"Moje wspaniałe życie": Kobieta pod presją [recenzja]

Kadr z filmu "Moje wspaniałe życie" /Gutek Film /materiały prasowe

Polskie kino potrzebuje Łukasza Grzegorzka. Żaden z rodzimych twórców nie potrafi tak sprawnie łączyć prostych radości i codziennych dramatów. W "Kamperze" opowiadał o trudach współczesnych trzydziestolatków, w "Córce trenera" przyglądał się losom młodej tenisistki i starającego się przelać na nią swe ambicje ojca. Czasem bawił, czasem wzruszał, nigdy nie oceniał swoich bohaterów. Tak też jest w przypadku "Mojego wspaniałego życia".

Główną bohaterką filmu jest Jo (Agata Buzek), nauczycielka angielskiego w technikum rolnym, którego dyrektorem jest jej mąż (Jacek Braciak). W pracy kobieta jest surową i wymagającą (ale też empatyczną) belferką. W domu stara się pogodzić kilka pokoleń rodziny - ciągle zamykającego się w swoim pokoju nastoletniego syna, starszego potomka, który szuka swojej drogi (a póki co wraz z partnerką i dzieckiem mieszka u rodziców) oraz swojej matki (Małgorzata Zajączkowska), walczącej z postępującą chorobą Alzheimera.

Z dala od najbliższych, podczas schadzek z innym nauczycielem (Adam Woronowicz), zdarza jej się zapalić jointa. Jo udaje się jakoś funkcjonować, gdy nagle zaczyna otrzymywać anonimy, grożące ujawnieniem jej najintymniejszych tajemnic. W jednej chwili cały jej świat nagle staje na głowie.

Reklama

"Moje wspaniałe życie" to aktorski koncert. W filmie nie znajdziemy ani jednej fałszywej nuty. Znakomicie spisują się wszyscy w nim występujący - nieważne czy na pierwszym, czy drugim planie, czy w epizodzie. Scenariusz pomaga aktorom, stawiając ich bohaterów w różnych sytuacjach. Na przestrzeni fabuły niemal każda z postaci zrobi coś dobrego i coś złego. Podobnie jak w swoich ostatnich filmach Grzegorzek nie moralizuje i nie poucza. Zamiast tego stoi z boku, pozwala swoim bohaterom żyć i popełniać błędy.

Nieporadne zmysłowości Adama Wornonowicza bawią, ale są też na swój sposób nieco urocze. Jacek Braciak sprawdza się doskonale jako dyrektor zarządzający życiem szkolnym, którego przerasta życie rodzinne. Wspaniała jest także Małgorzata Zajączkowska jako kobieta powoli tracąca władzę nad swoim życiem.

Film Grzegorzka to jednak przede wszystkim tour de force Agaty Buzek. Aktorka perfekcyjnie wygrywa wszystkie skrajne stany Jo. Wierzymy jej, gdy płacze z bezsilności, gdy stara się zapanować nad domowym harmidrem, gdy staje w obronie swoich uczniów. Z rozwojem fabuły wyłania się obraz nieszczęśliwej kobiety łapiącej okruchy radości i walczącej, by je zachować. Nieznoszącej swojej rodziny, ale jednocześnie niepotrafiącej bez niej żyć. Miejscami trudno ją polubić. Jednak zawsze wiemy, dlaczego w danej sytuacji zachowuje się tak a nie inaczej.

Skupiając się na licznych bohaterach, Grzegorzek podchodzi luźniej do dramaturgii. W rezultacie Jo przez większość czasu wydaje się nie mieć jasnego celu, a gdy takowy się pojawia, dłuższą chwilę zajmuje jej podjęcie próby ratowania sytuacji. Miejscami zaburza to rytm oglądania. Ostatecznie podejście reżysera wychodzi z tej drogi obronną ręką. Nawet w finale, który wydaje się nieco naciągany i niewiarygodny. Grzegorzek proponuje szczery film ku pokrzepieniu serc na trudne i szalone czasy - a tych nigdy za wiele.

7/10

"Moje wspaniałe życie", reż. Łukasz Grzegorzek, Polska 2021, dystrybucja: Gutek Film, premiera kinowa: jesień 2021 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Moje wspaniałe życie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy