Reklama

"Reakcja łańcuchowa" [recenzja]: Piękna katastrofa

26 kwietnia 2016 minęło 30 lat od wybuchu reaktora jądrowego w elektrowni w Czarnobylu. W "Reakcji łańcuchowej" Jakub Pączek próbuje przekonać nas, że to zdarzenie miało kolosalny wpływ na całe "Pokolenie 86", a jego skutki odczuwalne są nawet dzisiaj. W teorii brzmi to intrygująco, w praktyce wychodzi... niewypał. W swoim pełnometrażowym debiucie krakowski twórca bawi się kinem, ale chyba tylko on czerpie z tej zabawy przyjemność.

26 kwietnia 2016  minęło 30 lat od wybuchu reaktora jądrowego w elektrowni w Czarnobylu. W "Reakcji łańcuchowej" Jakub Pączek próbuje przekonać nas, że to zdarzenie miało kolosalny wpływ na całe "Pokolenie 86", a jego skutki odczuwalne są nawet dzisiaj. W teorii brzmi to intrygująco, w praktyce wychodzi... niewypał. W swoim pełnometrażowym debiucie krakowski twórca bawi się kinem, ale chyba tylko on czerpie z tej zabawy przyjemność.
Małgorzata Mikołajczak w filmie "Reakcja łańcuchowa" /Marcin Makowski /materiały dystrybutora

Jak łatwo się domyślić, fabuła "Reakcji łańcuchowej" kręci się wokół trójki typowych przedstawicieli straconego pokolenia warszawskich trzydziestolatków, którego założycielski mit ufundowała czarnobylska elektrownia. Martę (Małgorzata Mikołajczak) i Adama (Tomasz Włosok) poznajemy, gdy przygotowują się do ślubu. Pomaga im w tym przyjaciel - aspirujący reżyser Paweł (Bartosz Gelner) oraz zamożna matka Adama (Anna Radwan), fundatorka przedsięwzięcia. Radość weselnych przygotowań psuje informacja o zaginięciu byłej dziewczyny Adama - Kasi. Choć pozornie nie ma ono z zakochanymi nic wspólnego, prowokuje tytułową reakcję łańcuchową, po której nic w ich związku nie będzie już takie samo.

Reklama

Po drodze wydarzy się sporo. Palone domki letniskowe, wypadki samochodowe czy topielcze wizje są w dziele Pączka na porządku dziennym. Reżyser ewidentnie stara się wzbogacić klasyczną narrację o elementy autorskie. Ubiera swój film w metaforyczną ramę w postaci ujęć z Czarnobyla dawniej i dziś, snuje autoironiczny komentarz co do losów początkującego filmowca i z uporem wplata sceny z nocnego koszmaru, w którym trójkę głównych bohaterów obserwujemy pod wodą. Oglądając te zabiegi, jedno można pochwalić: ciekawe pomysły na pewno się tu kryły, a operator Piotr Śliskowski ("80 milionów") potrafił wyciągnąć z nich maksimum pod względem wizualnym. Problem w tym, że sama okładka książki nie czyni. Pod powierzchnią "Reakcji łańcuchowej" nie kryje się nic.

Nie takie były założenia. Twórcy wyraźnie mają ambicje zdiagnozowania problemów współczesnych warszawiaków z bogatych domów. Chcą pokazać bezsens, bezcelowość, pustkę i wyczerpanie. Zobrazować środowisko, gdzie nadmiar opcji skutkuje brakiem wyboru żadnej. Pączek patrzy na to niby z przymrużeniem oka, niby ironicznie, niby z dystansem. Rezultat jest jednak siermiężny. Reżyser nie pokazuje względem swoich bohaterów ani cienia empatii, prowadzi ich na sam skraj autoparodii i przerysowuje, co ze słabo skonstruowanych charakterów wyciąga banał. Sławna matka Adama to, oczywiście, egoistka z roszczeniowym stosunkiem do świata, jej syn to, nie inaczej, zakompleksiony nieudacznik bez pomysłu na przyszłość, a jego przyjaciel o duszy artysty, Paweł, w okrutnej dla młodych ludzi rzeczywistości jest zmuszony poświęcić swoje reżyserskie marzenia na rzecz branży porno.

Te dylematy, jakby wyjęte z polskich komedii romantycznych rozgrywających się w środowisku "warszawki", jeszcze byłyby do zniesienia (w końcu Pączek ewidentnie mówi o tym, co go dotyka), gdyby nie zapleciona wokół wątku obyczajowego intryga. Jej rozwiązanie to absurd absurdów, a emocje, które mu towarzyszą, powinno się mierzyć w skali minusowej. Równie nieudane są wymiany zdań między bohaterami, gdy wychodzi z nich chowana do siebie nawzajem uraza i żarty, którymi Pączek raczy widza z zatrważającą częstotliwością. Za esencję poczucia humoru twórców można potraktować nazwę serwisu pornograficznego, w którym Paweł rozpoczyna pracę - piździelec.com. Bardzo zabawne. Dobijający napis "film oparty na prawdziwych wydarzeniach" najlepiej przemilczeć.

W tej wziętej w nawias, odrealnionej rzeczywistości i łączącej dramat z thrillerem konwencji mogliby się zgubić nawet wybitni aktorzy. Główne trio - Włosok, Mikołajczak i Gelner - robi, co może, by statek pod nadzorem Pączka nie poszedł zbyt szybko na dno, ale staje się to niemożliwe, gdy z pełną powagą muszą recytować pachnące papierem dialogi. Można to nazwać zarówno reakcją łańcuchową, jak i efektem domina, gdzie jeden wadliwy element rujnuje resztę. I dlatego nie da się oprzeć wrażeniu, że "Reakcja łańcuchowa" ostatecznie parodiuje samą siebie. A świat filmu jest brutalny - co Pączek z pewnością już wie, i nawet atrakcyjna wizualnie katastrofa, to wciąż katastrofa. Piękna, ale katastrofa.

4/10

"Reakcja łańcuchowa", reż. Jakub Pączek, Polska 2017,  dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 8 grudnia 2017

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Reakcja łańcuchowa 2017 | Gdynia 2017
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy