Mąż zniszczył jej karierę? Poznała go na planie filmowego koszmaru
Za kamerą "Barw nocy" zasiadł Richard Rush, uznany reżyser, który powracał do zawodu po 14 latach przerwy. W roli głównej wystąpił Bruce Willis, jeden z najpopularniejszych w tamtym czasie aktorów. Film promowano jako zmysłowy thriller, pełen napięcia i zaskakujących zwrotów akcji. Miał być hit, wyszło jak zwykle. Film do dziś uchodzi za jeden z najgorszych w historii. 19 sierpnia 2024 roku mija 30 lat od premiery niesławnych "Barw nocy" Richarda Rusha.
"Barwy nocy" opowiadały o psychiatrze Billu Capie (Bruce Willis), który nabawia się awersji do koloru czerwonego, gdy jedna z jego pacjentek ginie na jego oczach. Chcąc dojść do siebie, wyjeżdża do kolegi po fachu Boba Moore’a (Scott Bakula), który umieszcza go w grupie wsparcia. Gdy przyjaciel zostaje zamordowany, Capa postanawia rozwikłać zagadkę jego śmierci.
Psychiatra podejrzewa, że zabójcą jest jeden z członków grupy. Jednocześnie rozpoczyna romans z Rose (Jane March), która wydaje się w jakiś sposób powiązana z tragicznym wydarzeniem. Wkrótce na jaw wychodzi zaskakująca (przynajmniej dla Capy, bo ogromna cześć widzów nie dała się zwieść nieprzekonującej charakteryzacji) prawda – Rose uczestniczyła w grupie wsparcia, podając się za Richie’ego, swojego dawno zmarłego brata. Natomiast morderca jest z nią blisko związany...
Dla Rusha był to pierwszy film od czasu "Kaskadera z przypadku" z 1980 roku, za którego otrzymał nominację do Oscara. Chociaż Willis słynął już wtedy z trudnej współpracy, jego relacje z reżyserem były bardzo dobre. Rush mówił później, że podziwia warsztat aktora oraz jego podejście do zawodu.
Inaczej wyglądała jego współpraca z Jane March. Aktorka, młodsza od Willisa o 18 lat, musiała z nim zagrać w wielu odważnych scenach. Przed nakręceniem pierwszej z nich stwierdziła, że nie rozbierze się przed kamerą. Rush był zły, ponieważ jej kontrakt wyraźnie zaznaczał udział w sekwencjach o wiadomym charakterze. Później wspominał, że pertraktowanie z nią w tej sprawie było najgorszym momentem w jego karierze. March udało się w końcu przekonać.
Nie był to jednak koniec kłopotów związanych z aktorką. Carmine Zozzora, współproducent i przyjaciel Willisa, od początku był nią zauroczony. Prace nad filmem rozpoczęły się w marcu 1993 roku, tymczasem oboje stanęli przed ołtarzem już w czerwcu. Świadkowali im Willis i Demi Moore, jego ówczesna żona. Gdy rozpoczęły się zdjęcia, Zozzora okazał się bardzo zazdrosny. Interweniował podczas odważniejszych scen, udzielał wskazówek Willisowi i dyskutował z Rushem. Sfrustrowany reżyser wyrzucił go w końcu z planu. Rush wspominał później, że mąż miał negatywny wpływ na aktorską przyszłość March. Chociaż otrzymywała ona dużo propozycji, Zozzora, który pełnił także funkcję jej agenta, wymagał, by każdy film, w którym weźmie udział jego żona, zatrudnił go jako producenta. W rezultacie jej kariera nie mogła się rozwinąć. Para ogłosiła separację w 1997 roku, a cztery lata później sfinalizowano ich rozwód.
Najgorzej układała się jednak współpraca Rusha z Andrew Vanją, głównym producentem filmu. Gdy dzieło zostało ukończone, obaj mieli różną wizję ostatecznej wersji montażowej. Vanja optował za nieco ponad dwugodzinnym metrażem. Z kolei Rush chciał, żeby do kin weszła wersja trwająca 140 minut, która według niego lepiej rozwijałaby intrygę oraz relacje między postaciami.
Obaj zgodzili się, że przeprowadzą pokazy próbne w wybranym kinie. Po seansach widzowie jednoznacznie wskazali na wersję Rusha. Vanja postanowił wtedy zwolnić reżysera. Do kin weszła jego wizja "Barw nocy". Jak nietrudno się domyślić, spotkała się z przytłaczającą krytyką. Rush wysłał swoją wersję do trzech krytyków, którzy napisali najgorsze recenzje filmu. Wszyscy zgodzili się, że jego wypadła o wiele lepiej. Przekonało to Vanję, który zgodził się, by kopie VHS zawierały wersję przygotowaną przez reżysera.
Recenzje "Barw nocy" były jednoznacznie negatywne. Roger Ebert, jeden z ojców krytyki filmowej, napisał, że był "oszołomiony" ilością absurdalnych zwrotów akcji. Z kolei Gene Siskel określił występ Willisa "osiągnięciem dna w jego staczającej się karierze filmowej". Krytyk Todd McCarthy pochwalił niektóre sceny, które nazwał "zmysłowymi". Zaraz zaznaczył, że są one zbyt krótkie, by kogokolwiek obchodziły.
Krytycy porównywali "Barwy nocy" do innych thrillerów, między innymi "Fatalnego zauroczenia" i "Nagiego instynktu". Zaznaczali, ze poprzednie filmy o wiele lepiej wykorzystywały jego formułę. Krytykowano także zwrot akcji o podwójnej tożsamości postaci granej przez March. Niektórzy przypominali, że podobne zagranie przyniosło Oscara Neilowi Jordanowi za scenariusz "Gry pozorów". W porównaniu z nią "Barwy nocy" okazały się nieudolną imitacją.
Film okazał się klęską finansową. Przy 40 milionach dolarów budżetu zarobił jedynie niecałe 20 milionów. Sukces przyszedł po premierze na kasetach VHS. Produkcja znalazła się wśród dwudziestu najchętniej wypożyczanych filmów w 1995 roku.
Dzieło Rusha otrzymało dziewięć nominacji do Złotych Malin, czyli nagród przyznawanych za najgorsze filmowe osiągnięcia. Wyróżniono między innymi Willisa (także za jego występ w "Małolacie", innej powszechnie znienawidzonej produkcji) i Rusha. March otrzymała nominację w dwóch kategoriach – najgorsza główna rola kobieca (Rose) i najgorsza drugoplanowa rola męska (Richie). Ostatecznie "Barwy nocy" otrzymały tylko jedną Malinę – tę najważniejsza, dla najgorszego filmu roku. Film wciąż cieszy się jednak popularnością wśród miłośników kina "tak złego, że aż dobrego".