeniem niezbędnym do opowiedzenia tej historii. Postawiłem warunek sine qua non wszystkim, że to musi zostać. Zresztą chcemy stworzyć na platformy streamingowe wersję 3,5-godziną w formie serialu, gdzie rozwiniemy jeszcze cały wątek dzieciństwa Putina i upadku dziecka Samiela. On jest dłuższy o 25 minut od tego, który zobaczą widzowie w polskich kinach.
Samiel, czyli Anioł śmierci. To też imię Szatana. Do tego pojawia się Legion, którego imię znamy z Nowego Testamentu. Demonologia w pełnym wymiarze.
- Ja uważam, że samo psychologizowanie Putina jest niewystarczające. Jako osoba wierząca tak odbieram rzeczywistość. Jako walkę dobra ze złem. Światła z ciemnością. Postać Putina wydała mi się do tego idealna. Nie ukrywam, że mam poczucie misji i powołania, by opowiadać różne historie przez pryzmat wiary. Szukam wciąż na to idealnego sposobu i wiem, jakie błędy popełniłem w poprzednich filmach. Zależy mi na przyciąganiu widzów z taką wrażliwością. Szczególnie tych młodszych.
Profesor Andrzej Dragan pokazał ostatnio w klipie Quebonafide, że z pomocą AI można w ciągu jednego dnia nakręcić teledysk, przy którym do niedawna musiałaby pracować wielka ekipa. Czy to co zrobiłeś w "Putinie" z AI, nie jest kręceniem sobie samemu bicza? Może filmowcy przestaną być niedługo potrzebni.
- Ja jestem przeświadczony o tym, że wszyscy artyści znikną. Stanie się to prędzej niż później. Możemy sobie dyskutować na temat strajków scenarzystów w Hollywood i kontestować kino z AI na festiwalach. Filmowcy to robią, bo nie chcą dopuścić myśli, że stracą władzę. Ludzie boją się panicznie utraty bezpieczeństwa. Odwracanie głowy od lodowej skały, która zbliża się do Titanica nic jednak nie zmieni. Świat kina z założenia nie chce kooperować ze sztuczną inteligencją i to moim zdaniem jest dla nich zabójcze. Równolegle i tak wyrośnie świat kreacji oparty na AI, który pożre kino w perspektywie najbliższych lat. Nie dziesięcioleci, ale lat. Ja jestem na to gotowy i opracowuję nowe technologie. Człowiek nie może obrażać się na AI. Musi z nią kooperować.
I ty pewnie masz już pomysł na kooperacje.
- Chcę zbudować zupełnie nowe medium, które jeszcze nie istnieje. Zabrzmi to górnolotnie, ale marzę o tym, żeby zmienić bieg historii kina i stać się liderem w nowym przemyśle, który połączy AI z kinem. Mam ku temu predyspozycje. Wiesz dlaczego? Bo nie boję się uśmiercić samego siebie jako filmowca. Nie boję się szukać nowej drogi.