"Operacja Maldoror" doskonale wpisuje się w modne dziś teorie spiskowe o pedofilskich siatkach, które kierowane są przez bogate elity. Film Fabrice'a du Welza jest zainspirowany prawdziwą sprawą seryjnego mordercy Marca Dutrouxa, która w latach 90. wstrząsnęła Belgią. Bliżej jednak jest tutaj do fikcji "Pewnego razu... w Hollywood" niż realiów tego, co wówczas się zdarzyło.
Fabrice du Welz zresztą otwarcie przyznaje, że inspirował się filmem Quentina Tarantino. Nie stylistycznie, ale w kontekście zabawy alternatywną historią, nie mniej przerażającą niż mord na Cielo Dr w 1969 roku. Dutroux został w 1996 roku skazany na dożywocie za porwanie sześciu dziewczynek, które spotkał straszny los. Pierwszy raz został aresztowany w 1989 roku, ale po trzech latach wyszedł na wolność, co spowodowało, że dalej popełniał zbrodnie.
Wokół sprawy narosło wiele teorii spiskowych, natomiast skandaliczne zaniedbania belgijskiego wymiaru sprawiedliwości doprowadziły do masowych protestów. 20 października 1996 roku 300 tysięcy Belgów wzięło udział w Białym Marszu przeciwko patologiom systemowi sprawiedliwości. Du Welz mówi, że ta sprawa była dla niego traumatyzująca. "Operacja Maldoror" bez wątpienia jest dla niego rodzajem egzorcyzmowania własnych lęków. Nad projektem pracował piętnaście lat.
Widać tutaj wyraźne wpływy amerykańskiego policyjnego kina lat 70. Sidneya Lumeta. Poświęcający się w imię prawdy idealistyczny policjant, walczący samotnie ze skorumpowanym systemem, to też istota amerykańskiego westernu, którego elementy w belgijskiej opowieści są obecne.
Ideowym policjantem/szeryfem jest żółtodziób - żandarm Paul Chartnier (Anthony Bajon), który odkrywa, że śledztwo w sprawie porwań może być "skręcone" przez ludzi na świeczniku. Poznajemy go jako młodego stróża prawa biorącego ślub z Jeanną Ferrarą (Alba Gaïa Bellugi). Weselna radość jest ostatnim czasem niewinności Paula, który swoją drogą już w otwarciu filmu pokazuje, że ma też niepokojąco agresywne oblicze. Jego ojciec trafił do więzienia, a matka przez całe życie była niestabilna emocjonalnie.
Wejście do wielkiej włoskiej rodziny daje mu miłość, o jakiej zawsze marzył. To właśnie osobiste szczęście będzie musiał położyć na szali, walcząc samotnie z pedofilską szajką. Du Welz nawiązuje w tym wątku do najsłynniejszych wesel w kinie lat 70., na czele z "Łowcą jeleni" Michaela Cimino, gdzie weselna zabawa również zwiastowała nadejście mrocznego świata. W "Operacji Maldoror" ten świat jest wyjątkowo odrażający. Symbolizuje go przerażająca kreacja Sergi Lopeza jako oślizgłego potwora Marcela Dedieu.
Spodoba się ta opowieść tym, którzy lubią historie samozwańczych mścicieli naprawiających niemoc państwa własnymi rękoma. Nie ma to tylko wymiaru amerykańskiego, choć Paul zamienia się powoli na ekranie w alter ego Charlesa Bronsona. Słyszymy w pewnym momencie jak jego włoska familia rozprawia nad bezsilnością belgijskich władz. "U nas byłoby to nie do pomyślenia. Wstydzę się, że mieszkam w Belgii"- mówi gniewnie pochodzący z Sycylii stryj Jeanny.
Bez wątpienia Cosa Nostra dopadłaby pedofila szybciej niż belgijscy żandarmi. Wątek włoskiej familii rozciąga "Operację Maldoror" do 155 minut seansu, ale też nadaje kontekstu wyborom, jakie podejmuje Paul. Czy są słuszne? Anthony Bajon ciekawie penetruje labirynt duszy swojego mściciela. Swoją drogą klimat "Labiryntu" Dennisa Villenueva też tutaj jest. Nie jest belgijski thriller przełomem w swoim gatunku, ale jego konsekwencja stylistyczna, świetna główna rola i ukazanie klimatu Belgii lat 90. szybko przykuwają do ekranu. Fani wczesnego Davida Finchera będą zadowoleni.
7,5/10
"Operacja Maldoror", reż. Fabrice Du Welz, Belgia 2024, dystrybutor: Velvet Spoon, premiera kinowa: 28 marca 2025 roku.