Po „Och, Karol” brakowało mu na chleb! Szokujące wyznania Jana Piechocińskiego
Jan Piechociński, niezapomniany „Karol” z kultowej komedii PRL-u, zdobył serca widzów, ale jego droga zawodowa była pełna wyzwań. Po latach aktor ujawnia, jak rola kobieciarza wpłynęła na jego życie i dlaczego przez pewien czas brakowało mu nawet na chleb.
Jan Piechociński to aktor, którego twarz na stałe wpisała się w historię polskiego kina lat 80. Choć sławę przyniosła mu rola w komedii "Och, Karol", jego droga na szczyt nie była prosta. Co ciekawe, zanim zadebiutował na ekranie, próbował swoich sił w zupełnie innych dziedzinach.
Kariera aktorska nie była pierwszym wyborem Jana Piechocińskiego. Urodzony w 1950 roku, początkowo skupił się na ścieżce edukacyjnej związanej ze sportem i naukami ścisłymi - ukończył technikum sportowe, a później studiował fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że to nie dla niego.
Po nieudanych próbach studiowania polonistyki i prawa, Piechociński w końcu trafił na Państwową Wyższą Szkołę Filmową w Łodzi. To właśnie tam odkrył swoje prawdziwe powołanie, które zaprowadziło go na plan filmowy. Debiutował w roli Mieszka I w filmie "Gniazdo", jednak to rola w komedii "Och, Karol" przyniosła mu największą popularność.
Rola tytułowego bohatera w filmie "Och, Karol" była dla Piechocińskiego przełomem. Reżyser Roman Załuski dostrzegł aktora w jednym z jego wcześniejszych występów i uznał, że świetnie sprawdzi się jako komediowy kochanek. Jak wspomina Piechociński, Załuski uprzedził go, że to komedia erotyczna - na tamte czasy dość odważne kino.
Film opowiadał o życiu Kuby Brennera - mężczyzny, który jest niepoprawnym kobieciarzem. Produkcja okazała się wielkim hitem, a sam film został nazwany "najbardziej niegrzeczną komedią PRL-u". Fani dosłownie oszaleli na punkcie Piechocińskiego, choć produkcja długo czekała na premierę z powodu cenzury, która niechętnie patrzyła na wątki społeczne, takie jak system kartek na żywność.
Choć rola Karola przyniosła Piechocińskiemu popularność, miała też swoje ciemne strony. Aktor stał się tak silnie kojarzony z postacią kobieciarza, że po premierze filmu przestał dostawać propozycje głównych ról. "Po występie w tym filmie nie otrzymałem żadnej propozycji zagrania głównej roli!" - wyznał w wywiadzie. Jego sytuacja finansowa zaczęła się pogarszać, a role epizodyczne nie przynosiły wystarczających zarobków. Zdarzało się, że brakowało mu na podstawowe potrzeby.
Sytuacja zmieniła się w 1997 roku, kiedy Piechociński dostał angaż w serialu "Klan", gdzie wcielił się w postać Feliksa Nowaka. To właśnie ta rola pozwoliła mu wrócić na prostą i utrzymać się w zawodzie. "Gdyby nie ten angaż, prawdopodobnie nie miałbym za co dalej żyć," wspominał. Później dołączył również do obsady "Na Wspólnej", co umocniło jego pozycję w świecie seriali.
Ostatnią filmową rolą Piechocińskiego była postać księdza w kontynuacji "Och, Karol" z 2011 roku. W tej odsłonie błogosławił współczesnego Karola, granego przez Piotra Adamczyka, co nadało filmowi wyjątkowy, symboliczny wymiar. Aktor, choć już nie na pierwszym planie, pozostaje w pamięci widzów jako jeden z najbardziej charakterystycznych artystów polskiego kina lat 80.
Zobacz też:
Taką emeryturę ma Jan Piechociński. Kwota może zaskoczyć
Jan Piechociński: Podejrzewano go o liczne romanse. Dopiero niedawno wyznał całą prawdę
Krzysztof Pieczyński: Od 2020 roku nie wystąpił na ekranie. Za które role go pamiętamy?