Czołowy hollywoodzki producent oskarżony o stosowanie przemocy
Producent filmowy Scott Rudin, który ma na swoim koncie takie hity, jak "Social Network", "To nie jest kraj dla starych ludzi" czy "Grand Budapest Hotel", znalazł się w opałach. Portal The Hollywood Reporter opublikował relacje jego współpracowników, z których wynika, że był koszmarnym szefem. Miewał częste napady furii, nie unikał rękoczynów, obrażał innych i stosował mobbing.
Jednym z najbardziej dramatycznych wspomnień podzieliła się Caroline Rugo, która pracowała dla Rudina od 2018 r., a obecnie związana jest z Netfliksem.
"Rzucił laptopem w okno sali konferencyjnej, a potem poszedł do kuchni i słyszeliśmy, jak uderza w dozownik do chusteczek. Innym razem rzucił w kolegę szklaną misą. Trudno powiedzieć, czy celował konkretnie w niego, ale naczynie rozbiło się o ścianę. Kobieta z działu HR dostała ataku paniki i musiała zabrać ją karetka. To było takie środowisko" - relacjonowała.
Kiedy jeden z asystentów nie zdołał mu kupić biletu na samolot, bo nie było już wolnych miejsc na ten lot, roztrzaskał na jego dłoni monitor komputera. W efekcie niezbędna była pomoc medyczna, gdyż rana intensywnie krwawiła. Podczas swojej długiej kariery Rudin miał skrzywdzić setki osób. Po doświadczeniu ciężkiej traumy część z nich miało porzucić pracę w branży.
Od lat w mediach pojawiały się doniesienia o nagannym zachowaniu Rudina. Już to, że w 2005 r. w rozmowie z "Wall Street Journal" przyznał, że miał 119 asystentów w ciągu pięciu lat, sugerowało, że był bardzo problematycznym szefem. Jednak dopiero w epoce #MeeToo za mobbing grozi mu potępienie i lawina pozwów sądowych. Wkrótce się okaże, czy podzieli on losy skompromitowanego Harveya Weinsteina.