Reklama

"Kler" [recenzja]: Ludzie grzeszni

Już po pierwszych zapowiedziach "Kleru" Wojciecha Smarzowskiego wiadomo było, że niezależnie od wartości artystycznej filmu będzie o nim głośno. Po mieszkańcach wsi ("Wesele"), policjantach ("Drogówka") i alkoholikach ("Pod Mocnym Aniołem"), mistrz wyciągania trupów z szaf Polaków wziął na tapetę duchowieństwo. I ponownie stworzył dzieło, które u jednych wywoła mdłości, u innych dreszcze, a u jeszcze innych - wściekłość.

Już po pierwszych zapowiedziach "Kleru" Wojciecha Smarzowskiego wiadomo było, że niezależnie od wartości artystycznej filmu będzie o nim głośno. Po mieszkańcach wsi ("Wesele"), policjantach ("Drogówka") i alkoholikach ("Pod Mocnym Aniołem"), mistrz wyciągania trupów z szaf Polaków wziął na tapetę duchowieństwo. I ponownie stworzył dzieło, które u jednych wywoła mdłości, u innych dreszcze, a u jeszcze innych - wściekłość.
Janusz Gajos w filmie "Kler", fot. Bartek Mrozowski /materiały dystrybutora

Księżom nie jest lekko. Niby oczywistość, ale co innego, gdy przekonujesz się o tym na własnej skórze. Zarówno Kukuła (Arkadiusz Jakubik), Trybus (Robert Więckiewicz), jak i Lisowski (Jacek Braciak) zupełnie inaczej wyobrażali sobie swoją posługę u progu seminarium. Obecnie trzej przyjaciele z młodości przechodzą trudne chwile. Jeden mierzy się z zarzutami o pedofilię, drugi coraz bardziej stacza w otchłań alkoholizmu, trzeci prowadzi wojnę partyzancką z arcybiskupem Mordowiczem (Janusz Gajos) o jak najwyższą pozycję w kościele i - w nieodległej przyszłości - karierę w Watykanie. Ich zachowania definiują emocje takie, jak desperacja, frustracja i strach. A im dalej w las, tym bliżej każdemu z nich  do krawędzi szaleństwa.

Reklama

Alkohol, korupcja, gwałt, aborcja, mobbing, przemoc, kolesiostwo, hipokryzja, seks - ten, kto widział "Drogówkę", ten wie, w jaki sposób Wojciech Smarzowski opowiada o "polskich elitach". O tym, że "Kler" jest duchowym spadkobiercą tego filmu, sugerują już sami twórcy, w jednej z pierwszych scen ubierając bohatera granego przez Arkadiusza Jakubika w koszulkę z hasłem "Drogówka" na piersi. Nie dziwi więc, że podobnie jak w kręconej telefonem rozprawce na temat kondycji polskiej policji, nie ma w "Klerze" miejsca na litość, nadzieję czy oddech. Prezentowane tu sytuacje to tzw. "jazda po bandzie" - demoralizacja i upadek, choć zobrazowane ze znacznie większym wyczuciem, niż choćby w dziełach Patryka Vegi.

Smarzowskiego interesuje bowiem, co innego, niż samo pokazywanie makabry. U twórcy "Wołynia" liczy się nie szok, a refleksja, która przychodzi po nim. I pod tym względem "Kler" wypełnia swoją misję. To opowieść o bezdennej otchłani ukrytego w nas zła - zła, w które najwygodniej byłoby nie wierzyć. Zła, które trawi ludzi stojących na straży moralności. Zła, które z początku może nawet bawić, ale im głębiej wsiąkamy w ekranową rzeczywistość, tym bardziej, wzorem "Wesela" czy "Domu złego", zaczyna przerażać.

Zdecydowanie nie jest to film, który znamy ze zwiastuna - mimo tony absurdów, humor, jeśli już, ma tu gorzki posmak. I zdecydowanie nie jest to też film, który idzie na łatwiznę. Wbrew pojawiającym się przed premierą zarzutom wcale nie mamy tu do czynienia z czystą prowokacją. Nie chodzi o "hejt" kościoła, nie chodzi o obrażanie ludzi wierzących. W każdej z postaci "Kleru" można znaleźć okruchy dobra i wewnętrzne konflikty. Ich charaktery są niebanalne, losy skomplikowane, a przeszłość - bolesna.

Jak przystało na kino Smarzowskiego warstwa audiowizualna stanowi doskonałe dopełnienie warstwy narracyjnej. Począwszy od "zimnych" zdjęć Tomasza Madejskiego, przez podkreślającą poczucie wyobcowania muzykę Mikołaja Trzaski, aż po eksperymentalne zastosowanie efektów dźwiękowych - w "Klerze" każdy detal ociera się o perfekcję. Perfekcyjna jest także obsada. Janusz Gajos, Arkadiusz Jakubik, Jacek Braciak i Robert Więckiewicz, jak przystało na film o wierze, potrafią zdziałać na ekranie prawdziwe cuda.

Wszystko działa jednak tylko do momentu, gdy nie myślimy o "Klerze" w kontekście poprzednich dzieł reżysera. Nowemu filmowi, mimo wstrząsającego finału, daleko bowiem do "Róży", "Wołynia" czy "Domu złego" pod kątem emocjonalnego katharsis, które gwarantuje. To trochę, chcąc nie chcąc, kolejne dzieło Smarzowskiego na ten sam temat - z wykorzystaniem tych samych dramatycznych rozwiązań i tych samych wzorów postaci, co wcześniej. I dowód, że eksploatowany przez reżysera motyw upadku też może na którymś etapie zacząć nużyć.

Niezależnie od realnego kształtu "Kler" będzie wykorzystywany w politycznej batalii przez każdą ze stron. Dla jednych antychrześcijańska jatka dla lewaków, dla innych - obraz ujawniający to, co powinno być ujawnione już znacznie wcześniej. Największą siłą filmu jest jednak to, że w gruncie rzeczy to przede wszystkim opowieść o człowieku - i o tym, że nawet tak "świętą" instytucję jak kościół tworzą ludzie grzeszni. Już tym Smarzowski potwierdza, że choć dawno przestał zaskakiwać, wciąż pozostaje mistrzem tworzenia filmów ważnych, ważkich i szczerych. O nas - dla nas.

7/10

"Kler", reż. Wojciech Smarzowski, Polska 2018, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 28 września 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kler
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy