Gene Hackman: Nowe fakty w sprawie śmierci
W czwartek cały świat pogrążył się w smutku na wieść o śmierci legendarnego aktora Gene'a Hackmana i jego żony Betsy Arakawy. Od początku okoliczności towarzyszące temu przykremu zdarzeniu budzą kontrowersje, a co za tym idzie ogromną ciekawość opinii publicznej. Właśnie poznaliśmy nowe fakty w tej sprawie.
Przypomnijmy, że o śmierci Gene'a Hackmana i jego małżonki Betsy Arakawy poinformował dzisiaj szeryf hrabstwa Santa Fe Adan Mendoza.
Jednocześnie zapewnił on, że nie ma bezpośrednich dowodów wskazujących na udział w zdarzeniu osób trzecich. "Jedyne, co mogę powiedzieć, to że jesteśmy w trakcie wstępnego dochodzenia w sprawie śmierci i czekamy na zatwierdzenie nakazu przeszukania" - stwierdził szeryf hrabstwa Santa Fe cytowany przez "The Sun".
Kilka godzin później nowe światło na całą sprawę rzuciła wypowiedź córki aktora. W rozmowie z serwisem TMZ podzieliła się ona niespodziewanymi informacjami.
Według Elizabeth Jean przyczyną śmierci jej ojca i jego żony mogły być szkodliwe opary emitowane przez znajdujące się w pobliżu posiadłości przedsiębiorstwo. Firma gazowa, która miała za nie odpowiadać, potwierdziła, że współpracuje ze służbami w celu wyjaśnienia okoliczności zdarzenia.
Służby zajmujące się dochodzeniem w sprawie nagłej śmierci Hackmana nie skomentowały na ten moment doniesień Jean. Poinformowały za to, że aktor, jego żona oraz ich pies zostali znalezieni w oddzielnych pokojach i wydawali się "martwi od jakiegoś czasu".
Tymczasem redaktorzy wspomnianego serwisu TMZ dotarli do nakazu przeszukania domu Hackmana. W dokumencie napisano, że "śmierć dwójki zmarłych jest na tyle podejrzana, że wymaga dokładnego przeszukania posiadłości i dochodzenia".
Okazało się również, że ciało artysty i jego żony odkryli zatrudnieni przez 95-latka konserwatorzy. Ostatni raz widzieli się oni z właścicielami mniej więcej dwa tygodnie wcześniej.
"Osoby zgłaszające zdarzenie opisały, że drzwi wejściowe były niezabezpieczone. Nie znaleziono żadnych śladów włamania. Funkcjonariusze zauważyli psa biegającego luzem po posesji, innego zdrowego psa w pobliżu zmarłej kobiety i martwego owczarka niemieckiego leżącego w łazience obok niej. Na podłodze były rozsypane tabletki. W innym pomieszczeniu znaleziono zmarłego mężczyznę" - opisało TMZ.
Do mediów trafiła właśnie rzeczona rozmowa jednego z konserwatorów z dyspozytorem. Jej szczegóły są poruszające.
Mężczyzna z trudem powstrzymując łzy zadzwonił na numer alarmowy 911, błagając o pomoc. Był do tego stopnia roztrzęsiony, że nie był w stanie powiedzieć, ile ciał znalazł. Nie potrafił stwierdzić, jakiej płci są ofiary ani określić ich wieku. Stwierdził jedynie, że z wnętrza domu nie dochodzą żadne dźwięki.
Na ten moment wiadomo, że teoria o śmiercionośnych oparach nie znalazła jak na razie potwierdzenia. Na miejscu zdarzenia pojawiła się bowiem straż pożarna, a także specjalistyczna firma z Nowego Meksyku. Nie stwierdziły one żadnych oznak wycieku gazu. "Do tej pory nie znaleziono żadnych oznak czy dowodów wskazujących na problemy z rurami w domu i wokół niego" - podkreślono.
Gene Hackman i Betsy Arakawa byli martwi już na długo przed tym, zanim ich znaleziono. Ich ciała uległy już bowiem częściowemu rozkładowi. W materiale TMZ można przeczytać o "opuchniętych twarzach oraz plamach opadowych na dłoniach i stopach".