Reklama

"Wilkołak" [recenzja]: Za górami, za lasami...

W polskim kinie o II wojnie światowej zwykło się mówić w zimny, realistyczny sposób - wystarczy przypomnieć sobie takie tytuły, jak zeszłoroczna "Zgoda" czy docenione na Zachodzie "W ciemności". Za samą odwagę opowiedzenia o ofiarach obozu koncentracyjnego w konwencji mrocznej baśni z elementami horroru, Adrian Panek powinien więc zebrać laury. Paradoksalnie jego oniryczny eksperyment pokazuje przerażające realia po Holocauście lepiej, niż dziesiątki naturalistycznych dramatów.

W polskim kinie o II wojnie światowej zwykło się mówić w zimny, realistyczny sposób - wystarczy przypomnieć sobie takie tytuły, jak zeszłoroczna "Zgoda" czy docenione na Zachodzie "W ciemności". Za samą odwagę opowiedzenia o ofiarach obozu koncentracyjnego w konwencji mrocznej baśni z elementami horroru, Adrian Panek powinien więc zebrać laury. Paradoksalnie jego oniryczny eksperyment pokazuje przerażające realia po Holocauście lepiej, niż dziesiątki naturalistycznych dramatów.
Nicolas Przygoda i Sonia MIetielica w scenie z "Wilkołaka" /materiały prasowe

Jest rok 1945, moment ucieczki Niemców z terenów Polski. Ośmioro wyzwolonych z obozu Gross-Rosen dzieci trafia do prowizorycznego sierocińca, utworzonego na terenie zrujnowanego pałacyku. Pod okiem Jadwigi (Danuta Stenka) zdziczali i wygłodzeni więźniowie mają wrócić do normalności. Wokół nowego domu wkrótce jednak zaczynają krążyć wypuszczone z obozu wilczury, rozsmakowane w ludzkiej krwi. By przeżyć grupa dzieci musi dokonać rzeczy najtrudniejszej - po traumach Gross-Rosen nauczyć się sobie ufać. Na przeszkodzie stają im głód, pragnienie i niemy konflikt pomiędzy trojgiem najstarszych: Hanką (Sonia Mietielica), Jankiem (Nicolas Przygoda) i Władkiem (Kamil Polnisiak).

Jak przystało na przypowieść, w "Wilkołaku" nie chodzi wcale o czyhające na dzieci wilczury, stanowiące jedynie metaforę obozowych wspomnień. Z większą uwagą reżyser przygląda się swoim bohaterom, którzy, nomen omen, potrafią być wobec siebie bardziej okrutni, niż czworonogie bestie. W nowym filmie Adriana Panka sztafaż horroru jest prowokacją - zarówno dla widza, jak i dla bohaterów. Pojawienie się zagrożenia naturalnie wyciąga z dzieci wszystkie najgorsze wspomnienia i rozbudza instynkt przetrwania, wykluczający racjonalizm i empatię. Widza natomiast prowokuje do włączenia własnych emocji, od niepokoju, przez strach, aż po wzruszenie, dzięki czemu można spojrzeć na film Panka jak na obraz uniwersalny, dalece wykraczający poza ramy historii. To obraz o winie i odkupieniu. Obraz o przebaczaniu.

Reklama

Nie wszystko działa tu jednak doskonale. Dla wielu nawet ramy baśni nie będą wystarczającym usprawiedliwieniem abstrakcyjnego motywu, w którym sfora dzikich psów koczuje pod domem bohaterów przez wiele dni, tylko po to, by ich zabić. Im dalej w las, tym mniej też w "Wilkołaku" kina gatunkowego -  tajemnica zostaje rozwikłana zbyt szybko, a elementy grozy zaczynają ograniczać się do niepotrzebnych "jump scare'ów". Film przeradza się w filozoficzny dramat, w którym brak logiki trzeba tłumaczyć symboliką, a niezrozumiałe decyzje bohaterów zrzucać na karb ich wieku.

Tym, co pozwala przymknąć na te nieścisłości oko, są młodzi aktorzy - dźwigający tu role, często debiutanckie, w sposób zjawiskowy. Szczególne wrażenie robią Sonia Mietielica i znany z "Placu zabaw" Nicolas Przygoda - duet, który wydaje się spoiwem całej grupy młodych aktorów. Bez ich zaangażowania i naturalności "Wilkołak" mógł stać się kolejną ofiarą nieudanego castingu. Reżyser natomiast doskonale wie, czego chce, dlatego relacje między postaciami są klarowne i wyraziste, a obsada nie traci skupienia nawet, gdy przychodzi do najbardziej wymagających scen. Automatycznie zaczynamy bohaterom towarzyszyć, kibicować, współprzeżywać.

"Wilkołak" to kino bezkompromisowe, autentyczne, świadome. Dzieło, które chwyta za serce i budzi refleksje. Film zrealizowany, mimo drobnych potknięć, z pomysłem i konsekwencją. Dlatego też największym zagrożeniem na jego dalszej drodze będzie nieoczywisty charakter. Jednych zniechęci entourage horroru, innych przekonanie, że to kolejna opowieść "obozowa", jeszcze inni stwierdzą, że połączenie tych dwóch konwencji jest obrazą czci i godności. Nie każdy też mankamenty filmu uzna za nieistotne - trudno mi dziś wyobrazić sobie jednoznacznie pozytywny odbiór "Wilkołaka". Jeśli jednak w taki sposób ma wyglądać prawdziwe polskie kino autorskie - cóż, byle tak dalej.

7/10

"Wilkołak", reż. Adrian Panek, Polska, Niemcy, Holandia 2018, dystrybutor: Velvet Spoon, premiera kinowa 29 marca 2019 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wilkołak 2018
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy