Reklama

Męka Pana naszego Jezusa Chrystusa

"Młyn i Krzyż", reż. Lech Majewski, Polska, Szwecja 2011, dystrybutor: ITI Cinema, premiera kinowa: 18 marca 2011

Najnowszy film Lecha Majewskiego "Młyn i Krzyż" miał światową premierę na festiwalu w Sundance na początku tego roku. Po raz kolejny reżyser "Wojaczka" i "Ogrodu rozkoszy ziemskich" sięga do światowego malarstwa, aby jak twierdzi, dokonać autorskiego i filmowego odczytania działa uznanych "starych mistrzów".

Tym razem widzowie będą uczestnikami podróży w głąb rzeczywistości XVI-wiecznej Flandrii pędzla Petera Bruegla Starszego. Płótno "Droga na Kalwarię" ożywa dzięki technikom komputerowym i staje się punktem wyjścia do rozważań na temat męki Chrystusa.

Reklama

Obraz Bruegla powstał w roku 1564, kiedy we Flandrii rządziła mordująca niewiernych hiszpańska inkwizycja. Akcja filmu rozpoczyna się w momencie, kiedy malarz (Rutger Hauer) przygotowuje szkice do swojego kolejnego obrazu. Inspiracji poszukuje w otaczającej go rzeczywistości małej wsi. Część okolicznych mieszkańców czyni bohaterami płótna, które dopiero ma powstać. Dodatkowo symbolicznie porównuje śmierć Jezusa Chrystusa do egzekucji jednego z okolicznych wieśniaków, który sprzeniewierzył się ideałom Kościoła Katolickiego.

O swoich fascynacjach filmowy Bruegl opowiada Nicolasowi Jonghelinckowi (Michael York), który jest jego mecenasem. Męka Pańska zgodnie z ideą artysty, podobnie jak śmierć Ikara i inne ważne wydarzenia w historii ludzkości, pozostaje niezauważona na płótnie. Majewski wkraczając w świat malarski decyduje się na odkrycie historii niektórych postaci występujących na obrazie i w konsekwencji pokazanie śmierci Chrystusa nie tylko widzom, lecz przede wszystkim mieszkańcom flandryjskiej wioski.

Na pierwszy rzut oka eksperyment Majewskiego zaskakuje i fascynuje. Świat z obrazu Bruegla zostaje ożywiony w niezwykle pieczołowity sposób. Widz ma wrażenie, że jest w stanie zobaczyć każdy najmniejszy szczegół. Obserwujemy zwykłe, codzienne życie na wsi zamknięte w epizodach, których finałem ma być śmierć Chrystusa. Z jednej strony żona Bruegla wykonująca prace domowe, rozważania Matki Boskiej (Charlotte Rampling), z drugiej - praca w młynie od świtu do nocy i okoliczny targ, na którym dochodzi do morderstwa na niewinnym wieśniaku.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby w pewnym momencie w tę sielską obserwację nie wkradał się banał. Młynarz, czyli Bóg Ojciec zatrzymujący czas, czy pająk na "pajęczynie czasu", który ma uświadomić widzowi na czym polega proces twórczy? Na koniec oczywiście odwołanie do współczesności, a raczej zejście na ziemię do zimnych sal Prado. W całkowitej ciszy. Jednym słowem: przymus kontemplacji i zastanowienia nad kondycją współczesnego człowieka, który tak niewiele się zmienił...?

"Młyn i krzyż" można zaliczyć do filmów "imponujących" rozmachem, z doborową obsadą i wielkimi chęciami stworzenia filmowego eseju malarsko-filozoficznego. Po dłuższej chwili dochodzę do wniosku, że po tym, jak Peter Greenaway stworzył "Nocną straż", nie wystarczy już tylko tchnąć życie w malarskie postacie i przywołać motyw Męki Pańskiej. Nawet jeśli sam Chrystus ma symbolizować nieszczęsnych heretyków.

5/10


Jeśli chcesz obejrzeć film "Młyn i Krzyż", sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: krzyż | Jezus Chrystus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy